Romantyczna komedia - czyli wieczorny relaks z mężem
- wtkaczyk
- Kategoria: MATKA POLKA

dr Paulina Michalska
Lubię wakacje, bo nie muszę wstawać o szóstej rano, stać przy kuchence i gotować obiadu. Nie muszę poganiać dzieciaków, żeby umyły zęby (poganiam ich trzy godziny później!), żeby sprężyły się, bo spóźnimy się do szkoły. Ale nie wszystko kręci się wokół dzieci.
Podziwianie gwiazdozbiorów
Wakacje to też czas, kiedy możemy z mężem posiedzieć sobie wieczorkiem na tarasie przy lampionach, czymś pysznym albo przy kieliszku wina. Podziwiamy wieczorne niebo (mam aplikację do rozpoznawania gwiazdozbiorów) i czasem zwyczajnie milczymy, bo nawet rozmawiać nie mamy siły. To wszystko sprawia, że uwielbiam wakacje. Nawet, gdy muszę następnego dnia pracować. Jakoś inaczej mi się chce.

Jednak ostatnimi czasy wieczory są trochę za chłodne, żeby siedzieć na zewnątrz. Sporo też padało, a nie lubimy moknąć więc przenieśliśmy się do salonu.
Filmy na zmianę
Dzieciaki po swoich „przyjemnościach” (tak nazywają wieczorne oglądanie filmów albo granie na Play Station) smacznie śpią w swoich łóżkach, albo jeszcze czytają sobie, a my wtedy siadamy na kanapie i też włączamy sobie jakiś film. To jest około godziny dwudziestej drugiej. Ale co tam! Są wakacje! Do tego jakaś sałatka, czasem kieliszek wina, orzeszki i nadrabiamy zaległości.
Jak się nietrudno domyśleć – mąż woli filmy akcji a ja komedie, najlepiej romantyczne. Żeby było sprawiedliwie – raz wybieram ja, raz mąż. I muszę wam się przyznać, że jesteśmy bardzo ekonomiczni. Jeden film oglądamy w trzech, czasem czterem odsłonach. Czyli przy dobrych wiatrach jeden film na tydzień, a jeśli mąż wyjedzie, to nawet na dłużej. Nie oglądam przecież sama. Przepis na to jest jeden.

Przygotujcie sobie wszystko, co trzeba czyli: jakieś pyszne jedzonko, coś do picia, wygodne fotele albo najlepiej kanapę, kocyk jak jest zimno. Zjedzcie to wszystko, pogadajcie przy tym trochę o dzieciakach, o tym wszystkim, co się wydarzyło dzisiaj, kto dzwonił, co gruchnęło w pracy albo o planach na wakacje, zróbcie może razem jakieś internetowe zakupy, na przykład pułapek na muchy albo jakiegoś ekwipunku na wakacyjny wyjazd. Dopiero później włączcie film!
Poznańska ekonomia
Po tym wszystkim. Koniecznie! Gwarantuję, że pamiętać będziecie pierwszych piętnaście minut, później obudzicie się około trzeciej w nocy ze ścierpniętym karkiem, wygięci w jakiś nienaturalnych pozach, z otwartymi buziami, poczochrani i zmęczeni jak koń po westernie. No chyba, że lubicie obejrzeć cały film od razu, to nie róbcie tego wszystkiego, co my na początku. Po prostu włączcie film, usiądźcie na czymś mega niewygodnym, to na bank skończycie oglądanie do północy, grzecznie umyjecie zęby i położycie się wygodnie w waszym łóżku. Co kto lubi. My to poznaniacy jesteśmy, więc dzięki takiemu scenariuszowi płacimy raz za film na jakieś platformie i oglądamy go przez pięć wieczorów. Czysta ekonomia.
Zdarza się, że jakieś zbłąkane dziecko, czasem nastolatek, zejdzie do nas około pierwszej, posiedzi chwilkę, zobaczy, co tam oglądamy, pośmieje się z nas i dopiero nas budzi z tekstem: - Znowu zasnęliście na filmie! I to jest takie odmładzające. Czuję się jakbym znowu miała dwadzieścia lat i przyszła mama wyłączyć mi komputer, bo zasnęłam w trakcie oglądania.

Scenariusz wyjściowy
Inną formą relaksu małżeńskiego jest oczywiście randka poza domem. Rzadko wybieramy kino, bo tam też zasypiamy, a nie da się cofnąć filmu. Raczej już jakaś kolacja w restauracji, podczas której solidarnie żadne z nas nie pije wina, żeby wieczorem móc usiąść razem przy lampce czegoś lekkiego. I wtedy scenariusz jest podobny jak przy domowym kinie. Mamy jednak już pewne swoje spostrzeżenia i wnioski. Wieczorem na kanapie pijemy wyłącznie wino białe. Mniej brudzi, gdy się zaśnie z niedopitym kieliszkiem i wyleje się na siebie pozostałość. Wiemy, bo kilka razy już to przerabialiśmy. Plam do dziś nie udało się sprać.

Zachęcam więc do relaksu z mężem w te wakacje. Jakikolwiek by on nie był. Można się czasem z tego śmiać przez resztę roku. Bo, jak to mówią mądrości internetowe, naucz się śmiać z samego siebie, będziesz miał ubaw do końca życia.
Więcej luzu i mniej stresu
Kiedy nastaną szare, jesienne wieczory, usiądziecie sobie o dwudziestej z kubkiem herbaty i powspominacie: - A pamiętasz jak w wakacje zaczęliśmy oglądać tę komedię romantyczną? Ze cztery dni nam zeszły! Zjedliśmy wszystkie pomidory z krzaków i całą grządkę rukoli przy tym! A jak nas dzieciaki rano znalazły „w opakowaniach” na kanapie, a telewizor nadal był włączony? To były czasy…
Życzę wam takich i jeszcze lepszych wspomnień w te wakacje. Dajcie sobie więcej luzu i nie stresujcie się, że znowu czegoś nie dokończyliście… Nadrobicie - może w ferie zimowe?
Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System - głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.
CZYTAJ TAKŻE:
Zdjęcia: Pixabay.com, Pexels.com