Gdy (dorosłe) dziecko idzie do pracy
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Gdy (dorosłe) dziecko idzie do pracy

Agnieszka Dubiel
 
Jeszcze nie opadł kurz po „Bitwie pod Maturą”, a tu dziecko postanowiło iść do pracy. Dziecko dorosłe, pełnoletnie i ze świadectwem dojrzałości widocznym na niedalekim horyzoncie, ale jednak… dziecko. Moje. To samo, które dopiero co niosłam pod sercem przez zimowy park.
 

Część świata nieoswojonego

Nawet nie wiedziałam, że ta dziecięca dorosłość będzie mnie tyle kosztować. Znacznie więcej niż matura. Bo matura jednak jest częścią świata szkolnego, jako tako już oswojonego po tylu latach. A tu nagle obowiązkowość, odpowiedzialność i rzetelność muszą szybciutko wyskoczyć na plan pierwszy i udawać, że zawsze tam były.
 
Panna T. podjęła jednak samodzielną decyzję, a potem ją zrealizowała. Jako szanująca się matka dorosłej osoby nie kiwnęłam palcem. No, może, poza tym, który służy do odliczania zdrowasiek wspierających każdy wyczyn naszych latorośli. Ona jednak spokojnie załatwiła wszelkie formalności, odbyła szkolenia on-line, a nawet uzyskała dwudziestosekundową teleporadę u lekarza medycyny pracy. I naprawdę podpisała umowę.
 

Najdłuższy dzień

A potem zniknęła za drzwiami, gotowa na nowe wyzwania. To był jeden z najdłuższych dni w moim matczynym życiu. Wskazówki zegara wlokły się niemiłosiernie, za każdym razem wyrzucając mi okrutną prawdę: ona tam haruje. Wy sobie wstajecie do szkoły i do przedszkola, a ona w tym czasie już haruje. Wy sobie wracacie do domu, jecie obiad, leniuchujecie po obiedzie, a ona tam haruje. Dobrze, że ma chociaż przerwę na porządny posiłek. Dobrze, że ma dojazd zapewniony. Ale czy da radę wejść do domu po powrocie, czy też padnie ze zmęczenia przed drzwiami? Serce matki popędza biedne wskazówki, które już i tak ledwie zipią.
 
I wtedy wraca Panna T. Uśmiechnięta, pełna wrażeń i bardzo zadowolona. Opowiada o swoich zadaniach w tym specyficznym języku korporacji, który stanowi pomieszanie jakichś angielskich wyrażeń odmienionych na polską modłę. Moje uszy anglistki więdną od samego słuchania, ale młody umysł, przyzwyczajony do tego rodzaju wygibasów, radzi sobie z nimi zupełnie nieźle. Opowiada więc o konieczności noszenia „badża” na widocznym miejscu, o przyklejaniu „lejby” na różne „multibagi” oraz o możliwości zrobienia szkolenia na „nektagi”. Najważniejsze, że ona w tym się orientuje.
 

Dorosłość od razu

Równie ważne, że przeżyła i z entuzjazmem wybiera się w dniu następnym. Że wykazała się inicjatywą, zrealizowała pomysł. Teraz nabiera doświadczeń życiowych oraz planuje wydatki za te pieniądze, których jeszcze nie widzi. Ale je zarobi, własnym wysiłkiem i rękami. I od razu, od pierwszego dnia, stała się taka dorosła:
- Nareszcie rozumiem, co dorośli mieli na myśli mówiąc zawsze: „ale przecież ty się tylko musisz uczyć”.
- Teraz dopiero wiem, co to znaczy być człowiekiem zmęczonym.
- W pracy najlepsze jest to, że na hali nie ma żadnych dziesięciolatków. W ogóle nikogo niepełnoletniego. Można wreszcie spędzać całe godziny wśród poważnych ludzi.
- Dorosłość jest dziwna. Polega głównie na robieniu różnych rzeczy dlatego, że się uważa, że tak należy, a nie dlatego, że ktoś tak każe. To naprawdę dziwne.
 
I wiele jeszcze odkrywczych uwag, które mile łechcą matczyne uszy. Oto mam dorosłe dziecko, które można wypuścić w świat i nawet wróci w stanie nienaruszonym. Właściwie bezradnym dzieckiem pozostaje tylko w momencie, gdy wpada wczesnym rankiem do naszej sypialni z rozpaczliwym „zaspałam”. Wtedy nawet mogę wznieść się na szczyty rodzicielskiej troski i odwieźć biedaka na autobus. I tyle mojej roli, dalej już musi radzić sobie sama…
 

Duma i niepokój

 Z sentymentem wspominam własne wakacje pomaturalne – jakże inne. Pełne wyjazdów, beztroski, pracy bez zapłaty, rozglądania się po nowym wspaniałym świecie. Fakt, nie mieliśmy możliwości tak po prostu pójść zarabiać. Co odważniejsi jechali do Anglii, pracować na czarno, wierząc, że nie wrócą stamtąd przed czasem, ze stosowną pieczątką w paszporcie. Jeszcze w międzyczasie zdawaliśmy egzaminy na studia, jeszcze trzeba było prostować różne nieporozumienia z tym związane, zanosić dokumenty w zawiązywanej teczce i dostarczać osobiście dowody wpłaty, dokonanej oczywiście na poczcie. Naprawdę, to był inny świat.
 
- Oby tylko nie zachłysnęła się tą pracą, niezależnością, zarobkami – słyszę zatroskane głosy z różnych stron. – Oby tylko chciało jej się jeszcze iść na studia.
Oby. Wiele niebezpieczeństw czyha za rogiem na młodego człowieka. Ale sam fakt, że zagląda za ten róg i stawia im czoła – już to wystarczy, by matka mogła obserwować swoją pociechę z dumą. I jednocześnie z niepokojem, jak to matka.
 
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
Fixed Bottom Toolbar