Najważniejszy jest mąż!
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Najważniejszy jest mąż!

Agnieszka Dubiel
 
Na początku wszystko było proste: wracałam do domu i gotowałam obiad. Dla męża. Potem jedliśmy go razem, potem jechaliśmy na zakupy, siadaliśmy do kolacji. Na koniec, już wieczorem, rozmawialiśmy jeszcze na tarasie, osłonięci cieniem winnego krzewu. Takie to było zwyczajne, a jednocześnie takie radosne po długim okresie narzeczeństwa, gdy dojeżdżaliśmy do siebie przez pół Polski. Muszę przyznać, pierwsze jedenaście, może piętnaście lat zeszło mi na cieszeniu się, że wreszcie możemy być razem, tak na co dzień.
 

Życie we dwoje

I teraz też spoglądam w przyszłość z pewną tęsknotą. Trochę marzy mi się ten cichy dom, gdy znów obudzimy się rano i stwierdzimy, że nareszcie zaczynamy życie we dwoje. Na powrót zamieszkamy w małych pokojach na dole, tuż przy tarasie i przy ogródku. I będziemy mogli spędzać długie wieczory w cieniu orzecha, który jakiś czas temu zastąpił krzew winny. Będziemy siedzieli na ławeczce patrząc trochę w przeszłość, trochę w przyszłość i dziwili się, kiedy te wszystkie lata uleciały. A ja będę może nadal cieszyła się, że nareszcie możemy być razem, że nie musimy do siebie dojeżdżać, ani nawet walczyć o każde wspólne piętnaście minut.
 

Długi okres przejściowy

Kiedyś tak będzie. A dziś? Na razie mamy taki długi okres przejściowy, wypełniony milionem obowiązków, budowaniem domu w domu, opieką nad dziećmi i wypuszczaniem ich w świat. Okres przerzucania mostów pomiędzy początkiem a końcem. Walczymy usilnie, by nie stracić więzi, nie pozwolić, by ta cienka pajęczynka naszych relacji podziurawiła się i podarła. Związywać ją wciąż na nowo, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Wiadomo powszechnie, jak delikatna, czasem wręcz niewidoczna, jest pajęczyna. Jednocześnie zaś nić pajęcza jest włóknem wytrzymalszym od stali. Oczywiście jest to ważne nie tylko dla nas, żeby mieć towarzystwo na starość. Jest to jeszcze ważniejsze dla dzieci.
 

Dzieci potrzebują pewności

Okazuje się bowiem, że one wcale nie potrzebują stać na pierwszym miejscu. Wręcz przeciwnie, czekają na odrobinę swobody i dystansu, a także pewności, że rodzice są razem we wszystkim. Nasza bliska relacja spaja rodzinę i tworzy dobre bezpieczne środowisko dla dzieci. Nie możemy pozwolić, by wytworzyło się między nami pęknięcie, potem wyrwa, a potem posypał się tynk, aż wreszcie cała budowla w gruz się obróci i wiele czasu będzie trzeba, by to pobojowisko posprzątać. Ale i tak pozostanie zawsze pobojowiskiem.
 
Dzieci potrzebują pewności takiej, że nawet do głowy im nie przyjdzie, iż ich świat mógłby się zawalić. Potrzebują gruntu pod nogami, z którego mogą startować, patrząc daleko za horyzont, a nie muszą wciąż trwożnie rozglądać się wokół siebie, czy nic im się na głowę nie sypie.
 

W napięciu między dobrem a złem

Oczywiście nie zawsze jest wspaniale. Na szczęście również nie beznadziejnie. Zwykle znajdujemy się gdzieś pośrodku, w wiecznym napięciu pomiędzy dobrem a złem. I stale trwa zmaganie, by zbliżać się ku dobru, albo chociaż nie oddawać wypracowanej już pozycji. To też jest lekcja dla dzieci: że warto walczyć o relacje, że nie wolno się poddawać. Nasze złożenie broni pociągałoby za sobą katastrofalne skutki. A one przecież stale pilnują, stale patrzą i uczą się, nawet jeśli nieświadomie.
 

Moje „ja” i nasze „my”

I dlatego, właśnie, gdy mąż wchodzi do domu, staram się odłożyć to, co robię i powitać go. Jeśli spóźni się na obiad – usiąść z nim przy stole i posłuchać, jak minął dzień. Jeśli nie spóźni się – upominać dzieci, gdy tata chce coś powiedzieć. Dlatego lubimy razem wyjść, nawet jeśli z braku możliwości zdarza się to bardzo rzadko. Dlatego każdy problem konsultuję najpierw z mężem. I staram się nie narzekać na niego przed ludźmi.
 
Tak, jest to ciągłe zmaganie. Ciągłe napięcie pomiędzy moim „ja”, a naszym „my”. Próbuję pamiętać, że dzieci mamy tylko na chwilę, a męża do śmierci. Pilnuję, by posłuchać, co mówi mąż, za czym tęskni, co go cieszy. To jest może najtrudniejsze, bo wolałabym go przecież ucieszyć po swojemu.
 
Bywa, że daję się porwać. Niech mnie wywiezie w jakieś nieznane miejsce, niech opowie, dlaczego ono go ciekawi. Mogę popatrzeć przez chwilę na te przerażające konstrukcje sterczące na odludziu, tylko po to, aby wysłuchać jego zachwytów. Próbuję powstrzymać się przed nerwowym przebieraniem nogami i niecierpliwymi uwagami, że teraz musimy to czy tamto. Pan Łyżeczka chętniej i dokładniej zagłębia się w ten świat, a ja mogę przy okazji nauczyć się czegoś ważnego. Jeszcze trochę i znów będę miała okazję na spokojne przyglądanie się konstrukcjom. Jeszcze trochę…
 

Minuty wykradzione przy kawie

Co robimy w międzyczasie, by przetrwać te najtrudniejsze trzydzieści lat? Pijemy kawę. Zdarzało się, że mąż, wiedząc już, że zaraz wyjedzie na drugi koniec Polski i nie wróci przed końcem tygodnia, dzwonił przed południem:
- Rób szybko kawę. Jak wpadnę po narzędzia, zdążę jeszcze się napić.
Zdążył. Wykradliśmy piętnaście minut dla siebie.
 
Tak, dzieci są bardzo ważne w naszym życiu. I dlatego nie mogą być najważniejsze.
 
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar