Schematy w związku - rozmowa z Elżbietą Bielnicką-Moc
- wtkaczyk
- Kategoria: ROZMOWY

O schematach wyniesionych z domu rodzinnego i wniesionych do własnej rodziny mówi Elżbieta BIELNICKA-MOC, która od 15 lat, w ramach Wspólnoty Trudnych Małżeństw SYCHAR pomaga ratować małżeństwa, w rozmowie z Aleksandrą IRLĄ.

Aleksandra Irla: - Pani Elżbieto, jak mocno schemat rodziny, w której się wychowaliśmy wpływa na funkcjonowanie naszej własnej rodziny?
Bardzo często ludzie wchodząc w związek małżeński mają już jakieś oczekiwania, które nie zawsze wcześniej zakomunikowali. Jeżeli jesteśmy podobni kulturowo, mamy podobny kod językowy, podobny sposób komunikowania się, porozumiewania, to będzie łatwiej. Im bardziej jesteśmy różni od tej rodziny, do której chcemy wejść, tym bardziej trzeba pracować na bazie swojej wiedzy, świadomości. Na szczęście, to wszystko jest do przejścia, do zaakceptowania i do pięknego życia.
Bardzo ważny jest na przykład kod językowy. W każdym domu, w każdej rodzinie mówi się jakimś innym kodem językowym. Spotkałam się z sytuacją, gdy weszła do rodziny młoda małżonka, wcześniej będąca narzeczoną, która nie rozumiała obowiązującego tam kodu językowego. To było bardzo specyficzne poczucie humoru, którego ona nie rozumiała, a wręcz czuła się nim obrażona.

To była rodzina bardzo zżyta ze sobą, wielopokoleniowa. Oni się bardzo kochali, bardzo trzymali się ze sobą. Jednocześnie rozmawiali takim właśnie kodem. Nie pomyśleli, że ten ich sposób rozmowy może być dla innych niezrozumiały, niejasny, może też troszeczkę kogoś urazić.
Natomiast młoda małżonka nie zadała sobie wcześniej trudu, żeby ten sposób komunikacji poznać, żeby go rozgryźć. Z każdego domu wychodzimy z pewnym kodem, z pewnymi skrótami myślowymi. Czasami wchodząc do nowego środowiska i coś mówiąc, możemy zauważyć, że oni nas nie rozumieją, proszą o doprecyzowanie.

Wychodzimy z naszych rodzinnych domów z kodami, które dotyczą języka, zachowania, są charakterystyczne dla konkretnej rodziny. To wszystko trzeba poznać. Nasze myśli też mogą być różne, wypowiadanie tych samych słów może być różne. Ten sam wyraz w jednej rodzinie może być nieakceptowany i nieużywany, a w drugiej - uważany za zwyczajny i używany na co dzień, na przykład w formie żartu.
Im człowiek jest starszy, tym bardziej jest też wymagający. Bardziej chciałby tę relację ustawić „pod siebie”. Jesteśmy też bardzo wyedukowani w kwestii wolności – tzn., że ja jestem wolny i mam prawo. Wchodzimy w związek z oczekiwaniami, dając duże prawa sobie i właśnie na sobie jesteśmy bardzo skupieni – „ja", bo „ja mam prawo", bo „ja jestem wolny".

Gdy mówimy o wejściu w związek, pojawia się pytanie, czy jestem na tyle dojrzały, żeby nie być już „ja", tylko "my". Teraz już „my żyjemy w wolności”, „my mamy prawo”, „my mamy oczekiwania”.
Jak my sobie to załatwimy, gdy ja mam oczekiwania wobec Ciebie, a Ty masz wobec mnie? Czy będę spolegliwy i dam się Tobie trochę ulepić, jak plastelina? Czy może Ty mi się troszkę dasz ulepić? Czy w tych trudnych, najtrudniejszych sprawach, będziemy umieli się porozumieć? Jeśli ludzie wchodzący w związek małżeński są świadomi - to wszystko się uda.

Ta kobieta zgłosiła się do mnie, żeby zrozumieć, dlaczego jej relacje z dziećmi są nieco zaburzone. Małżonek wychowywał się w rodzinie tradycyjnej, gdzie to mama bardziej zajmowała się wychowywaniem dzieci, była ich powierniczką. Nie jest im źle w tym małżeństwie, tylko mama czegoś nie rozumie i ma pytanie: co się dzieje?
Inny przykład: wielopokoleniowy dom, w którym przed wyjściem do kościoła dziadek wszystkim pastował buty - żonie, dzieciom, później wnukom. Dziś jeden z wnuków tego pana robi to samo. W niedzielę rano na wszystkich, również na nocujących tam gości, czekają wypastowane buty. Są takie tradycje, które przenikają, przechodzą i są kapitalne.

Ale istnieją też takie schematy, które w innych domach są nie do przyjęcia i współmałżonek nie jest w stanie tego zaakceptować. Jeżeli rodzina jest tolerancyjna to pozwoli na rozwiązanie - ty robisz tak, a my tak. Bywa przecież, że przed posiłkiem ktoś robi znak krzyża, a ktoś inny nie robi. Albo ktoś idzie do kościoła, a ktoś inny nie.
Mamy prawo do swoich różnic. Problemem jest tylko, jak to sobie w małżeństwie przepracujemy. Jak będziemy się na nie zapatrywać i jak będziemy żyć z tym, że czasem jesteśmy naprawdę bardzo różni.
A.I.: - Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Aleksandra IRLA
Elżbieta Bielnicka-Moc jest z wykształcenia pedagogiem szkolnym. Prawie 20 lat pełniła funkcję kuratora społecznego oraz pracowała w świetlicy socjoterapeutycznej z dziećmi i młodzieżą z rodzin dysfunkcyjnych. Od 15 lat, w ramach Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar, pomaga osobom w kryzysie małżeńskim. Prywatnie jest żoną, mamą dwojga dorosłych dzieci, babcią dwójki wnuków.
