Czy dzieci rozwiedzionych rodziców mają szansę stworzyć trwałą rodzinę?
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Czy dzieci rozwiedzionych rodziców mają szansę stworzyć trwałą rodzinę?

Agnieszka Dubiel
 
Wyobraźmy sobie statek bez portu. To znaczy port kiedyś istniał, ale wieloletnia burza zmiotła go z powierzchni ziemi. Błąka się teraz taki stateczek od lądu do lądu, wszędzie szukając chwilowego zaczepienia, możliwości krótkiego postoju i podratowania stanu zapasów. Poza tym jednak musi pływać po oceanach, zdobywać kolejne lądy, badać najgłębsze wody i wierzyć, że nie zginie.
 

Krajobraz po burzy

Podobnie czuje się dorastające dziecko, któremu burza życiowa zniszczyła dom rodzinny. Zagląda czasem do domów koleżanek i kolegów, obsesyjnie szukając dowodów na to, że istnieją prawdziwie trwałe rodziny. Zazwyczaj więc ostatecznie ląduje nie w pokoju z imprezującą młodzieżą, tylko w kuchni, gdzie siedzą rodzice – i słucha, obserwuje, zadaje pytania. Wiarygodni mogą być tylko ci, którzy mają staż małżeński dłuższy niż trzydzieści lat. Wtedy udaje się nawet uwierzyć, że projekt o nazwie „rodzina” może się udać.
 

Zbudować własny port

W końcu jednak załoga zabłąkanego statku postanawia zbudować sobie własny port. Nie ma wprawdzie dostępu do planów ani nawet możliwości zweryfikowania swoich pomysłów w odniesieniu do jakiejś istniejącej już konstrukcji. Może pytać, czytać, słuchać i sprawdzać, ale ostatecznie działa trochę po omacku, trochę bez gwarancji. Jedyne, czego jest pewna to tego, jak wygląda katastrofa oraz to, że lepiej byłoby jej uniknąć w przypadku kolejnych pokoleń marynarzy.
 

Więcej i lepiej

Tak samo jest z kolejnym pokoleniem w rodzinie. Trwa ciągła walka, by dać własnym dzieciom więcej i lepiej niż samemu się otrzymało. One nie muszą tego wiedzieć i doceniać. Ważne tylko, by swoim dzieciom z kolei dały więcej i lepiej niż otrzymały w domu.
 
Osiągnięcie takiego celu jest w sposób oczywisty bardzo trudne. Trzeba wytłumaczyć rzeczy do wytłumaczenia niemożliwe. Trzeba pokazać dobro i zło, nie rzucając przy tym oskarżeń i nie wydając wyroków. A jednak wyraźnie nauczyć, które postawy są właściwe i jak należy postępować, o co walczyć, czym się kierować. I jeszcze dołożyć to, co zawsze najtrudniejsze: dobry przykład własnego życia, który w bólach się wykuwa.
 

Kapitan nie może zawieść

Aby załoga mogła czuć się bezpieczniej, potrzebna jest właściwa postawa kapitana. Kogoś, kto wymaże z języka rodzinnego słowo „rozwód” i nigdy nie będzie sobie pozwalał na używanie go w kontekście własnego statku. Taka opcja po prostu przestaje istnieć. Nawet jeśli pierwszy oficer zaczyna snuć czarne wizje, mądry kapitan natychmiast je ucina i w ogóle odmawia dyskusji na ten temat.
 
Czy możemy się zawieść? Oczywiście. Nigdy nie damy sobie stu procent pewności, że wszystko się dobrze skończy. Ale nie rozważamy tego scenariusza dniem i nocą. Raczej trzymamy go z tyłu głowy jak lampkę ostrzegawczą, która powinna zapalić się w krytycznym momencie, gdybyśmy nagle obrali kurs na samotną skałę.
 

Trudniejszy start

Rozglądając się naszym morzu widzimy, że zranienia i braki mogą zostać przekute na moc i siłę. Zwłaszcza, jeśli mamy świadomość ich istnienia oraz niezgodę na powielanie starych wzorców. Wchodząc w dorosłe życie, dzieci z rozbitych rodzin mają po prostu trudniejszy start. Nieraz potrzebują wsparcia i pomocy, ale zawsze muszą wykonać większą pracę, by osiągnąć stan jako takiej równowagi. Zaś osiągnąwszy ją, stale muszą jej pilnować, stale strzec, patrząc wciąż daleko naprzód i przewidując skutki wszystkich drobnych działań, które na co dzień podejmują. Nigdy nie tracąc celu z pola widzenia, omijają wszelkie pułapki z daleka (bardzo daleka).
 

Nie odmawiać nikomu nadziei

Na pytanie postawione w tytule nie chcę więc i nie potrafię dać definitywnych odpowiedzi. Wiem, że istnieje syndrom DDRR, czyli dorosłego dziecka rozwiedzionych rodziców. Jest on przebadany i opisany naukowo, opracowany i omówiony przez psychologów. Domyślam się, że znają też oni sposoby i narzędzia pozwalające pokonać specyficzne trudności, z jakimi borykają się w dorosłym życiu osoby pochodzące z rozbitych rodzin.
 
Skoro jednak dzieci alkoholików nie muszą mieć problemu alkoholowego, a dzieci agresorów nie muszą bić swojej rodziny, nikomu nie można odmawiać nadziei. Nie ma przecież rzeczy niemożliwych i mam nadzieję za trzydzieści lat być tego żywym dowodem. Dlatego mówiąc dzisiaj, że nie wiem, kwestię odpowiedzi pozostawiam otwartą, czekającą na ostateczną weryfikację.
 

Wiem, o czym mówisz

Wierzę przy tym, że pokonywanie większych trudności prowadzi do lepszego rozumienia samego siebie i otaczającego świata. Że każdy życiowy zakręt ma swój cel i prowadzi dalej i głębiej. Jeśli doświadczamy jakichś braków i trudności to, dlatego, by zweryfikować swoje postawy, by wyciągać naukę i wspinać się o kolejny stopień wyżej. Jeśli mamy w sobie jakiś ból, to po to, aby innym bólu odejmować, aby ich przed nim chronić lub pomagać w uśmierzaniu. Nic bowiem nie przynosi takiej ulgi osobom poranionym, jak stwierdzenie: „wiem, o czym mówisz, choć wolałabym nie wiedzieć”.
 
Jeśli więc w ogóle znajduje w sobie tyle odwagi, by pisać na tak trudny temat, to właśnie dlatego, by powiedzieć komuś: „wiem, o czym mówisz”. Nic więcej.
 
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar