prof. Michał A. Michalski

Gdy zdarza mi się rozmawiać z ludźmi, którzy planują ślub i wspólne życie, to zadaję im czasem pytanie, czy na małżeństwie można zarobić? Oczywiście najczęstszą reakcją jest wtedy zdziwienie, które zdaje się wyrażać dość jednoznaczne skojarzenia, które… no właśnie… ciekawe, jak kojarzy się to naszym Czytelnikom…?


Miłość i pieniądze

Moim rozmówcom, niestety, na myśl przychodzi najczęściej scenariusz rodem z dramatu, gdy – mówiąc oględnie i stereotypowo - „żona chce oskubać męża”. On jest księciem z bajki, ona kopciuszkiem, coś się zaczyna między nimi nie układać, a więc rozwód… Biedna panna wychodzi za mąż, a po rozwodzie jest całkiem nieźle ,,ustawiona”. Odłóżmy jednak takie historie – choć wierzę, że czasem tak bywa – między bajki, i powróćmy do tematu i do rzeczywistości XXI wieku, w której małżeństwo raczej nie kojarzy się z wielkim bogactwem. Z jednej strony pewnie dlatego, że w naszej kulturze nie bardzo wypada łączyć tematykę miłości z pieniędzmi, a z drugiej – tej bardziej mnie tu interesującej – zapomina się, że małżeństwo to naprawdę niezmiernie efektywna i ekonomicznie skuteczna instytucja społeczna.


Żonaci liderami w pracy

Potwierdzają to różne wyniki badań, z których wynika, że małżeństwo ma pozytywny wpływ na zamożność całej rodziny. W literaturze z tego obszaru pojawia się nawet hasło premii małżeńskiej, która oznacza, że statystycznie mężczyźni będący mężami osiągają wyższe zarobki. Badania takie prezentuje ekonomista, laureat nagrody Nobla George Akerlof w artykule zatytułowanym ,,Men without children”. Wynika z nich, że żonaci mężczyźni są bardziej wydajni i częściej awansują. Autor ten podkreśla także, że mężczyźni, którzy są mężami podchodzą bardziej odpowiedzialnie do swoich obowiązków zawodowych, przejawiają mniejsze skłonności, by stosować substancje odurzające, rzadziej przekraczają prawo i rzadziej są ofiarami przestępstw. Są, poza tym, zdrowsi i rzadziej bywają uczestnikami wypadków...


Dzieci najważniejszym sukcesem

Sytuacja materialna i zdrowotna jest oczywiście ważna i nie trzeba nikogo do tego przekonywać. Nie jest jednak ostatecznie najważniejsza, tym bardziej, gdy patrzymy na to z perspektywy rodzica. Lata temu w rozmowie ze znajomymi zbliżającymi się do pięćdziesiątki, którzy mają kilkoro dzieci, i którzy podejmowali w życiu różne przedsięwzięcia gospodarcze - z różnym efektem - padły słowa, które wciąż pamiętam. „Jedyne, co tak naprawdę nam w życiu wyszło to dzieci…” – powiedziała nasza znajoma. Do dziś te słowa dzwonią mi w pamięci, i myślę, że gdyby tylko jedna rzecz miała być sukcesem – tym zyskiem z małżeństwa, to warto, by to było właśnie to.


Wymierne straty rozpadu małżeńskich i rodzinnych więzi

Spoglądając z innej perspektywy, można powiedzieć, że jeśli w coś warto inwestować, to we wzajemne relacje. W ostatecznym rozrachunku to one są najbardziej ,,szczęściodajne”. I nie ma wątpliwości, że najwięcej spełnienia i radości dają nam te, które są najsilniejsze i najgłębsze, a do takich należy małżeństwo i rodzicielstwo. Dlatego też konsekwencje rozpadu rodziny – który dotyka właśnie tych najważniejszych relacji w naszym życiu – są tak dotkliwe, poważne i długofalowe. I generują konkretne straty i koszty, których część daje się wyrazić i pokazać w sposób wymierny, co zawiera opublikowany przez nas właśnie raport ,,Koszty rozpadu rodzin i małżeństw w Polsce” (dostępny TUTAJ).
 
Autor jest prezesem Fundacji Instytut Wiedzy o Rodzinie i Społeczeństwie (wydawcy PFR), kulturoznawcą, etykiem gospodarczym, badaczem współzależności między kulturą, rodziną i gospodarką, profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, dyrektorem Centrum Badań nad Rodziną i Demografią Collegium Intermarium, tatą pięciorga dzieci.

Zdjęcie: Pixabay.com