Wyprawa do lasu, czyli jak pokonać lęk przed grzybami
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Wyprawa do lasu, czyli jak pokonać lęk przed grzybami

dr Paulina Michalska

Sezon grzybowy w pełni. Co rusz na profilach moich znajomych w mediach społecznościowych ktoś chwali się koszykiem pełnym podgrzybków, maślaków czy innych prawdziwków. Nie wiem dokładnie, jakie to, bo się nie znam. Zachwycam się tylko.


Nie jestem znawcą grzybów

W ubiegłym roku wybraliśmy się i my na grzybobranie. Oczywiście nie sami, bo to by się skończyło rodzinną katastrofą, jeśli nie od razu, to na pewno w Wigilię Bożego Narodzenia, po zjedzeniu zupy grzybowej. Ani ja, ani mąż, ani tym bardziej nasze dzieci na grzybach się nie znamy. No dobrze, muchomora każdy z nas rozpozna. I pieczarkę, i purchawkę. Ja to jeszcze może kurkę. Więcej jest poza moim zasięgiem. Jak to mówią - genów nie wydrapiesz. Jak mam być znawcą grzybów, skoro ja w życiu nie byłam na grzybobraniu. Moja mama miała jakiś lęk przed grzybami i chyba przeszło to na mnie. Boję się, że przez moją pomyłkę ktoś mógłby pożegnać się z tym światem.
 
870 mushroom 2209402 1280


Darmowe jedzenie z lasu

Ale do rzeczy. Tyle darmowego jedzenia w lesie się chowa, więc jako poznaniacy nie mogliśmy pozwolić na to, by się zmarnowało. Trzeba było to pozbierać.

Na lasach obfitujących w grzyby znamy się tak, jak na samych grzybach, czyli marnie. Niby wokół tyle borów, zagajników, ludzie z pełnymi koszami z nich wychodzą, ale jak my tam wejdziemy to mam wrażenie, jakby jakieś gumisie czy inne krasnale wciągały je z powrotem pod ziemię.
 
870 mushroom 2856959 1280


Grzyby gdzieś się pochowały…

Ale od czego się ma przyjaciół i znajomych. Jeden telefon i zrobiliśmy nalot na wieś o jakże wdzięcznej nazwie Lipki. Lasów tam dostatek. Grzybów ponoć też.

Zatem kosze wzięliśmy tak duże, jakbyśmy na chrust tam pojechali, a nie na grzybobranie. Kalosze, ciuchy outdoorowe, czy jak to naszemu brzmi - takie „na dwór”, koziki i koszyki w dłoń, i w las. A z nami nasza dzielna przewodniczka i największa znawczyni grzybów, jaką znamy – Kinga.
 
870 forest 4540412 1280

Kinga niejednego już giganta prawdziwka znalazła, zamarynowała, a później ze smakiem zjadła, więc liczyliśmy na obfite zbiory. Niestety, obecność takiej persony nie pomogła nam za bardzo. Już na samym początku padły z jej ust słowa, które wcale mnie nie zdziwiły: Nie wiem, co jest, ale zawsze tu było tyyyyyyle grzybów, a dziś jakby się pochowały….


Znaleźć, choćby pod ziemią

Przypadek? Nie sądzę. Michalscy w lesie – grzyby pod ziemię. Te, które nie zdążyły się schować były przez nas witane okrzykami zachwytu i radości. To nic, że wielkością przypominały raczej dekoracje niż prawdziwe okazy flory leśnej. My byliśmy w siódmym niebie i już snuliśmy opowieści o wieczerzy wigilijnej, na której z dumą będziemy opowiadać naszym bliskim, że zupa grzybowa w tym roku jest szczególna, bo zrobiona z własnoręcznie zebranych darów lasu.
 
870 little girl 4711051 1280

- Będziesz mógł się pochwalić babci, że sam te grzybki zbierałeś i dlatego ta zupka jest taka pyszna - zachęcałam do zbierania syna, który stracił nadzieję na znalezienie jakiegokolwiek okazu.

Celem było uzbieranie tylu grzybów, by choć na zupę wystarczyło. Co tam pierogi… Obejdzie się bez tych z kapustą i grzybami. Najwyżej ruskie się zrobi. Ale Wigilia bez grzybowej? Mowy nie ma. Spod ziemi wykpię, a znajdę!


Tylko raz do spożycia

Każdy znaleziony okaz wpierw musiał przejść przez ręce i oczy, że się tak wyrażę, naszej przewodniczki i guru grzybowego w jednym. Dobrze, że ją mieliśmy. Zasadniczo wszystkie grzyby przez nas zebrane nadawały się do spożycia, ale niektóre tylko raz. Że też natura bywa czasem taka podstępna!
 
870 fly 21685 1280

Ubłoceni, z wplątanymi pajęczynami we włosy, po trzech bodajże godzinach poddaliśmy się. W koszyku wprawdzie było trochę grzybków, na tyle dużo, by i na zupę wystarczyło i na pierogi, ale mimo wszystko czuliśmy pewien niedosyt. Gdzie ci wszyscy ludzie zbierają te pełne kosze i wiadra grzybów? No gdzie?


Odurzający zapach w domu

Dzieciaki padły w aucie jak kawki. Nikt nie chciał nawet słyszeć o oczyszczaniu, krojeniu i nawlekaniu tego wszystkiego na sznurki. Umyli się i po kolacji poszli spać. A ja? Usiadłam w mojej „świstakowni” (kiedyś była taka reklama czekolady, która kończyła się słowami „A świstak siedzi i zawija w te sreberka” – obraz żmudnej i beznamiętnej pracy. Po tej reklamie mówimy na takie miejsca, w których wykonuje się tego typu ogłupiające czynności – „świstakownia”) i „dziubałam” chyba do północy. Ale film sobie włączyłam… Odpoczęłam, zrelaksowałam się i nie mogłam prawie zasnąć od tego odurzającego zapachu grzybów w domu. To był bardzo dobry dzień.
 
870 dried mushrooms 3799959 1280

Zupa grzybowa była tamtego roku wyjątkowa na Wigilii. Nie zebraliśmy żadnego „trujaka” – żyjemy i mamy się dobrze. Może i w tym roku poprosimy Kingę o pomoc? Może nie ma nas dosyć i naszych ciągłych pytań: - A ten? Ten jest dobry? A to nie „trujak”? Koniecznie muszę do niej zadzwonić.

Idźcie w las, nazbierajcie grzybów. Koniecznie z kimś, kto się na nich zna. Później ugotujcie z dziećmi zupę na Wigilię. Będą przeszczęśliwe. Sprawdziłam. Działa.

Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System - głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.
 
CZYTAJ TAKŻE:
 

Zdjęcia: Pixabay.com, Pexels.com
Fixed Bottom Toolbar