Bitwa o Polskę – czy i jakie wnioski wyciągamy z przeszłości
- wtkaczyk
- Kategoria: OPINIE

Połowa sierpnia to czas, kiedy świętujemy historyczne zwycięstwo Polski nad bolszewikami w 1920 roku, które ocaliło byt naszego dopiero co odrodzonego po zaborach państwa. 15 sierpnia jest też świętem wojska polskiego, ustanowionym na pamiątkę tego zwycięstwa oraz kościelnym świętem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, zwanym też świętem Matki Boskiej Zielnej.
Symbolika sierpniowego święta
To połączenie wojskowego święta państwowego i kościelnego ma w sobie coś symbolicznego. Wszak polską wiktorię w bitwie warszawskiej, trochę na złość marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu, jego polityczni przeciwnicy nazwali „Cudem nad Wisłą”, chcąc umniejszyć zasługi naczelnika państwa i wodza naczelnego polskiej armii.
Nie sposób się jednak nie zadumać nad związkiem skutecznego planu militarnego, poświęcenia żołnierzy oraz tysięcy wspierających wojsko cywilów, politycznej i społecznej jedności w obliczu zagrożenia z opieką bożej opatrzności w postaci Matki Boskiej, jakże wymownie przedstawionej na obrazie Jerzego Kossaka „Cud nad Wisłą - Bitwa Warszawska” (1930 r., reprodukcja poniżej).

Jest jeszcze jeden religijno-wojskowy aspekt zwycięstwa nad bolszewickimi hordami latem 1920 r. Otóż, by zakłócić łączność wroga, polscy szyfranci przez długie godziny nadawali w eter… fragmenty Pisma Świętego.
Czas się cofa w Rosji, ale świat się zmienił
Po z górą stu latach od tego wydarzenia można odnieść wrażenie, że czas jakby cofnął się o wiek. Od wschodu znów na zachód prą zbrojnie barbarzyńskie hordy rosyjskie w imię swojej nigdy nie zapomnianej imperialistycznej ideologii, która tylko zmienia kolory sztandarów – z carskiego na czerwony, a dziś na biało-niebiesko-czerwony.
Cel i metody działania pozostają takie same – dominacja nad sąsiadami, podporządkowanie ościennych narodów, narzucenie im siłą rosyjskiej władzy i modelu „cywilizacyjnego”, pozostanie przy stole największych światowych mocarstw, wpływanie na losy Europy, ba – nawet świata…

Polscy wolontariusze pomagają wojennym uchodźcom ukraińskim na dworcu Przemyśl Główny (28 lutego 2022 r.).
Metody do osiągnięcia tych celów to stałe rosyjskie, bolszewickie i sowieckie rozwiązania akceptowane przez najwyższe rosyjskie czynniki polityczne i wojskowe, a wygląda i na to, że popierane przez dużą część rosyjskich poddanych (bo raczej nie można ich nazwać obywatelami) - m.in. ataki na cele cywilne, gwałty, rabunki, bezczeszczenie zwłok, mordy na jeńcach, zabijanie kobiet i dzieci, wywożenie dzieci ukraińskich do Rosji, straszenie bronią jądrową i tym podobne „środki walki” z „ukraińskimi faszystami”.
Na szczęście dla nas świat w ciągu ostatnich dziesięcioleci bardzo się zmienił, zwłaszcza Europa, i mimo że nawet dziś z naszego kręgu cywilizacyjnego, niestety, płyną do Rosji „ciepłe” słowa i gesty, to jednak demokratyczne kraje europejskie i amerykańskie zdecydowały się stanąć po „jasnej stronie mocy” przeciwko agresywnej Rosji. I choć trudno wyrokować na przyszłość, to na straży bezpieczeństwa polskich rodzin stoi wojsko polskie oraz nasi sojusznicy z NATO, tak więc Rosja raczej nie zdecyduje się na bezpośredni atak, co nie zmienia faktu, że atakuje nas i dalej będzie to robić w sposób pośredni (np. poprzez wysyłanie tzw. imigrantów z terenu Białorusi, wojskowe prowokacje graniczne itp.).
Dziś rolę Polski z 1920 roku odgrywa Ukraina, zaatakowana przez rosyjskich barbarzyńców. I broniąca się Ukraina może liczyć na szerokie wsparcie międzynarodowe, na które nie mogła liczyć Polska 103 lata temu.
Wróg u bram odrodzonej ojczyzny
Bolszewicki zamach stanu z jesieni 1917 roku (zwany rewolucją październikową), który obalił demokratyczny rząd w Rosji powstały po rewolucji lutowej z tego samego roku, doprowadził do władzy bolszewików z Leninem nas czele. Mimo wielu słów i manifestów o pokoju i prawie narodów do samostanowienia, bolszewicy okazali się totalitarnymi zbrodniarzami, uśmiercającymi każdego swojego przeciwnika, a nawet osoby wątpiące w komunistyczną utopię. Taka sytuacja utrzymała się praktycznie aż do śmierci Stalina w 1953 r.
Skutkiem tych zmian było zawieszenie broni na froncie wschodnim. Po zakończeniu wojny w listopadzie 1918 r. na miejsce ustępujących oddziałów niemieckich wchodziły jednostki Armii Czerwonej, w końcu proces ten przeniósł się na ziemie polskie sprzed zaborów.

Polski plakat propagandowy z okresu wojny z bolszewikami 1920 r. (na rysunku Lew Trocki, twórca Armii Czerwonej, jeden z najbliższych współpracowników Lenina, zbrodniarz komunistyczny, wypędzony z ZSRS i zgładzony na polecenie Stalina w Meksyku w 1940 r.)
Dla odradzającej się z ponad wiekowego niebytu Polski stanowiło to śmiertelne zagrożenie, bowiem bolszewicy po prostu planowali zająć wszystkie ziemie należące do caratu, a po uporaniu się z wewnętrznymi przeciwnikami (tzw. białymi) zapragnęli przenieść „płomień komunistycznej rewolucji” aż do Rzymu i Lizbony…
Takiemu rozwiązaniu sprzyjał powojenny kryzys w Europie - rewolucja w Berlinie, komunistyczny przewrót na Węgrzech, próby destabilizacji wywoływane przez komunistów w Finlandii, państwach bałtyckich i w Wiedniu.
Zmienne losy wojny
Jeszcze zimą z 1918/1919 r. bolszewicy wyparli polską samoobronę z Mińska na Białorusi i z Wilna na Litwie, zaatakowali też Ukraińska Republikę Ludową (niekomunistyczną) i zajęli część jej terytorium. Na zdobytych ziemiach instalowali podporządkowane sobie tzw. socjalistyczne republiki rad, siali terror, mordowali, gwałcili, palili, kradli (coś nam to chyba przypomina?).
Próby polsko-bolszewickich pertraktacji okazały się nieudane i w kwietniu 1919 r. wojska polskie ruszyły na wschód, w celu odbicia utraconego Wilna, a także Wołynia. Polskie Biuro Szyfrów złamało bolszewickie kody, co spowodowało uzyskanie informacji o ruchach wojsk przeciwnika.
Piłsudski jednak jesienią 1919 r. – mimo nacisków aliantów zachodnich - wstrzymał ofensywę – czekał na wynik starcia bolszewików (czerwonych) z interwentami (białymi), nie chcąc wpływać na osłabienie jednych kosztem drugich. Zdawał sobie sprawę, że obie strony wewnętrznego rosyjskiego konfliktu nie gwarantują niepodległości Polski w granicach zarysowanych przez polskie władze, choć przyparci do muru bolszewicy deklarowali znaczne ustępstwa. De facto bezczynność wojsk polskich pomogła Armii Czerwonej uporać się z wojskami białych generałów i ich zachodnich sojuszników.

Generał Edward Rydz-Śmigły przyjmuje defiladę wojsk polskich w zdobytym Kijowie (9 maja 1920 r.).
Biali i czerwoni słabli, wobec czego Piłsudski zdecydował o marszu na Kijów. Miasto zostało zajęte w maju 1920 r. Polacy działali w porozumieniu z wojskami ukraińskimi pod wodzą atamana Petlury. Jednak bolszewicy zdołali ściągnąć posiłki i przystąpili do skutecznego kontrataku, wypierając Polaków i Ukraińców z zajętych terenów.
Na czele wojsk bolszewickich stał bardzo młody (27 lat) i zdolny dowódca Michaił Tuchaczewski (po latach oskarżony i zamordowany na polecenie Stalina w 1937 r.). Oddziały polskie cofały się. W lipcu sytuacja była już bardzo zła, a dowództwo Armii Czerwonej wydało rozkazy ataku na Warszawę i Lwów będąc pewne zwycięstwa. Także za granicą dla Polski nie widziano już ratunku.
Chroń nas Panie od fałszywych przyjaciół, z wrogami poradzimy sobie sami…
Na arenie międzynarodowej Polska nie miała zbyt wielu sojuszników. Największym była Francja, mimo początkowej opcji stawiającej na odbudowę „białej” Rosji (kapitaliści stracili tam wielkie majątki, które bolszewicy „znacjonalizowali”). Szła stamtąd pomoc w sprzęcie wojskowym, przyjechało około tysiąca francuskich oficerów do wsparcia dowódczego Polaków (m. in. młody kpt. Charles de Gaulle), przybyła do Polski tzw. Błękitna Armia, sformowana pod koniec I wojny światowej, wyposażona i uzbrojona przez Francuzów. W dramatycznych okolicznościach dotarł w sierpniu wielki transport amunicji z Węgier.

Misja Międzysojusznicza do Polski, sierpień 1920. W pierwszym rzędzie od lewej: Edgar Vincent D’Abernon, Jean Jules Jusserand, gen. Maxime Weygand, Maurice Hankey.
Natomiast Wielka Brytania z jej premierem Lloyd Georgem skazała Polskę na upadek i pertraktowała z bolszewikami, nakłaniając przy tym rząd polski do ustępstw. Polacy w obliczu klęski stopniowo ulegali, jednak apetyt bolszewików rósł na tyle, że nie zdołano dojść do porozumienia.
Pierwszy prezydent powstałej właśnie Czechosłowacji Tomasz Masaryk także naiwnie sprzyjał bolszewikom. Czesi wykorzystali słabość Polski i zajęli zbrojnie Śląsk Cieszyński (Zaolzie), łamiąc wcześniejszą umowę. Dodatkowo nie zgodzili się na przejazd do Polski węgierskiej kawalerii oraz próbowali zatrzymać w Pradze udającą się do Polski francusko-brytyjską misję wojskowo-polityczną.
Sojusz Niemców i „czerwonej” Rosji przeciwko Polsce
Rząd niemiecki udzielił pomocy militarnej Armii Czerwonej, sprzedając bolszewikom broń, amunicję, sprzęt wojskowy, dostarczając im ochotników. Sympatyzujący z bolszewikami niemieccy robotnicy bojkotowali transporty broni do Polski przez terytorium Niemiec i w Gdańsku. Bolszewicy obiecywali Niemcom zwrot Wielkopolski i Pomorza. Według danych polskiego wywiadu wojskowego w sierpniu 1920 roku w Armii Czerwonej przeciwko Polakom walczyło 20 tys. żołnierzy niemieckich i 80 tys. spartakusowców (członków Związku Spartakusa – marksistowskiego ruchu rewolucyjnego, działającego w Cesarstwie Niemieckim podczas I wojny światowej, zorganizowanego przez Różę Luksemburg, Karola Liebknechta i Juliana Marchlewskiego).

Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski (tzw. Polrewkom), który miał rządzić Polską Socjalistyczną Republiką Rad. W środkowym rzędzie od lewej: Iwan Skworcow-Stiepanow, Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Feliks Kon (sierpnień 1920 r.).
Bolszewicy już czuli się zwycięzcami. W Białymstoku utworzony został Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski z Julianem Marchlewskim na czele i pochodzącym z polsko-litewskiej rodziny wpływowym bolszewikiem Feliksem Dzierżyńskim – twórcą sowieckiej „bezpieki” (Czeka) w jego składzie, który wkrótce przeniósł się do podwarszawskiego Wyszkowa. To oni mieli zarządzać przyszłą „czerwoną” Polską.
Polityka i wojsko
W obliczu tak wielkiego zagrożenia w Polsce powstał Rząd Obrony Narodowej pod przewodnictwem Wincentego Witosa, z udziałem socjalistów, poparty przez wszystkie frakcje sejmowe. Udział w tym rządzie przedstawicieli chłopów i robotników miał zapobiec agitacji bolszewickiej, oskarżającej „polskich panów” o wrogi stosunek do ludzi pracy i włościan.

Ignacy Daszyński i Wincenty Witos - wicepremier i premier powołanego 24 lipca 1920 r. Rządu Obrony Narodowej.
Gen. Józef Haller zorganizował ponad 100-tysięczną Armię Ochotniczą, złożoną m.in. z uczniów i studentów ale także (choć w mniejszym stopniu) z chłopów i robotników. Mocnym elementem polskiej armii były jednostki z Wielkopolski, utworzone w czasie i po zwycięstwie Powstania Wielkopolskiego przez gen. Dowbor-Muśnickiego.
Na mocy porozumienia z Ukraińską Republiką Ludową (URL), jej siły zbrojne pod wodzą atamana Petlury stanęły u boku Polaków.
Zadwórze - polskie Termopile pod Lwowem
Wojska bolszewickie podchodziły pod Warszawę, a na południu Jegorow i Stalin szturmowali Lwów. Tuchaczewski rozkazał im ruszać na Warszawę, jednak Stalin, chcąc koniecznie zdobyć miasto, zwlekał. Ta niesubordynacja pomogła wojskom polskim.
Opór obrońców Lwowa przeszedł do legendy – szczególnie obrona stacji kolejowej w Zadwórzu, w której zginęło 318 z 330 polskich ochotników. Polegli Polacy zostali przez czerwonoarmistów zmasakrowani, zbezczeszczeni i obrabowani. Starcie to nazywano polskimi Termopilami. Przesądziło ono o zaniechaniu przez bolszewików zdobycia Lwowa i ich odejściu na Warszawę.

Bój pod Zadwórzem, obraz Stanisława Kaczora-Batowskiego z 1929 roku.
Plan na miarę ocalenia Polski
W dramatycznej sytuacji powstał plan polskiego kontruderzenia, wypracowany na początku sierpnia przez Józefa Piłsudskiego, szefa Sztabu Generalnego gen. Tadeusza Rozwadowskiego oraz przedstawiciela Francuskiej Misji Wojskowej w Polsce gen. Maxime’a Weyganda. Zakładał utworzenie ze ściągniętych z frontu jednostek grupy uderzeniowej do głębokiego jednostronnego oskrzydlenia przeciwnika od południa i wyjścia na jego tyły. Polski radio wywiad ustalił słaby punkt bolszewików, w którym zaatakowano.

Marszałek Piłsudski ze sztabem.
Bohaterscy obrońcy dokonywali cudów poświęcenia na przedpolach Warszawy, odpierali bolszewickie hordy pod Radzyminem i Ossowem, gdzie podczas polskiego kontrnatarcia, które ruszyło 14 sierpnia, zginął śmiercią bohatera kapelan wojskowy 27-letni ksiądz Ignacy Skorupka.
Uderzenie, które przyniosło zwycięstwo
Tymczasem 16 sierpnia pięć polskich dywizji uderzyło z wideł Wisły i Wieprza (czyli terenu położonego na południe od Warszawy) na tyły nacierających na stolicę wojsk bolszewickich. Kontrofensywę znad Wieprza osobiście poprowadził Piłsudski. Uprzednio – w razie niepowodzenia planu, który zatwierdził – złożył na ręce premiera Witosa pismo ze swoją dymisją.
Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Uderzenie było tak skuteczne (na tym odcinku znajdowała się tylko słaba bolszewicka Grupa Mozyrska w składzie zaledwie jeden dywizji i oddziałów pomocniczych, nie spodziewająca się już żadnych poważnych jednostek polskich w okolicy), że zaskoczeni bolszewicy cofali się w popłochu zagrożeni okrążeniem swoich głównych sił. Polacy posuwali się nawet do 40 km na dobę na szerokości natarcia pomiędzy Wisłą a Bugiem.
Jedna po drugiej znikały niszczone dywizje Armii Czerwonej, tysiące jeńców trafiało do polskiej niewoli. Okrążeni czerwonoarmiści często rzucali karabiny i rozbrajali swoich komisarzy. Kontruderzenie przerodziło się w pościg.

Agresorzy z Armii Czerwonej wzięci do niewoli.
Klęska bolszewików przybrała znaczne rozmiary. Niektóre jednostki zdołały się jednak przebić przez polskie oddziały i uzyskać schronienie u Niemców w Prusach Wschodnich (m.in. znany z okrucieństwa korpus kawalerii Gaj-Chana).
W bitwie pod Komarowem (31 sierpnia 1920 r.) połączone siły polskie i ukraińskie rozbiły 1. Armię Konną Budionnego (opisał to w „Armii konnej” jej żołnierz-korespondent wojenny Izaak Babel). W literaturze przedmiotu podkreśla się ofiarne wykonanie przez armię ukraińską postawionych przed nią zadań.

Polski plakat propagandowy z okresu wojny z bolszewikami 1920 r.
Losy zwycięskiej wojny przypieczętowała bitwa nad Niemnem stoczona w ostatniej dekadzie września 1920 r. Polacy przetrącili bolszewikom kręgosłup, a Lenin i Trocki zmuszeni byli porzucić plany światowej rewolucji. Polska uratowała od zbrodniczego komunizmu i siebie i Europę, z czego ta ostatnia nie bardzo zdawała (zdaje?) sobie sprawę – o czym świadczą licznie powstałe i istniejące do dziś partie europejskie komunistyczne (we Francji, Włoszech, w Austrii, Czechach, Finlandii, Luksemburgu, Norwegii, Portugalii, Serbii, Szwecji, na Słowacji i Ukrainie - nie może uczestniczyć w wyborach), których przedstawiciele zasiadają w parlamentach krajowych oraz Parlamencie Europejskim. Także kilku polskich postkomunistów zasiada w PE, bo swego czasu wzięła ich na swoje listy jedna z partii...

