Wielodzietna? A nie wygląda pani…
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Wielodzietna? A nie wygląda pani…

dr Paulina Michalska

Słyszałam to zdanie tyle razy w życiu, że teraz, gdy ktoś je wypowiada pod moim adresem, nie jestem zdziwiona. Na początku reagowałam trochę agresywnie, denerwowało mnie, gdy ktoś poznając prawdę o mnie, podsumowywał ją właśnie słowami: „A nie wygląda pani”. Teraz uśmiecham się, dziękuję za opinię (choć w duchu myślę, że jest ona krzywdząca dla innych) i odchodzę. Czasem wdaję się w krótką dyskusję, próbując pokazać, w czym jest problem.


Krzywdzący stereotyp

O co chodzi? O stereotypizację matki wielodzietnej. Przez lata budowano wokół rodzin wielodzietnych pewne stereotypy. Sami dobrze wiemy, jakie. Nie kojarzono ich z niczym dobrym. I stąd wiele osób, gdy odkrywa, że kobieta, która właśnie przed nimi stoi to matka wielodzietna, reaguje właśnie słowami: „A nie wygląda pani!”. Bo w oczach tych osób powinna być zaniedbana, sfrustrowana, wykończona psychicznie i wiecznie niewyspana. A oto widzą kobietę uśmiechniętą, elegancko ubraną, z makijażem, zadowoloną i wyspaną i coś im w tym wizerunku nie pasuje.

Znam takich mam co najmniej kilkanaście, choć gdybym tak dłużej posiedziała i przypomniała sobie wszystkie, które kiedykolwiek spotkałam czy poznałam, pewnie naliczyłabym ich kilkadziesiąt. I zapewne wiele z nas zna ich z roku na rok coraz więcej. Wiele z nas jest takimi matkami, które łamią przez lata zbudowane stereotypy. Mamy po pięcioro, sześcioro czy więcej dzieci, jesteśmy pewnymi siebie kobietami, często albo pracujemy zawodowo albo mamy jakąś pasję (poza rodziną oczywiście), która sprawia, że rosną nam skrzydła. Udzielamy się w szkołach i przedszkolach naszych dzieci, chodzimy w butach na wysokim obcasie (no może nie codziennie ale na wielkie wyjście lub z mężem na randkę to jak najbardziej), mamy makijaż (potrafimy go zrobić w pięć minut, jeszcze z dzieckiem na ręku) i nie chodzimy z wiecznie spuszczoną głową, przepraszając, że przeszkadzamy.


Jak one to robią?

Oczywiście ani makijaż, ani buty na obcasie nie są synonimem szczęśliwej i zadbanej matki, ale są pewnym myślowym skrótem. Znam matki wielodzietne, które nie robią sobie makijażu, nie chodzą w wysokich obcasach a i tak są tak bardzo kobiece i intrygujące, że wielu zastanawia się, jak one to robią, że są takie niesamowite. Przecież żadna z nas (jestem o tym przekonana) nie wstaje rano i nie zastanawia się jak by tu pokazać światu, że warto mieć dużą rodzinę i nie tracić tego wszystkiego o czym myślą inni, że tracimy. Oto świat spotyka na swojej drodze nas i jest w ciężkim szoku, że życie towarzyskie nie kończy się po urodzeniu drugiego dziecka, że po drugim porodzie nie zanika w kobiecie zdolność do zrobienia makijażu i dobrania sobie super sukienki w rozmiarze może nieco większym niż wcześniej, że randkowanie skończyło się w czasach narzeczeństwa… My to robimy niejako mimochodem. Jesteśmy tymi, które idą pod prąd wszystkim stereotypom od lat zbudowanych wokół nas. Nie przesadzę, jeśli powiem, że takie mamy wyznaczają nowe trendy w macierzyństwie, są żywym przykładem dla tych wahających się mam jedynaków, że jednak można dać sobie radę ze wszystkim i jednocześnie pamiętać o czasie tylko dla siebie.


Trudności wzmacniają

Nie zaprzeczam - zdarzają się trudne dni (czasem nawet miesiące – mam koleżankę wielodzietną mamę, której najstarszy syn ma chorobę nowotworową). Jednak te wszystkie dobre, szczęśliwe chwile, a przede wszystkim oparcie w rodzinie daje nam siłę, by przetrwać. Trudne sytuacje są tym, co sprawia, że jesteśmy jeszcze silniejsze i inaczej postrzegamy priorytety. I to właśnie sprawia, że jesteśmy takie, jakie jesteśmy – silne, doświadczone, mądre, empatyczne i dzielne.


Wszystkie wielodzietne mamy świata

Kiedy piszę te słowa – mam przed oczyma wszystkie te mamy – moje koleżanki. Monikę - mamę ośmiorga dzieci (poznaną niedawno), dwie Magdy - dyrektorkę naszego przedszkola, Magdę, która kiedyś wydawała mi się bardzo zdystansowana i niedostępna, a dziś jeździmy razem na wakacje i wychodzimy na babskie pogaduchy bez mężów i Magdę, której jest teraz bardzo ciężko po tragicznej śmierci najmłodszego synka, Elę – mamę mistrzyń sportowych, Teresę - mamę małych szkrabów, która jeszcze ogarnia całą rzeszę narzeczonych, Mariannę, która za chwilę rodzi szóste dzieciątko, Anię – mieszkającą z rodziną w Australii i czekającą na narodziny kolejnego dziecka, Agnieszkę - mamę siedmiu córek, Kasię - mamę pięciu synów, Ewę – mamę, której kiedyś powiedziano, że nigdy nie będzie miała rodzonych dzieci, a dziś ma ich pięcioro, Marysię – mamę, która niedawno po raz pierwszy w życiu została teściową, Małgosię – która jest już babcią, a najmłodsi synowie jeszcze nie skończyli podstawówki, Martę – moją najlepszą sąsiadkę, Cecylię, która oprócz trzech synów ma w domu chorego tatę, Asię – niesamowitą farmaceutkę, Renatę – mamę dzieci w wieku szkolnym i studenckim, Karolinę – mamę piłkarzy – nie tylko wśród synów, moją kuzynkę Zosię – mamę m.in. brązowej medalistki igrzysk olimpijskich z Tokio i wiele, wiele innych.


Rozpoznam je bez trudu

I choć widzę, jak bardzo się od siebie różnią, to jest coś, co sprawia, że wielodzietną mamę rozpoznam na kilometr w tłumie innych ludzi i trafię w dziesiątkę nawet jej nie znając. One mają w sobie to coś, co inna mama wielodzietna wyczuje od razu. Nie potrafię opisać konkretnie, że to jest to (pewność siebie, ciepło, jakie od niej bije), czy tamto (podniesiona głowa, uśmiech i jakaś zaduma w oczach), ale przynależność do takiej grupy sprawia, że potrafimy się rozpoznać bez trudu.

Zatem rozejrzyjcie się wokół i zobaczcie, jak wiele jest takich jak my – normalnych, wielodzietnych mam.

Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System - głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.

Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar