Partnerstwo z miłości - rozmowa z Elżbietą Bielnicką-Moc
- wtkaczyk
- Kategoria: ROZMOWY

Zewsząd słyszymy, że w naszym związku powinniśmy funkcjonować na zasadach partnerskich? Czyli jakich? O tym, czym partnerstwo jest, a czym nie jest i jaka jego wersja jest najzdrowsza dla związku - mówi Elżbieta BIELNICKA-MOC, która od 15 lat ratuje małżeństwa zmagające się z kryzysem, w rozmowie z Aleksandrą IRLĄ.
Aleksandra Irla: - Zacznijmy od badań dotyczących zmian w podziale obowiązków domowych w naszym kraju. W 2018 r. CBOS opublikował wyniki pięcioletnich badań nad partnerstwem w związkach oraz podziałem obowiązków domowych. Wnioski z tego badania są następujące: partnerski model rodziny to przede wszystkim partnerski podział obowiązków zawodowych małżonków - zazwyczaj bez większego wpływu na współdzielenie obowiązków w domu. Panie, które wcześniej nie pracowały zawodowo, obecnie, w ramach partnerstwa, pracują. Obowiązki domowe, które dotychczas były uważane za typowo kobiece, w dużym stopniu nadal uważane są za typowo kobiece i nadal wykonują je przede wszystkim kobiety.

Elżbieta Bielnicka-Moc: - A my ciągle dążymy do tego partnerstwa, równouprawnienia, do równości w związku. I ciągle nam to nie wychodzi.
A.I.: - Dlaczego ciągle nam to nie wychodzi?
E.B-M.: - Myślę, że znaczenie mają schematy wyniesione z naszych rodzin, przekazywane z pokolenia na pokolenie, że to kobieta jest strażniczką ogniska domowego i to ona prowadzić dom.
Gdy rozmawiam z małżeństwami o nich partnerstwie, robię takie ćwiczenie: wycinam z kartki dwa koła i proszę, żeby ułożyli je w sposób odzwierciedlający ich relacje małżeństwie. Jedno koło przedstawia żonę, drugie - męża. Tę ich relację małżeńska często widać już, gdy przyjdą na rozmowę. Na przykład pan wchodzi, siada z boku, wyciąga telefon i nim się zajmuje. Pani jest troszkę naburmuszona i patrzy w okno. I oni te koła układają obok siebie - te kartki zupełnie się ze sobą nie stykają. I to widać, że ci państwo niewiele mają z sobą wspólnego.

Jednak najczęściej słyszę deklarację: my jesteśmy małżeństwem partnerskim. Proszę, żeby położyli te koła tak, jak czują, że byłoby najlepiej, a oni kładą je na siebie tak, że one całkowicie na siebie nachodzą, stykają się całą płaszczyzną. Już, gdy siadają widać, że pani trzyma pana za ręką. Pan panią przytula. Prawie nogami się splatają. Co w takim związku mają dla siebie? Co z pasjami, własnymi zainteresowaniami?
Nie mają - wszystko robią razem. Razem myją okna, razem gotują, razem myją naczynia, razem chodzą do kina, do znajomych. Zastanawiam się, kiedy oni wybuchną, kiedy będą zmęczeni, uduszeni tym związkiem. Jakie to partnerstwo, gdy nie mają nic dla siebie?

A.I.: - Może oni są przekonani, że tak trzeba? Taką metodą chcą budować dobry związek?
E.B-M.: - Bardzo mnie to dziwi, ale taki jest standard myślenia. Wiele razy robiłam takie ćwiczenie, również w grupach, i bardzo często uczestnicy uważali, że najlepiej, gdy koło jest nałożone na koło - tak całkowicie. Pytałam, czy nie sądzą, że człowiek się dusi, gdy jest przygnieciony przez drugą osobę? W zdrowym związku koła zachodzą na siebie w jakiś fragmentach. Jesteśmy razem, bo coś lubimy razem robić. Lubimy tak bardzo, że aż jesteśmy małżeństwem. Ale przecież mamy swoje pasje, zainteresowania. Jedno z nas lubi sport, drugie lubi czytać i spotykać się z ludźmi.
A.I.: - Jak bumerang wraca temat naszych różnic. To naturalne, że jesteśmy różni. Byłoby wręcz dziwne, gdybyśmy oboje chcieli 24 godziny na dobę spędzać życie dokładnie tak samo.

