O ręcznych robótkach i innych przeżytkach łączących pokolenia

O ręcznych robótkach i innych przeżytkach łączących pokolenia

Agnieszka Dubiel 
 
Czas, jak to czas, zwykle odmierza nam wahadło. Jest ono duże i ciężkie, więc kołysze się dość niemrawo. Ostatnio w ogóle sprawiało wrażenie, jakby przystanęło, bo zaplątało się w jakiejś wirtualnej matni. Sieć ta szczelnie je oplotła, uwięziła i zatrzymała na dłużej. Tak nam się ta codzienność od niedawna zrosła z ekranami i klawiaturami, że już trudno wyobrazić ją sobie inaczej.
Splecione sieci nitek i włóczek

A jednak, wahadło rządzi się swoimi prawami. Ciężkie jest i nie poddaje się zbyt łatwo. Na dodatek, raz wyzwolone z uścisku, odbija mocno w drugą stronę – w tę, gdzie już czekają na nie inne sieci, takie jak najbardziej prawdziwe. Sieci splecione z kolorowych nitek i włóczek.
 
Przekazywanie mądrości pokoleń
Od dawna zachwyca mnie wspomnienie kobiet, które zbierały się wieczorami w jednym domu i dziergały, szyły czy darły pierze. Na pewno przy tym śpiewały. Na pewno snuły jakieś niestworzone opowieści. Może popijały pachnące herbatki parzone z ziół, które suszyły na strychu. Ale z całą pewnością też rozmawiały, plotkowały, wspierały się nawzajem. Starsze uczyły młodsze jak żyć, jak obchodzić się z mężem, jak opiekować się dziećmi. Przekazywały im tę całą mądrość wypracowywaną przez pokolenia, której nie mogły wówczas podważyć żadne kolorowe nowinki migające na ekranach. Po prostu ich nie było.
 
Tworzenie czegoś z niczego
Sięgam więc po to srebrne szydełko, które miga mi szybciutko w rękach, a w jego błyskach widzę twarze kobiet, które nauczyły mnie tej magicznej sztuki tworzenia czegoś z niczego. Widzę mamę dziergającą sweter z resztek włóczki i babcię szykującą mi ciepłe kapcie na zimę. Nie uczyłam się tej sztuki na YouTube, raczej doskonaliłam ją z książki. Tej jednej, która akurat była w domu dostępna. I wciąż czuję, że ta kolorowa włóczka ciągnie się daleko, daleko w przeszłość, sto pokoleń wstecz. I czuję tę więź z kobietami pochylonymi nad swoimi robótkami w ciemnej ciasnej izbie domu nad rzeką, która lubi wylewać na wiosnę.
 
Radość w trudnym czasie niemocy
Myślę o nich dziergając bawełniany sweterek, który rozpoczęłam rok temu. Wreszcie mam czas i możliwości, by doprowadzić do końca przedsięwzięcie: dość skomplikowane i czasochłonne, a jednak pozwalające zająć ręce i myśli w czasie, gdy normalne prace okazują się zbyt forsowne. I tak, kolejne sześciokąty pojawiają się w miejsce kolorowych motków w koszyku. Zszyte raz, drugi i trzeci, wreszcie zaczynają przybierać właściwą formę. Radość tworzenia, możliwość dotykania czegoś własnymi rękami, popełnianie błędów i korygowanie ich – to wszystko okazuje się możliwe i dostępne nawet w trudnym czasie niemocy.
 
Szydełko terapeutyczne
Ale przy okazji Panna T. też sięga po szydełko. Nazwałam je „szydełkiem terapeutycznym”, bo tego rodzaju praca wycisza myśli, uspokaja i wyrównuje oddech. W zasadzie działa prawie jak muzyka relaksacyjna, tyle że pozostawia po sobie namacalny ślad w postaci czerwonego swetra z pingwinkiem. Albo małej brązowej małpki.
Panna Ł. szyje spódnicę. I gdy tak pochyla się nad maszyną, przywodzi mi na myśl te nieco bardziej nowoczesne kobiety, które musiały wykazywać się nadzwyczajną zaradnością w trudnych czasach. Każda nasza mama i babcia miała taką albo inną maszynę w domu i każda z niej często korzystała. Teraz Panna Ł. wreszcie zaczyna nosić to, co może ją zachwycić, zamiast seryjnych ubrań znanych marek, które jakoś jej nie zachwycają. Do tego stworzone własnymi rękami. Takie, których fakturę pamięta się w palcach, a których kolory biją po oczach nawet pod zamkniętymi powiekami.
 
Nitka wspomnień
A Panna H.? Na razie uczy się przewlekać kolorowe nitki przez kartoniki z obrazkami. Piękne równiutkie ściegi już potrafi układać. Następnie należałoby jej prostą wyszywankę sprawić. Już zaczynam się rozglądać.
Niepostrzeżenie robótki ręczne oplatają nas swą mocną siecią. Wcale nie tak łatwo się z niej wyrwać. A może po prostu dobrze nam, gdy możemy otulić się ciepłem, gdy możemy dotykać i cieszyć się realnością tych wrażeń. Gdy widzimy tę dziwną cieniuteńką nitkę wspomnień, która wciąż przytrzymuje wahadło wychylone mocno w stronę realnych doznań.
 
Dwie strony izolacji
Wszystko to sprawia, że cała ta nasza izolacja ma dwie strony medalu. Wahadło znów rusza, dotykając raz jednej raz drugiej. Czas teraźniejszy jest przecież tylko chwilowym napięciem pomiędzy tym, co nowe i wybiegające w przyszłość a tym, co dawno minione. Trwamy więc cierpliwie pomiędzy światem wirtualnych spotkań on-line i ogólnie elektronicznej wersji rzeczywistości a światem spraw, które są jak najbardziej namacalne, bliskie i analogowe. Wszystko ma swoje miejsce i swoje znaczenie.
Nowych ściegów można nauczyć się z Internetu. Po poradę można zadzwonić do starszej siostry. Jednak zimowej herbaty nie da się wypić wirtualnie...




Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.

Zdjęcie ilustracyjne: Pexels.com

Fixed Bottom Toolbar