To co poniesiemy dalej w normalne życie

97154972 898387520633048 1137786834424692736 nPandemia pandemią, ale świat toczy się nadal utartym torem. Ludzie rodzą się, umierają, a nawet obchodzą urodziny. Poważni ludzie na przykład kończą dziewięć lat i przysługuje im prawdziwy tort, taki jak za lepszych czasów zawsze bywał.

Na szczęście sklepy z jajkami, śmietanką i marcepanem nadal istnieją. I nadal działają różne strony internetowe, na których można wyczytać, co z tym wszystkim zrobić. Może nawet okaże się, że biszkopt upieczony w czasie izolacji nareszcie będzie tym, który się uda i zakróluje w kuchni na dłużej. Bo jak dotąd, żaden biszkopt nie doczekał się pochwały z mojej strony.

Nie tylko urodziny zresztą nie mogą czekać. Twórczość artystyczna także. Mając w głowie wspomnienie różnych dziwnych tortów, jakie na naszym stole już gościły (lokomotywa, R2D2, myszki biegające po jesiennych listkach), Chłopczyk J., nasz dostojny jubilat, zażyczył sobie tort jako pole bitwy, po którym jeżdżą czołgi. Dzięki Bogu, czołgi ulepił sam, z marcepanu. Pole bitwy go nieco rozczarowało, bo jednak nie było zielonym pagórkiem, a jedynie płaską czekoladową łąką, ale ostatecznie zaakceptował. Każdy członek rodziny otrzymał swój własny model czołgu (EBR105?), a on sam zadowolił się artylerią. Trochę tylko martwił się, że nie lubi dżemu wiśniowego, który tak bardzo odpowiada maminym smakom w połączeniu z marcepanem. Ale widocznie nie można mieć wszystkiego, skoro i tak otrzymało się zwyczajowe śniadanie do łóżka, które przysługuje jedynie w urodziny, oraz gromko odśpiewane „Sto lat”. Urodziny to urodziny, tradycja ma swoje wymagania.

No właśnie. Mimo wszystko, mimo wizji straszliwego wirusa, życie toczy się dalej. Nadal trzeba pielić grządki, kosić trawnik i spryskiwać krzaki w obronie przed ćmą bukszpanową. Nadal kwitną jabłonie, dzieci jeżdżą na hulajnogach, a starsze panie narzekają na nieodpowiedzialną młodzież. Matki szykują synkom jedzenie, którego oni nie lubią i mogą odmawiać spożywania go. Bracia zabierają rodzeństwu pierwszeństwo na hamaku albo miejsce na trampolinie, co wywołuje dzikie wrzaski na pół osiedla. Oprócz wrzasków jednak unosi się nad nami nieustający ptasi świergot dochodzący z okolicznych drzew. A czasem nawet dźwięki fletu gdzieś z okien niedalekich bloków.

Zdarza się nawet, że rozpalamy majówkowe ognisko, pieczemy kiełbaski na patykach i ziemniaki zakopane w popiele. Chłopcy siedzą potem do późnej nocy, trzymając wartę przy ogniu, gdy damska część rodziny spokojnie sobie śpi. Wszystko musi odbywać się tak, jak trzeba, jak bywało od zawsze.

W całym tym koronawirusowym szaleństwie staramy się znajdywać jakieś stałe punkty, jakieś ostoje, które pozwolą przetrwać i które poniesiemy dalej w normalne życie. Choć, oczywiście, nikt z nas jeszcze nie wie, jak to normalne życie będzie wyglądać, gdy już wreszcie nadejdzie…

Pani Łyżeczka

(Agnieszka Dubiel)


Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com

Rodzicielstwo jest niezwykłą przygodą. Dla każdego z nas ma ono inny wymiar, ale w wielu kwestiach codzienność nas rodziców jest bardzo podobna. I właśnie taką swoją „codziennością”, subiektywnym spojrzeniem na różne aspekty „bycia mamą” dzieli się z nami w kąciku OKIEMM MAMY jedna z nas - mama - Agnieszka Dubiel, znanna niektórym pod nickiem Pani Łyżeczka. (red.)
Fixed Bottom Toolbar