E.B-M.: - To są dwie różne osoby, dwa różne koła, które gdzieś się połączą. Bo na przykład lubią razem podróżować, żartować, czytać i rozmawiać o polityce. Ale jedno z małżonków zdecydowanie nie lubi głośnej muzyki, a drugie zdecydowanie nie lubi sportu.
Partnerstwo jest wtedy, gdy świadomie przyjmuję, świadomie się dzielę, świadomie coś wnoszę, świadomie oddaję siebie, ale też mam świadomość, że TY masz prawo do wolności i JA mam prawo do wolności. I bierzemy sobie tę wolność po równo.
Spotkałam się z przykładem takiego „partnerstwa", gdzie w ramach dzielenia się obowiązkami domowymi została rozpisana tabelka z informacjami kto co robi. Pani referowała co, gdzie powpisywała a pan siedział z boku, cichusieńki. Pytam więc tego męża, czy akceptuje tę tabelkę z prawami i obowiązkami? Czy te obowiązki, które przyjął wynikają z tego, że on lubi sprzątać, myć, wynosić śmieci? Okazuje się, że nie było rozmowy na temat podziału zadań. Żona narzuciła co on musi, a czego nie musi robić.
W partnerstwie, jeśli chcemy ustalać zakres obowiązków, dobrze jest porozmawiać o tym, kto co lubi, w czym się dobrze czuje. On lubi gotować, więc tym się zajmuje. Ona lubi robić zakupy, więc to robi.

Ja jestem za tym, żeby te role były tradycyjne, bo one są takie najbardziej bezpieczne. Żona prowadzi dom, mąż zajmuje się samochodem, rowerami, robi zakupy. Ale wcale nie musi tak być. Może być tak, że mąż rzeczywiście lubi sprzątać i gotować, a żona naprawdę lubi zmieniać opony w samochodzie. Jeśli się dogadają i wspólnie tak uzgodnią - to jest OK.
Gorzej, jeśli zadania są narzucane - wtedy to nie jest żadne partnerstwo. Najpiękniej jest np. kiedy mąż żonie odśnieżył auto, a ona jemu zrobiła kanapki, on zaparzył dla niej herbatę, ona dla niego przygotowała kolację. Tak jest najpiękniej, gdy nikt nikogo nie musi wyznaczać ani prosić.

Nie chodzi o odpłacanie się czy rewanżowanie, chodzi o otwartość na siebie nawzajem. Chcę dać i wiem, że dostanę. Partnerstwo to jest równość, współdziałanie, współbycie, równość w pracy, w przyjemnościach, w finansach.
Jeśli mąż musi po partnersku iść z żoną na komedię romantyczną, chociaż nie chce, to to nie jest partnerstwo. Nie musimy być tacy sami, bo tak naprawdę nie jesteśmy tacy sami. Zawsze jesteśmy różni. Najpiękniej jest, jeżeli budujemy związek partnerski ze świadomością tych różnic i przeplatamy się tymi różnicami. Ja od Ciebie biorę, lub nie biorę, bo to lubię, a tego nie lubię. Dla każdego z nas chcę w naszym małżeństwie szczęścia, chcę, żeby nam razem było dobrze i radośnie. Wtedy te koła na siebie nachodzą - bo my chcemy razem przebywać, chcemy mieć te wspólne obszary. To jest bardzo piękne.
A.I.: - Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Aleksandra IRLA

Elżbieta Bielnicka-Moc jest z wykształcenia pedagogiem szkolnym. Prawie 20 lat pełniła funkcję kuratora społecznego oraz pracowała w świetlicy socjoterapeutycznej z dziećmi i młodzieżą z rodzin dysfunkcyjnych. Od 15 lat, w ramach Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar, pomaga osobom w kryzysie małżeńskim. Prywatnie jest żoną, mamą dwojga dorosłych dzieci, babcią dwójki wnuków.
Zdjęcia: Pixabay.com, Pexels.com, Zdjęcie: archiwum Elżbiety Bielnickiej-Moc
