O co tak naprawdę chodzi w metodzie „na wnuczka”?
- wtkaczyk
- Kategoria: ZAGROŻENIA

Zapewne większość z nas słyszała już o wyjątkowo podłej metodzie okradania o nazwie „na wnuczka”. Oszust, lub oszuści, dzwonią do osoby, którą starają się zmanipulować, by zyskać jej zaufanie i skłonić do przekazania pieniędzy w przekonaniu, że tylko tak mogą komuś bliskiemu pomóc.
Fałszywy krewny chce wzbudzić litość
Z wielu opisów w prasie wiemy, że sprawcy starają się wyszukiwać numery telefonów osób, których imiona, albo miejsce zamieszkania, mogą wskazywać, że są w podeszłym wieku. Krótka rozmowa często wystarczy, żeby zmanipulować nieświadomą ofiarę i nakłonić do przekazania pieniędzy. Oszuści starają się udawać krewnych i bliskich ofiary, na przykład - wnuczka. Przekonują przy tym, że tylko tak mogą uchronić się przed poważnymi kłopotami, np. pożyczając pieniądze na szybką naprawę rzekomo uszkodzonego samochodu, pomoc lekarską czy łapówkę dla sprawcy jakiegoś zmyślonego zdarzenia.
Oszust wykorzystuje wiedzę i naszą ufność
Jak to możliwe, że tak wiele osób nabiera się na te oszustwa? Mimo pozorów przaśności i jawnego ,,naciągactwa”, podczas swojego procederu oszuści korzystają z wiedzy naukowej dotyczącej naszej podatności na komunikaty ze względu na ich treść, sposób przedstawienia czy szerszy kontekst całej sytuacji.
Ale z socjologicznej perspektywy znacznie ważniejsze jest zrozumienie tej sytuacji jako społecznej. Dotyczy ona nie tylko pojedynczych osób w jakiejś konkretnej sytuacji życiowej. Metoda „na wnuczka” pojawiła się dlatego, że funkcjonujemy w świecie, w którym mamy naturalną potrzebę zaufania innym ludziom. W przypadku osób starszych, które pamiętają jeszcze znacznie bardziej unormowane życie oparte o reguły wzajemnego zaufania, szacunku i lojalności, ta potrzeba jest jeszcze bardziej naturalna. Niestety, nie może być ona w wystarczającym stopniu zaspokojona wobec naszych sporadycznych kontaktów z krewnymi i bliskimi, zwłaszcza z tymi w podeszłym wieku.
Zgubne skutki braku relacji
Co jeszcze ta metoda mówi nam o naszych czasach czy też o naszym społeczeństwie? Jej szybka kariera poza granicami Polski wskazuje, że nie tylko w naszych stronach cierpimy na brak relacji z bliskimi, a nasze dzieci i wnuki widujemy nieraz tak rzadko, że łatwo nam pomylić ich głos z kimś obcym. W ogóle nasze kontakty z innymi są o wiele rzadsze niż przed laty. Może tak być z wielu powodów - mieszkania w innym mieście, spędzania długich godzin w pracy, albo bogatego życia towarzyskiego.
Ograniczmy zaufanie i się skomunikujmy
Wspomniana metoda doczekała się także wielu odmian: „na policjanta”, „na inkasenta”, „na pracownika banku”. Wszystkie je łączy żerowanie na ludzkim, źle rozumianym, zaufaniu. Ich ofiarami padają ludzie niezależnie od wieku, wykształcenia czy miejsca zamieszkania. Do codziennego funkcjonowania potrzebujemy ufać wielu osobom - policjantom, kolejarzom i listonoszom, którzy noszą mundury, innym kierowcom - którzy razem z nami korzystają z dróg. Pewną pomocą może być tutaj metoda ograniczonego zaufania, która nieraz ratuje nas w niejasnych sytuacjach na drodze czy na przejściu dla pieszych. Zróbmy wszystko, co w naszej mocy, aby nie paść ofiarą takich oszustw, ale także dołóżmy starań, aby nie dotknęło to naszych bliskich - spotkajmy się z nimi, lub choćby zadzwońmy do nich jak najszybciej.
Autor jest socjologiem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W badaniach zajmuje się socjologią kultury, socjologią migracji, ruchliwością społeczną i współczesnym społeczeństwem polskim. Jest członkiem Rady Rodziny przy Wojewodzie Wielkopolskim, a także podharcmistrzem, ratownikiem Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i honorowym dawcą krwi. Tata trzech córek.
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com