Głównodowodzący sił bolszewickich M. Tuchaczewski nie zdołał powtórzyć sukcesów swoich carskich poprzedników i musiał pobity uciekać spod Warszawy. Tu na zdjęciu w oknie wagonu na dworcu w Warszawie, podczas podróży do Londynu na pogrzeb Jerzego V, 25 stycznia 1936 r.
Pokój zawarty, Ukraina stracona
Rozmowy na temat zawarcia jakiegoś porozumienia toczyli przedstawiciele Polski i bolszewickiej Rosji już w 1919 r. Wrócono do nich w krytycznych dniach sierpnia 1920 r. Tryumfujący na froncie bolszewicy postawili Polakom warunki podważające suwerenność państwową (granica na Bugu, redukcja armii, rozbrojenie, utworzenie „milicji ludowej”), które zostały odrzucone w całości.
Po zwycięstwie Polski wojnę zakończyło podpisanie traktatu ryskiego (18 marca 1921 r.), który ustanowił granice wschodnie Rzeczpospolitej – były lekko wysunięte na wschód w stosunku do granic Polski po drugim rozbiorze z 1793 r.
Niestety, wbrew planom Piłsudskiego nie udało się utworzyć niezależnego państwa ukraińskiego, które stałoby się buforem pomiędzy Polską, a agresywną bolszewicka Rosją (tak, jak to jest obecnie). Zarówno wojsko polskie, jak i siły ukraińskie były zbyt słabe, aby zagwarantować bezpieczeństwo takiego państwa; w środowisku polskich polityków też panowały rozbieżności w tej kwestii. Poza tym sami Ukraińcy nie poparli w znaczącym stopniu Petlury w 1920 r., a państwa zachodnie były niepodległości Ukrainy przeciwne...

Józef Piłsudski i Symon Petlura wśród oficerów polskich i ukraińskich. Stanisławów, 5 września 1920 r.
Tym samym przetrwała utworzona przez bolszewików jeszcze w 1917 r. tzw. Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka (którą Polska ostatecznie uznała), zależna całkowicie od Sowietów, co kosztowało Ukraińców miliony ofiar (głód, terror, wojna). Żołnierze armii Ukraińskiej Republiki Ludowej zostali internowani, a rząd URL udał się na emigrację.
Nowa wojna po latach
Niepodległa Ukraina powstała dopiero 70 lat później – w 1991 r. po rozpadzie ZSRS. Jej granice gwarantowały Stany Zjednoczone, Rosja i Wielka Brytania, które zobowiązały się do respektowania suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy, oraz powstrzymania się od wszelkich gróźb użycia siły przeciwko jej niepodległości i integralności terytorialnej, za co Ukraina zobowiązała się do przekazania strategicznej broni nuklearnej Rosji i przystąpienia do układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (tzw. Memorandum budapesztańskie z 1994 r.). Okazało się to wielkim błędem.
Rosja, gwałcąc to międzynarodowe porozumienie zaatakowała Ukrainę w 2014 r. zajmując m.in. Krym oraz inspirując zbrojną secesję obwodów donieckiego i ługańskiego, przy praktycznej bierności zarówno wojsk ukraińskich i Zachodu, zwłaszcza sygnatariuszy Memorandum budapesztańskiego (nałożono jedynie pewne sankcje na Rosję, ale interesy, szczególnie rosyjsko-niemieckie, kwitły w najlepsze - np. projekt Nord Stream).

Ukraińskie czołgi T-64 i samoloty Su-27 w 2017 roku.
Przy wsparciu USA i krajów NATO Ukraińcom udało się wzmocnić swoje siły zbrojne, wobec czego atak Rosji rozpoczęty 24 lutego 2022 r., mający na celu szybkie zajęcie Kijowa i całej Ukrainy, nie powiódł się. Ukraińcy obronili się, doczekali pomocy (wojskowej i humanitarnej) głownie ze strony USA, Polski i Wielkiej Brytanii.
Polak pomaga, Niemiec czeka
Znamienna była w początkowym okresie bierność Niemiec, korzystających na umowach z Rosją na tanie dostawy ropy i gazu (rurociągi pod Bałtykiem – Nord Stream 1 i Nord Stream 2). Niemcy zakładali szybką klęskę Ukrainy. Do dziś kraj ten zachowuje się dwulicowo – składa obietnice dostaw sprzętu wojskowego, których nie realizuje, wycofał się z deklaracji o przeznaczaniu większych środków na rozbudowę swojej armii.
Gospodarka Niemiec kuleje, bez tanich rosyjskich surowców staje się mało konkurencyjna, próbuje więc szukać porozumienia z Chinami, które po cichu wspierają Rosję, a dodatkowo są w coraz większym konflikcie politycznym z USA (m.in. o Tajwan). Dlatego polityka Niemiec musi balansować między sprzecznymi interesami własnymi, a sojuszników z NATO, co się dość dobrze udaje (USA nadal stawiaja na Niemcy jako europejskiego lidera) oraz naciskać na rządy innych krajów UE, by grały po ich stronie (stąd zupenie już jawne wsparcie dla zmiany rządów w Polsce). Jakkolwiek by tej postawy nie oceniać (państwa kierują się przede wszystkim swoim własnym interesem), załamanie gospodarcze w Niemczech może też przynieść niekorzystnie zmiany w polskiej gospodarce, bardzo ściśle z niemiecką powiązanej.

Spotkanie oficerów Wehrmachtu i Armii Czerwonej w Brześciu, koniec września 1939 roku.
Niemniej, cała ta sytuacja przywołuje na myśl niechlubny sojusz niemiecko-bolszewicki z 1920 r., układ z Rapallo (1922 r.) oraz niemiecko-sowiecki pakt Ribbentrop-Mołotow z 1939 r. przeciw Polsce. Pierwszy nie pomógł bolszewikom, drugi zacieśnił militarną współpracę niemiecko-sowiecką, a trzeci spowodował klęskę Polski i wieloletnią okupację, najpierw niemiecką i sowiecką, a potem sowiecką (tzw. „wyzwolenie”) i 45 lat dominacji ZSRS w Polsce w postaci niesuwerennego tworu państwowego zwanego PRL-em. Jak widać wszelkie niemiecko-rosyjskie układy kończą się dla Polski fatalnie (nie inaczej jest z projektami Nordstream – tu jednak pierwszą ofiarą została Ukraina).
Zupełnie odwrotna była postawa Polski, która zdecydowała się otworzyć szeroko granice dla wojennych uchodźców (głównie kobiet i dzieci) z zaatakowanej Ukrainy, przekazać Ukraińcom sprzęt wojskowy (głównie posowiecki), stać się głównym punktem transferowym sprzętu wojskowego i amunicji napływających z USA i innych krajów NATO. Interes Polski wymaga bowiem, by Ukraina obroniła się przed rosyjską agresją.
Warto przy okazji wspomnieć o podobnie do Niemiec niejasnej postawie Francji, zwłaszcza jej prezydenta próbującego bezskutecznie (Rosja go lekceważy) grać obrońcę pokoju w Europie. We Francji istnieją siły polityczne bardzo przychylne Rosji. Niestety, także Węgry, członek Unii Europejskiej i NATO, dystansują się od krytykowania Rosji, starając się utrzymać z agresorem dobre kontakty. W obu tych przypadkach jakże inna to postawa, niż 100 lat temu…

Jeśli chcesz pokoju szykuj się do wojny
Nic więc dziwnego, że w obliczu rozbieżnych interesów i postaw niektórych państw UE i NATO wobec Rosji, Polska stawia na reformę i modernizację armii. Ten proces zaczął się już kilka lat temu, a znacznie przyspieszył w obliczu ataku Rosji na Ukrainę. Polska chce rozbudować wojsko do 350 tys. żołnierzy, w tej liczbie są uwzględnione powołane w 2017 r. Wojska Obrony Terytorialnej (WOT).
Nowy sprzęt (czołgi, samoloty, armato haubice, śmigłowce, zestawy obrony lotniczej itp.) kupowany jest głównie w USA i Korei Pd. Zwiększono produkcję amunicji i sprzętu wojskowego przez polskie zakłady zbrojeniowe, które kooperują także z zagranicznymi firmami.

Leopard 2PL 10 Brygady Kawalerii Pancernej podczas manewrów Defender Europe 22.
Polska armia pozbyła się już prawie całego sprzętu postsowieckiego, a jego miejsce zajmuje nowoczesny sprzęt zachodni i krajowy. Został on zaprezentowany 15 sierpnia tego roku podczas widowiskowej defilady wojskowej towarzyszącej obchodom święta wojska polskiego – ustanowionego na pamiątkę zwycięskiego pogromu bolszewików w 1920 r. W upalnej pogodzie defiladę obserwowało kilkaset tysięcy widzów.
Cały czas trwa też dyskusja ekspertów wojskowych na temat reformy całej polskiej armii, by uczynić ją nowocześniejszą, sprawniejszą, lepiej dowodzoną. Nikt odpowiedzialny nie może podważać celowości procesu modernizacji polskiego wojska. Można się spierać o szczegóły (i to się dzieje), jednak krytyka obrony granic oraz unowocześniania i rozbudowy armii, jaka dochodzi z niektórych środowisk w Polsce i spoza niej, wydaje się nazbyt bliska rosyjskiej i białoruskiej propagandzie.
Polacy są tradycyjne mocno przywiązani do własnych tradycji wojskowych. Chętnie się szkolą, wstępują do WOT, liczne biorą udział w wojskowych pokazach. Nikt z nas nie marzy o wojnie, i na pewno byłoby lepiej przeznaczać środki budżetowe z naszych podatków na cele pokoijowego rozwoju, ale coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność.

