Domowa cyfryzacja przyspiesza
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Domowa cyfryzacja przyspiesza

Witold Tkaczyk

Sprzęt elektroniczny wszelkiego rodzaju stał się w naszych domach „zwyczajnym meblem”. Korzystanie z niego to codzienność. A zaczęło się całkiem niewinnie, od pralek, lodówek, odkurzaczy, robotów kuchennych, tranzystorów, magnetofonów i telewizorów… Obecnie bez komputerów i telefonów komórkowych trudno wyobrazić sobie nasze życie.
 

Prawie wszyscy to mamy

Z jednej strony digitalizacja oznacza cywilizacyjny postęp. Nowe narzędzia pracy, rozrywki i komunikacji stanowią znak czasów. Z drugiej strony skazuje nas, często omalże pod przymusem, na przekształcanie się społeczeństwo coraz bardziej cyfrowe. Co za tym idzie, zmusza do konfrontacji z całym bagażem dobrych i złych skutków tego procesu.

Nowe technologie zagościły bowiem na dobre nie tylko w gospodarce, ale i w domach. Niewiele polskich rodzin nie posiada dziś komputera, a jeszcze mniej nie ma telefonu komórkowego. Jak wynika z danych GUS, w 2019 roku 83,1 proc. gospodarstw domowych posiadało w domu przynajmniej jeden komputer. Dostęp do Internetu miało wówczas 86,7 proc. Czas pandemii zapewne te wysokie wskaźniki jeszcze podniósł.
 

Kosztowne przyspieszenie

W związku z koniecznością podjęcia pracy i nauki w trybie zdalnym zarówno pracownicy, jak uczniowie zmuszeni zostali do szybkiego zakupu sprzętu komputerowego, drukarek, dysków pamięci i innych akcesoriów. Tylko niewielka część mogła skorzystać z jakiejś formy dofinansowania tych wydatków. Byli to, co zrozumiałe, m.in. nauczyciele, ale już nie uczniowie. Niewielki ich odsetek zyskał też szansę skorzystania ze sprzętu wypożyczonego ze szkoły lub z innych źródeł.

Naraziło to wiele rodzin na niemałe wydatki, gdyż przyzwoitej jakości laptop kosztuje co najmniej 2 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć kilkadziesiąt złotych miesięcznie za dostęp do sieci. No, tak – powie ktoś – ale to inwestycja, opłacalna, nawet jeśli przyspieszona.

Co by nie powiedzieć okres pandemii był (jest?) dla producentów sprzętu elektronicznego i dostawców usług internetowych czasem – zgrabnie ujmując, by nikogo nie urazić – „nieutraconym”. Zresztą nie tylko dla tej branży.
 

Ile płacimy za postęp?

Cały proces cyfryzacji, technologicznego postępu, na pewno upraszcza, ułatwia i przyspiesza wiele spraw. Wystarczy nauczyć się obsługi sprzętu i programów, postępować zgodnie z instrukcjami. Czy jednak wszystko jest takie proste, bezpieczne i dobre? Jak jest rzeczywista cena, którą płacimy za postęp?

Na pewno trzeba wziąć pod uwagę koszty, jakimi są wyzbywanie się prywatności albo ograniczenie czasu spędzanego z bliskimi na rzecz czasu w sieci. A może w tę ,,sieć” daliśmy się już definitywnie złapać?

W powieści George’a Orwella ,,Rok 1984”, wydanej ponad 70 lat temu, obywatele są stale obserwowani przez Wielkiego Brata (ang. Big Brother), najwyższego przywódcę partyjnego totalitarnego państwa. Za pośrednictwem wielkich ekranów, będących jednocześnie kamerami, rządzący inwigilują ludzi i sprawują nad nimi kontrolę.

Ta futurystyczna wizja materializuje się współcześnie na naszych oczach. Wystarczy spojrzeć na Chiny. Przywódcy tego kraju wielkiego postępu technologicznego (i biotechnologicznego) są niewątpliwie ludźmi oczytanymi i wzięli sobie do serca tę klasyczną literaturę. Czy tylko oni?
 

Świat w klatce

Digitalizacja cały czas przyspiesza i nie widać jej końca. W powieściach z gatunku science-fiction postęp technologiczny oznaczał niegdyś upowszechnienie wiedzy, poszerzenie horyzontów, realizację marzeń o podróżach i eksploracji kosmosu. Jawił się bodźcem i środkiem do naturalnej dla człowieka aktywności związanej z odkrywaniem nowych sfer i światów oraz przemieszczaniem się w czasie i przestrzeni.

Obawiam się, że bieżąca rzeczywistość okazuje się mniej kolorowa. Nietrudno zaobserwować, że cyfryzacja, ta na poziomie domowym, czyli najbardziej powszechna, coraz częściej oznacza samotne siedzenie przed ekranem, zdalne kontakty bez ruszania się z miejsca, bezosobowe relacje (lub ich brak) na odległość, kształtowane przez maszynę albo nawet z nią samą, zakupy w internetowych sklepach (czy przetrwają te tradycyjne?).

Życie codzienne stopniowo transformuje się, migrując ze świata realnego do wirtualnego. Zapach, dotyk, smak, uścisk, ciepło drugiej osoby, fizyczną obecność i bliskość – to wszystko próbuje się cyfrowo podrobić. Czyżby już wkrótce miało się udać?

Nie sposób uciec przed dalszymi pytaniami. Czy zatomizowane społeczeństwo, złożone ze skupionych na sobie egoistycznych jednostek, które kontaktują się na odległość i którym wirtualna rzeczywistość zaspokaja potrzeby emocjonalne, będzie zainteresowane budowaniem i pogłębianiem bliskich, bezpośrednich relacji z drugim człowiekiem, zakładaniem rodzin, posiadaniem potomstwa? Czy będzie jeszcze marzyć, odkrywać otaczający nas kosmos?

Nie twierdzę, że proces cyfryzacji nie ma niewątpliwych zalet. Ale świat gna do przodu w postępie geometrycznym, więc tym bardziej należy się takim zjawiskom przyglądać i obserwować czy nasze człowieczeństwo zdoła za nimi nadążyć.

Domowa cyfryzacja niewątpliwie przyspiesza, ale dokąd zmierza?
 
Autor jest dziennikarzem i grafikiem od wielu lat związanym ze środowiskiem twórców komiksu. Pisze scenariusze komiksów historycznych, jest również ich wydawcą. Pracuje na stanowisku sekretarza redakcji portalu Polskie Forum Rodziców. Prywatnie ojciec dwójki nastolatków.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar