Dlaczego uczę dzieci niemarnowania jedzenia

pexels photo 5039623Agnieszka Dubiel

Moja babcia miała silną osobowość. Choć postury raczej mizernej i zdrowia słabego, jednak potrafiła wywierać wpływ na wiele osób dookoła. Wbrew temu, co zapowiadała akuszerka, babcia nie zmarła zaraz po swoich narodzinach. Potem jeszcze kilka razy uniknęła bliskiej śmierci, a kiedy wreszcie umarła w wieku lat dziewięćdziesięciu, trudno było mi uwierzyć, że to naprawdę możliwe.

Ale zostawiła na zawsze ślad w osobach, które wychowywała, więc również w nas – wnukach. Wciąż pamiętam ją taką: drobną, ruchliwą, dużo mówiącą. Często powtarzała te same frazy, nieraz do znudzenia. Kręciła się po swojej wiejskiej kuchni, rozsiewając wszędzie dookoła wszystkie mądrości życiowe, jakimi przesiąkła. Jedna z nich głosiła: „nie wolno jedzenia marnować, bo to dar Boży”.
   – Jak to, nie chcesz tego jeść? – dziwiła się, gdy któreś z dzieci marudziło przy posiłku. – Jak to możliwe? Wy chyba nie wiecie, co to jest prawdziwy głód. Głodu nie zaznaliście, to teraz wybrzydzacie. Za dobrze macie, za dobrze.

Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku nie były przesadnie bogate. Wspomnienia kartek na mięso, na cukier i na buty prześladują nas wszystkich do dziś. A jednak można nam było wypominać, że mamy za dobrze. W końcu wojny nie przeżyliśmy. Tak czy inaczej, jedzenie należało szanować. Nie chodzić po polu obsianym zbożem, nie wyrzucać i nie marudzić przy posiłku. A gdy już wszystko zostało zjedzone, babcia uśmiechała się zadowolona i mówiła: „no, to będzie pogoda”.

Dlaczego o tym wspominam? Bo do dziś coś ściska mnie w dołku na widok jakiejś zapleśniałej kanapki, którą zdarza się czasem dziecku wyjąć z plecaka szkolnego. Tak głęboko siedzą mi w głowie te różne babcine napomnienia, że przerażenie mnie ogarnia, gdy uświadamiam sobie, że nie wszyscy tak mają. Na przykład, nie mogę spokojnie słuchać kampanii społecznej, czytanej kojącym skądinąd głosem Krystyny Czubówny: „w Polsce co roku marnuje się taka ilość żywności, jaka wystarczyłaby na wyżywienie ludności Warszawy przez dziesięć lat”. Dziesięć lat?! Gdy to słyszę, myślę właśnie o tym, że mamy za dobrze. Że nie przeżyliśmy wojny ani głodu i pozwalamy sobie na taką nonszalancję.

Daleko odeszliśmy od ziemi. Uciekliśmy już dawno ze wsi do miasta i straciliśmy łączność z prawdziwym, twardym życiem. Nie jesteśmy już zależni od urodzajów, od właściwej pogody w czasie wzrastania plonów i w czasie żniw. Nie wznosimy modłów o oddalenie głodu. W razie czego samoloty szybciutko dowiozą nam brakującą żywność. Szykowanie zapasów, to już raczej folklor, wracanie do korzeni i sentymentalne mieszanie w garnku, niż życiowa konieczność. Bardziej zajmuje nas odkrywanie nowych smaków i poznawanie egzotycznych potraw niż przetrwanie.

W głowie jednak wciąż dźwięczą mi słowa babci, wypowiadane ze zgrozą i oburzeniem. Uczę więc dzieci, że chleba nie wolno wyrzucać. Grzanki z serem też są dobre. I chleb opiekany w jajku. Obiad z resztek nie jest trujący, a pustawa lodówka oznacza tylko tyle, że nic się nie ukryje na wieczne zepsucie. Nie musimy mieć wszystkiego, na co przyjdzie nam ochota, możemy trochę się podzielić. Zresztą doświadczenie własnych lat chudych też tu trochę pomaga – starsze dzieci lepiej je pamiętają, młodsze mniej.

Ale jeśli już zupełnie stracimy wyobraźnię i instynkt oszczędzania, dobrze jest poczytać trochę o krajach, gdzie ludziom jest gorzej niż nam. Uświadomić sobie, że nasz dobrobyt (czasem względny, ale jednak dobrobyt) wcale nie rozciąga się nad całą planetą, a to, co u nas się marnuje, z powodzeniem uratowałoby setki innych osób. Wystarczy zerknąć, na przykład, na relacje misjonarzy, dają dużo do myślenia. Przy okazji znajdzie się informacja, jak można im pomóc.

Próbujemy też w naszej rodzinie pielęgnować w sobie wdzięczność. Wdzięczność za każdy kawałek chleba. Za każdy obiad. Za to, że mamy co jeść i gdzie mieszkać. Prawdziwego głodu w życiu nie doświadczyłam. Ale wystarczająco dużo się o nim nasłuchałam, by i za ten brak doświadczenia być wdzięczną.


Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki, a także laureatką konkursów literackich.


Zdjęcie ilustracyjne/Pexel.com
 
banner 750
Fixed Bottom Toolbar