Żołnierze WOT podczas przysięgi wojskowej.
NATO przeciwko Rosji
Niestety, z jakichś względów, nadal brakuje przynajmniej zarysu planu jak zachować się w przypadku ewentualnego ataku Rosji na Polskę. To wydaje się mało prawdopodobne, ale nie można wykluczyć takiej ewentualności w 100 procentach. Przecież większość nie wierzyła też, że Rosja może najechać zbrojnie na Ukrainę!
Tak prawdę mówiąc jesteśmy atakowani – od strony Białorusi. Wysyłanie przez reżim białoruski tzw. migrantów na granicę z Polską było preludium do wojny, mającym zdestabilizować sytuację w naszym kraju. Rosja wie doskonale, że Polska jest kluczowym miejscem wsparcia dla Ukrainy. Nie zawaha się ingerować w nasze wewnętrzne sprawy.

Protesty społeczne na Białorusi po sfałszowanych przez reżim Łukaszenki wyborach prezydenckich w 2020 r.
Co prawda jesteśmy członkiem NATO, ale nadal nie ma w Polsce stałej bazy sojuszu (są jednostki amerykańskie i inne, utworzono dowództwo w Poznaniu), a ewentualna obrona w ramach NATO jest uwarunkowana bardzo szczegółowymi zapisami i nie nastąpi z dnia na dzień. Jest w tej sprawie wiele niejasności, których władza nam nie tłumaczy. Warto by było te zapisy dokładniej poznać, by nie czuć się zaskoczonym, lub rozczarowanym. Historycznie mamy bardzo złe doświadczania z sojuszniczymi umowami, zwłaszcza tymi z lat II wojny światowej.
W wojnie już uczestniczymy, ale planów nikt nie zna
Gdyby się tak zastanowić, to zarówno Europa i USA, jako NATO, są już zaangażowane w wojnę na Ukrainie. Nie ma to póki co charakteru starcia bezpośredniego, ale kto może przewidzieć, jak się rozwinie sytuacja?
Mam nadzieję, że palny wojskowe na taką ewentualność już istnieją, ale tu bardziej chodzi o wytyczne dla ludności cywilnej – jak ma przebiegać ewakuacja, jakimi drogami i w jakich kierunkach, kto będzie kierował opanowaniem pierwszej paniki, ruchem pojazdów, gdzie będą punkty pomocy medycznej, składy żywności, stacje paliw, schrony. Tych ostatnich jest relatywnie niewiele (ok 62 tys. dla ok. 3,5 proc. populacji, najwięcej na Śląsku), a istniejące pochodzą z głębokiego PRL-u, ich stan przygotowania jest nieznany. Jakoś brak informacji, by takie schrony budowano. Na wszelki wypadek. To wspólne zadanie dla ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji, wojewodów, samorządów…

Korek drogowy.
Interes nad moralnością – jak opadły maski w obliczu wojny
103 lata temu Polacy do spółki z Ukraińcami obronili swoją niepodległość. Nie udało się jednak utworzyć niepodległej Ukrainy, której ziemie zawłaszczyli Sowieci. Czas odzyskiwania przez Polskę niepodległości, potem kruchego pokoju dwudziestolecia oraz II wojny światowej doprowadził do wielkiego konfliktu polsko-ukraińskiego, podsycanego zarówno przez Niemców, jak i Sowietów.
Niestety Ukraińcy w większości ulegli tym prowokacjom, sami wzniecając ludobójcze mordy – głównie na Polakach i Żydach. Rzeź wołyńska stanowi nadal tragiczny i niezamknięty – głównie z powodu polityki prowadzonej przez ukraińskie władze – rozdział w naszej sąsiedzkiej historii. Ukraińcy – może bardziej z niewiedzy niż świadomie – zamiast odwoływać się do autentycznych bohaterów narodowych z czasów Petlury, bądź najnowszych, gloryfikują zbrodniarzy spod znaku OUN i UPA, głównie Stepana Banderę i jego żołnierzy (tzw. banderowców), widząc w nich walczących o niepodległą Ukrainę z Niemcami i Sowietami (faktycznie nie jest to do końca prawdą, bo zawierali sojusze i z Niemcami i z Sowietami, byli przeciwnikami zbliżenia polsko-ukraińskiego).
Pomoc, jaką Polska niesie zaatakowanej przez Rosję Ukrainie, jest w naszym najbardziej żywotnym interesie. Nie może być bezwarunkowa, choć trudno stawiać warunki stronie, która ponosi krwawe ofiary powstrzymując barbarzyńców ze wschodu i broniąc także naszego spokoju, wolności, niepodległości.

