O wyfruwaniu z gniazda i wszechwiedzących nastolatkach
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

O wyfruwaniu z gniazda i wszechwiedzących nastolatkach

Agnieszka Dubiel
 
Zapewniliśmy własnym dzieciom przytulne gniazdko, w którym poustawialiśmy wszystko po swojemu. Mogły czuć się bezpieczne i o wszystko zapytać, a my chętnie udzielaliśmy wyjaśnień. Przynosiliśmy do domu to, co potrzebne małym pisklakom, by mogły zdrowo się rozwijać. I nic więcej. Żeby nie miały za dużo bodźców, żeby nikt im w głowach nie namieszał. Jeśli wychodziliśmy, to razem, jeśli nabierały nowych doświadczeń, to pod naszym okiem. Było bezpiecznie i przewidywalnie, na tyle, na ile życie z małymi dziećmi w ogóle bywa przewidywalne.
 

Pierwsze kroki w samodzielność

A potem drzwi trzasnęły po raz pierwszy. Panna T. poszła do przedszkola i została tam sama, bez nas. Cały dzień nie wiedzieliśmy, co robi, o czym myśli, czym zajmuje swą bystrą główkę. Kto ją uczy życia i w jaki sposób. To znaczy trochę, tak ogólnie, wiedzieliśmy. Ale pierwszy raz nie mieliśmy nad tym żadnej kontroli. I to był ten krok, który tak mocno zapadł nam w pamięć.
 
Oczywiście nastąpiły kolejne, i to w wykonaniu wszystkich dzieci po kolei: samodzielne wyjście do szkoły czy do sklepu, pierwszy wyjazd, nocowanie poza domem, wakacje u babci, weekend u dziadków, samodzielna jazda autobusem do centrum miasta, samo, samo, samo… Drzwi naszego gniazdka trzaskały regularnie, a nam wciąż wydawało się, że mamy jeszcze wpływ na cokolwiek.
 
Zajmowaliśmy się na przykład opisywaniem świata i tłumaczeniem różnych zależności. Jednak z czasem i to przestało dzieciom wystarczać. Też chciały wyjaśniać.
- Czy jest coś, co mogę oznajmić moim rodzicom, a oni by tego jeszcze nie wiedzieli? – zastanawiała się Panna T., gdy miała około dziesięciu lat.
Krótko potem włączyła radio (było to jeszcze przed dobą pandemii i zwykły dziesięciolatek mógł się obejść bez laptopa w pokoju) i tak się zaczęła era poszukiwania informacji poza domem.
 

Pokoleniowa pułapka

My w tym czasie zajęci byliśmy już wybieraniem wiadomości, odrzucaniem niepotrzebnych oraz kroczeniem mniej więcej w wyznaczonym kierunku ignorując wszystko, co mogłoby nas na tej drodze rozpraszać. Chcąc sprostać wszystkim zadaniom codzienności, całej tej ogromnej pracy, jaka piętrzyła się przed nami, siłą rzeczy musieliśmy nie zauważać nowinek, a już na pewno nie poświęcać im całego swego życia intelektualnego i emocjonalnego. W ten sposób właśnie nie wytrzymaliśmy tempa i zostaliśmy z tyłu, coraz bardziej zamykając się w swoich schematach. Wpadliśmy w tę pułapkę, w którą wpadają wszystkie kolejne pokolenia, zresztą za każdym razem przekonane, że im akurat to się nie zdarzy. Obecnie szansą na wyrwanie nas stamtąd jest jedynie zderzenie z nastolatkiem, a najlepiej trzema.
 
Chłopczyk J. narzeka, że hamulce mu piszczą przy rowerze.
- Może trzeba nasmarować? – zastanawiam się głośno.
- Ale jak smarować coś, co ma trzeć? – pyta trzeźwo Kawaler S.
I już wiem, że poległam. Nie tylko w kwestii wiedzy, ale nawet zwykłej intuicji potrzebnej do poruszania się w świecie fizyki.
 

Rodzicielstwo boli i rozwija

Albo czasem dzielą się nowinkami przyniesionymi z niedaleka, z sąsiedniego pokoju podłączonego do światowych źródeł informacji, trendów, mód i zagrożeń. Nawet nie tłumaczą, tylko machają ręką, bo nie da się całego świata wyjaśnić w dwóch zdaniach. Wiem, że tak musi być. Że oni potrzebują szukać, rozglądać się, sprawdzać i wciągać wnioski. A my – matki i tak będziemy stale drżały o ich (często tylko potencjalnie) rozbite głowy. I potem jeszcze usłyszymy, czego nie wiemy, w czym się znów nie orientujemy. Że boli? Całe rodzicielstwo boli, ale też rozwija. Wychowywanie dzieci rozwija, towarzyszenie im w trakcie dorastania rozwija, wszystkie trudne doświadczenia rozwijają… Pewnie nie ma innej drogi, ku temu, by kiedyś wreszcie stać się mądrym człowiekiem.
 
Dlatego czasem patrzę z pewną nutą zazdrości na starsze panie z wolna drepczące chodnikiem. One już wiedzą. One wszystkiego doświadczyły, mają to już za sobą. Ale też mają zapisane w sercu, w głowie, w duszy. Nie oczekują zbyt wiele i nawet gdy je coś zaskoczy, potrafią tego nie przeżywać emocjonalnie. Nie takie zaskoczenia już widziały. Mogą pokiwać głowami nad naszą szamotaniną życiową, nad naszym przekonaniem, że coś powinno być takie czy inne. One wiedzą, że nie jest i nikt tego nie zmieni. Patrzą w górę na te nasze gniazdka wstrząsane kolejnym trzaśnięciem drzwiami i wiedzą, że to minie. Że każdy etap jest potrzebny – oraz że jest tylko etapem. Że nastolatki też kiedyś będą młodymi (potem nieco starszymi) rodzicami, a ich dzieci będą podskakiwać i stroszyć piórka. A my jeszcze zatęsknimy za dawnymi czasami…
 
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
Fixed Bottom Toolbar