Telefony od teścia, czyli jak ożywić rodzinne kontakty
- wtkaczyk
- Kategoria: MATKA POLKA

dr Paulina Michalska
Jeśli chcecie zdradzę wam sposób na to, by rozmawiać z teściem przez telefon codziennie. Chcecie? Zadziała na pewno. Chyba, że wasz teść jest z tych, co się obraża. Wtedy nie odezwie się do was przez dłuuugie tygodnie. Zależy, co chcecie osiągnąć?
Ale po kolei. Pisałam wam, że córka potknęła się na schodach u nas w domu, poturlała się do salonu i skończyło się to złamaną nogą? Nie? No to właśnie piszę.
Z kontuzją w windzie
Na początku nie wyglądało to wcale tak tragicznie ale następnego dnia, gdy noga nadal bolała, pojechałam z nią na rtg i wtedy właśnie okazało się, że ma złamaną kostkę. Później szpital, gips, a kolejnego dnia orteza. Wbrew pozorom, córka była zachwycona.

Najważniejsze pytanie: Ile osób wejdzie na raz do windy w szkole? Bo jako kontuzjowana, mogła używać windy, więc miała w planie jeździć nią z przyjaciółmi. Nie bez powodu winda otwiera się za pomocą czipa, który dostają tylko uczniowie niepełnosprawni i tacy, którzy mają do tego wskazania od lekarza.
Awaria z niespodzianką
Miałyśmy po dziesięciu dniach udać się na wizytę do chirurga celem kontroli. I właśnie wtedy zepsuło się nasze auto. Drugie wprawdzie sprawne, ale mąż musiał nim pojechać po pozostałe dzieci do szkół. Jak tu się dostać na drugi koniec miasta z cierpiącą, kuśtykającą nastolatką, która za nic w świecie nie chciała słuchać o przegrzanych tramwajach i jeździe do przychodni? Z pomocą przyszedł dziadek, czyli mój teść. Zaoferował swoje auto.
I tu zaczyna się moja opowieść.
Auto wprawdzie do najnowszych nie należy, ale teść dmucha na nie i chucha, więc jest w stanie lepszym niż dobry. Jechałam więc sobie spokojnie przez zakorkowane miasto do szkoły mojej córki, by zgarnąć ją i pojechać na ten koniec świata do chirurga, aż tu nagle na jednych ze świateł ŁUP! Ktoś mi „przydzwonił” w tył…

Nieeee! Tylko nie to! Te wszystkie ceregiele z papierami, ubezpieczeniami, nie wiadomo przy tym czy sprawca nie będzie chciał zrzucić winy na mnie… Przed oczami widziałam już siebie w strugach deszczu (bo padało wtedy niemiłosiernie) wrzeszczącą na jakiegoś faceta, który chce ze mnie zrobić łamagę i wmawia mi, że to przeze mnie. Wiadomo! Baba za kółkiem! Można się było tego spodziewać!
Ale! Miła niespodzianka (jeśli może być coś miłego w całej tej historii)! Kierowcą okazał się młody chłopak, chyba student. Mało tego, że nie wrzeszczał, to jeszcze sam był bardziej przerażony ode mnie. Spisaliśmy oświadczenie, wymiana numerów telefonów, maili etc. i już po godzinie mogłam pojechać po córkę. W tzw. międzyczasie zadzwoniłam do lekarza, że się spóźnimy.
Troska teścia nie ma granic
U lekarza okazało się, że - UWAGA!!! - noga nigdy nie była złamana! Ktoś źle zinterpretował zdjęcie i prawie dwa tygodnie (bo oczywiście nie pamiętałam, żeby się umówić 10 dni po założeniu gipsu wiec zeszło nam na to jakieś dwa tygodnie) męczenia się poszło na marne!

Później zaczęła się moja przygoda z teściem. Jeszcze tego samego feralnego dnia dzwonił do mnie chyba ze trzy razy. Pytał, czy na pewno nic mi się nie stało, czy nie boli mnie kręgosłup, „a może jednak pojechałabyś, żeby cię jakiś lekarz obejrzał?”. I tak kilka razy.
Później, w kolejnych dniach byliśmy „na łączach” w sprawie zgłoszenia szkody. A to takie zdjęcie, a to śmakie… A to numer czegoś tam, a to nie dam numeru czegoś tam… I tak już od miesiąca.
Stłuczka ożywia rodzinne kontakty
Za kilka dni jadę z teściem do warsztatu. Ciekawe ile dni potrwa naprawa i czy nadal nasze kontakty będą z tego tytułu takie częste? Jedno mogę powiedzieć: nigdy nie rozmawiałam z teściem tyle razy przez telefon, co w minionym miesiącu. Chyba jakbym podsumowała wszystkie moje z nim rozmowy telefoniczne z całego życia, to nie uzbierałoby się tego tyle, co od grudnia ubiegłego do stycznia tego roku.

Więc jeśli macie dużo wolnego czasu i chcielibyście porozmawiać sobie z teściem codziennie, lub chociaż co drugi dzień, to koniecznie pożyczcie od niego auto, weźcie udział w jakieś stłuczce, a czas i temat na rozmowy macie zapewniony.
No chyba, że jest z tych, co będzie miał focha, że mu auto zdewastowaliście. To wtedy nie polecam. No i jak jest jakieś super drogie, wypucowane i unikalne, to też raczej nie. Ale może coś innego? Rower, czy inna hulajnoga elektryczna na przykład? To tak ożywia kontakty rodzinne…
Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System - głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.
CZYTAJ TAKŻE:
Zdjęcia: Pixabay.com, Pexels.com