Zniszczony czołg rosyjski.
Ta wojna wiele nam pokazała. Opadły maski, widać kto zachowuje się przyzwoicie, kto wspiera bandytów, a kto tylko udaje pomoc. Spójrzmy kto nam sprzyja, a kto przeszkadza. Kto – dziś i w decydującym momencie zagrożenia jest w stanie nas wesprzeć, a kto robi wiele, by nas osłabić.
Czy militarnie to aby nie Amerykanie na czele NATO mogą realnie odeprzeć zagrożenie rosyjskie? Bo przecież UE, która tak bardzo chce się USA z Europy pozbyć (głównie Francja i Niemcy) nie dysponuje żadną realną siłą wojskową, nie wspominając już o woli walki.
A może to najwięksi członkowie UE wspierają Polskę w jej pomocy ukraińskim uchodźcom, budowie zapory na granicy z Białorusią i Rosją, stabilizacji ogólnej sytuacji migracyjnej, budowie silnej gospodarki? Zapewne robią to szczególnie skutecznie wstrzymując należne Polsce środki z niektórych funduszy unijnych, na podstawie uznaniowych, mających niewiele wspólnego z przyzwoitością i prawdą, decyzji.
A pewna była pani kanclerz nadal nie widzi związku pomiędzy jej polityką zbliżenia z Rosją, a agresją tego państwa na Ukrainę. Bo niby na co Rosja przeznaczyła środki ze sprzedaży Europie surowców energetycznych, dodatkowo uzyskując środek do szantażu Europy Zachodniej. Polskie rządy z tamtego czasu też dołożyły w tej sprawie swoja „cegiełkę”. Dlatego Niemcy tak by się cieszyli ze zmiany władzy w Polsce – czego zbytnio ani liderka UE, ani przedstawiciel największej partii w europarlamencie nie ukrywają.
Nie powinniśmy się jednak zbytnio dziwić – co kraj, to inny interes, a ten wydaje się decydować o wszystkim. Moralność, przyzwoitość, wspieranie demokracji i wolności – to w polityce tylko puste hasła. Niestety. Tylko zdecydowane naciski społeczne mogą tu cokolwiek poprawić. Częściowo tak stało się w Niemczech w odniesieniu do wojny na Ukrainie. To społeczeństwo, a nie własna wola rządzących i świata biznesu, skłoniły Niemcy do zastąpienia pseudo pomocy (słynne 5 tys. hełmów), bardziej realnym wsparciem Ukraińców.

Żołnierz wojska polskiego.
Dbajmy przede wszystkim o Polskę
Nie zdziwmy się zatem, gdy dzisiejsi wrogowie staną się sojusznikami, a sojusznicy – przeciwnikami. Dbajmy przede wszystkim o polskie interesy i starajmy się być przy tym choć trochę bardziej przyzwoici i przewidujący, niż inni.
Pozbądźmy się też syndromu niemożności i wstydu, że jakoby jesteśmy skazani na naśladowanie tych „światlejszych demokracji”, na podążanie ich śladem, liczenie, że obronią nas wyłącznie wojska NATO. Nic bardziej błędnego. Wyniki ostatnich 30 lat dobitnie świadczą o tym, że gospodarczo, niezależnie od różnych rządów, potrafiliśmy rozwinąć się gospodarczo prawie tak jak Chiny, dobrze wykorzystując odzyskana wolność i przystąpienie do gospodarczych i militarnych struktur Zachodu. Wojsko zawsze stanowiło i do dziś stanowi - nic tu się nie zmieniło - podstawowy element obrony suwerenności państwa, element odstraszania potencjalnego agresora, a także karte przetargową w rozgrywkach politycznych na arenie międzynarodowej.
Dzisiaj wojna pokazuje, że jesteśmy kluczowym partnerem politycznym, humanitarnym i wojskowym państw wolnego świata w Europie. Nie zmarnujmy tej szansy, jaką dała nam historia po raz pierwszy od 300 lat, kiedy istnieje szansa na osłabienie Rosji i jej odsunięcie od wpływania na sprawy europejskie. Dobrze oceniajmy i dobrze decydujmy.
Na zdjęciu głównym - ukraiński ataman Symon Petlura i marszałek Józef Piłsudski w Winnicy, 16 maja 1920 r.
Autor: wit
Zdjęcia: pl.wikipedia.org, Pixabay.com
Zdjęcia: pl.wikipedia.org, Pixabay.com