O spoiwie rodziny, czyli o uroku i ważności rodzinnych opowieści

siostryPanna H. porzuciła barierkę, która na użytek chwili została właśnie drabinką do wspinania i podbiegła do murku okalającego miejscową szkołę.
   – Będę szukać kamieni – ucieszyła się. – O, tu jest i tu jest, i tam też. Szukam kamieni, tak samo jak Panna T., kiedy była mała!

Panna H. ma wprawdzie dopiero trzy lata i troszkę, ale pewnie rzeczy już wie. Na przykład to, że kiedyś, dawno temu, mieszkaliśmy w tym samym miejscu i chodziliśmy z jej starszymi siostrami na spacery tymi samymi trasami. I że Panna T., mając lat trzy i troszkę szukała tutaj kamieni wystających z murku. Bo to jest właśnie opowieść rodzinna, jedna z tych, jakie powtarza się mimochodem, czasem przy stole, czasem na ulicy. I nikt już nawet nie zastanawia się nad szczegółami, ani niczego nie wyjaśnia, bo przecież wszyscy od dawna znają jej treść i wymowę. Właściwie nawet od zawsze, od urodzenia po prostu.

Ciekawe jest jednak to, że wiek takiej opowieści zupełnie nie ma znaczenia. Równie wielki wpływ na nas mają te najnowsze, jak i te zupełnie przedwieczne. Nikt przecież nie widział młodego Pradziadka Florka, czekającego na polecaną mu pannę i zastanawiającego się, czy jeśli wejdzie i siądzie tyłem do drzwi, to się z nią ożeni. Weszła, usiadła na pierwszym krześle tyłem do drzwi i tak już została... Prababcią Joanną, przez którą obecnie Panna T. pilnuje sobie swojego miejsca tyłem do drzwi. Bo taka tradycja.

Podobnie wszyscy wiedzą, że Prababcia Wikcia była sierotą wychowywaną przez rodzinę daleko, tam gdzie teraz jest Ukraina. Nikt jej nie szanował i nie poważał, bo w tamtych czasach sieroty mogły liczyć jedynie na litość otoczenia. A jednak to do niej przyjeżdżał na czerwonym koniu najprzystojniejszy kawaler z pobliskiego miasteczka. Dlaczego kolor konia zawsze określała jako „czerwony”, tego nie wiemy, ale wiemy, że kawaler został Pradziadkiem Teodorem. I że potem, już jako małżeństwo z dwójką dzieci i trzecim w drodze, uciekali pociągiem do Polski – dlatego właśnie Babcia Agnieszka jako miejsce urodzenia miała wpisane niewielkie miasteczko na Słowacji.

O takich rzeczach nawet się nie dyskutuje, one po prostu są. I są równie ważne i żywe, jak wspomnienia starszej trójki o tym, jak bawiąc się na trampolinie urządzali „prezentację bzdur”. Tylko oni jeszcze pamiętają, na czym dokładnie to polegało i tylko oni rozumieją te strzępki zdań, jakimi przy okazji się wymieniają. Albo wspominają, jak raz Chłopczyk S., rzucając skarpetką w Babcię Agnieszkę, zdołał zdenerwować tę największą w rodzinie ostoję cierpliwości i wyrozumiałości. Podobne sytuacje doprowadzają do rozpaczy Chłopczyka J., który uważa, że wszystko co ciekawe, wydarzyło się zanim on się urodził albo przynajmniej zaczął cokolwiek rozumieć. Płacząc tak nad swym trudnym losem czwartego dziecka, pewnie nie ma nawet świadomości, że te jego łzy i narzekania już same w sobie stają się kolejną opowieścią.

Bo wszystkie te historie tworzą jakieś niedostrzegalne tło, bez którego obraz na pierwszym planie byłby zupełnie niezrozumiały. Nakładają się na siebie, przenikają i zmieniają barwy – ale wciąż trwają i wciąż coś nam mówią. Są takim spoiwem, które razem z więzami krwi tworzy z nas rodzinę.

Panna H. odrywa rączkę od ostatniego znalezionego kamienia i biegnie dalej, zupełnie inaczej niż dawna Panna T. Starsza siostra w tym miejscu zatrzymywała się, potrzebując kolejnego argumentu motywującego ją do dalszego spaceru. A młodsza pędzi przed siebie posłuszna jakiemuś wewnętrznemu nakazowi, by stale być w ruchu i stale szukać własnych rozwiązań. Bo żadna historia nie powtarza się tak samo. Nawet jeśli nawarstwia się i korzysta z podłoża stworzonego przez poprzednie pokolenia, ta dzisiejsza musi powstać od nowa i po swojemu. Przecież człowiek jest twórczy, co stanowi niezbity dowód na to, że został on ukształtowany na obraz Boga. Boga, który sam wciąż wymyśla nowe kształty płatków śniegu.


Pani Łyżeczka
(Agnieszka Dubiel)


Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com

Rodzicielstwo jest niezwykłą przygodą. Dla każdego z nas ma ono inny wymiar, ale w wielu kwestiach codzienność nas rodziców jest bardzo podobna. I właśnie taką swoją „codziennością”, subiektywnym spojrzeniem na różne aspekty „bycia mamą” dzieli się z nami w kąciku OKIEMM MAMY jedna z nas - mama - Agnieszka Dubiel, znanna niektórym pod nickiem Pani Łyżeczka. (red.)
Fixed Bottom Toolbar