W jakim języku będziemy rozmawiać z naszymi wnukami?
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

W jakim języku będziemy rozmawiać z naszymi wnukami?

prof. Jakub Isański
 
Klasyczny problem konfliktu pokoleń i związanych z tym trudności w porozumieniu się z własnymi dziećmi, zyskał w czasach powszechnej migracji kolejną odsłonę. Dotyczy ona kwestii fundamentalnej - chociaż niekoniecznie związanej z konfliktem: w jakim języku będziemy się porozumiewać?


Szybko się przystosować

Z perspektywy migranta, a więc kogoś, kto rok lub więcej spędza poza krajem swojego pochodzenia, używanie języka ojczystego może stawać się coraz bardziej bagażem czy problemem w sytuacji, gdy stara się on zaadaptować do warunków życia w nowym miejscu. Bywa, że ludzie decydujący się na emigrację świadomie starają się odizolować siebie, a co za tym idzie - i swoje dzieci, od nadmiernych kontaktów ze swoimi krajanami. To część strategii, której celem jest jak najszybsze przystosowanie się do warunków pracy, życia społecznego i kulturalnego w nowym środowisku.

Nie oceniając tego zjawiska, chciałbym krótko odnieść się do jednej z jego konsekwencji, jaką jest utrata więzi z krajem pochodzenia. Być może najlepiej, aby oceniały ją same osoby, które, kierowane różnymi motywacjami, decydują się na podjęcie takiej właśnie decyzji - o wyjeździe z kraju.


Nowa tożsamość

Oczywiście, że nie jest ona łatwa i pociąga za sobą wiele kosztów - ekonomicznych, społecznych czy psychologicznych. Można powiedzieć, że wyjeżdżający na emigrację niejako automatycznie muszą zakładać, że zamieszkanie w nowym miejscu pociągnie za sobą nie tylko zmianę miejsca życia, zmianę sieci kontaktów społecznych, ale i zmianę ich tożsamości. Przypomnijmy tylko - tożsamość może być definiowana jako poczucie przynależności to jakiejś grupy, zbiorowości, abstrakcyjnej kategorii, która daje nam poczucie odniesienia.

Żyjąc w globalnych czasach i podróżując po świecie ogromnych możliwości, możemy też czerpać ze wszelkich tego dobrodziejstw, choćby zmieniając dowolnie własne poczucie przynależności grupowej, społecznej czy państwowej. Co to jednak oznacza na najbardziej podstawowym poziomie kontaktów społecznych w gronie naszych najbliższych?


Dwujęzyczność lepsza od porzucenia

Wśród wielu wspomnianych zmian, także zmianę języka, w jakim się porozumiewamy. I znowu, trudno wyobrazić sobie inne rozwiązanie, gdy staramy się rozmawiać z dziećmi w języku, w jakim uczą się one w szkole, choćby po to, aby ułatwić im adaptację do nowego środowiska, znalezienie nowych przyjaciół czy nawiązanie kontaktów z otoczeniem. Oczywiście możliwa jest tutaj dwujęzyczność, która konsekwentnie i świadomie wprowadzana w życiu rodzinnym, może przynieść dobre efekty.

Co jednak wtedy, gdy jedną z najważniejszych konsekwencji jest trwałe zerwanie więzi z krajem pochodzenia, wyrażane choćby porzuceniem języka ojczystego? W przypadku osób dorosłych może to skutkować, powiedzmy, lekką zmianą akcentu czy zapominaniem niektórych słów i posiłkowaniem się językiem kraju nowego zamieszkania. A jak ma się rzecz w przypadku dzieci?


Kolejna bariera

Wyobraźmy sobie tylko spotkania z krewnymi, wcześniejszymi przyjaciółmi czy choćby z dziadkami w sytuacji, gdy do wielu innych barier dochodzi jeszcze bariera językowa. Nie rozstrzygam w tym miejscu, kto i jakich powinien uczyć się języków. Być może są to kwestie indywidualne, zależne od bardzo wielu uwarunkowań. Myślę w tym momencie raczej o naszej historii i całych wiekach rozmaitych niesprzyjających sytuacji, zaborów, wojen i innych kataklizmów, z których wyszliśmy z powszechną znajomością naszej historii, zwyczajów i tradycji, religii czy języka.


Zmiany bez przymusu

Przymioty te w odniesieniu do współczesnej fali migracji wyjazdowej nie są już tak oczywiste i, co ważne, nie odbywają się w warunkach przymusu. Są raczej wspomniane wyżej próby integrowania się z miejscem pochodzenia, traktowane jako racjonalna i bardzo uzasadniona strategia budowania lepszej przyszłości dla kolejnego pokolenia.

Nie wiemy jak na tą sytuację będą patrzeć ludzie po latach. Czy przyznają nam rację za słuszne wysiłki nadgonienia ekonomicznych braków, czy może zganią za masowe porzucanie własnej kultury? Skupmy się lepiej na najbliższych świętach, choćby Bożego Narodzenia. To okazja do spędzenia czasu w gronie rodzinnym, kultywowania zwyczajów i hołdowania tradycji. Może to najlepszy sposób na zachowanie naszej tożsamości niezależnie od własnych i rodzinnych doświadczeń emigracyjnych.

Autor jest socjologiem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W badaniach zajmuje się socjologią kultury, socjologią migracji, ruchliwością społeczną i współczesnym społeczeństwem polskim. Jest członkiem Rady Rodziny przy Wojewodzie Wielkopolskim, a także podharcmistrzem, ratownikiem Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i honorowym dawcą krwi. Tata trzech córek.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar