Szkoła muzyczna wciąż modna i potrzebna
- wtkaczyk
- Kategoria: EDUKACJA

Skąd wziął się taki wybór?
Żadne z nas ani ja, ani mąż, nie gramy na instrumencie. Nigdy, nic, w ogóle! Lubimy muzykę, słuchamy, czujemy, odkrywamy nową, doceniamy – tylko jako odbiorcy. Do głowy nam nie przyszło, by posłać dziecko do szkoły muzycznej, do klasy sportowej – tak, piłka, narty, kajaki… z łatwością, ale nauka gry na instrumencie – nie bardzo. Zniechęcające jest również to, że szkoła muzyczna cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem, konkurencja podczas rekrutacji jest duża, a rozpychanie się w tym wszystkim nie leży w naszej naturze.
Najmłodsza córka, gdy miała siedem lat, zauważyła w mieście plakat informujący o naborze do szkoły muzycznej. Bagatelizowaliśmy ten pomysł za każdym razem, gdy o nim przypominała. Pojechaliśmy na wakacje, a ona nadal przypominała. Kolejny raz powiedziałam: później, sprawdzimy po powrocie, zadzwonimy po wakacjach. Każdy rodzic wie, że siedmiolatek myśli trzeźwo i doskonale orientuje się w sytuacji: do Internetu można zajrzeć prawie wszędzie, a wykonaniu telefonu nie wspominając, formularz zapisu do szkoły można wypełnić, siedząc na pomoście na Mazurach. Można? Można.
Dobra organizacja to podstawa
Nadal nie potrafię czytać nut (mam inne zainteresowania). Nie sprawdzam zeszytów, książek, prac domowych. Nie zaganiam do grania, nie wymuszam, nie stawiam warunków: jeśli nie pograsz, nie idziesz do koleżanki. Mogę przypomnieć, mogę pomóc wygospodarować czas, mogę towarzyszyć i pomagać znieść frustrację, gdy coś nie wychodzi. Ale nic na siłę. Zapewniam córkę, że decydujemy się na naukę gry na instrumencie, tylko wtedy, gdy ona sama tego chce. Tylko wtedy, gdy pomimo trudności, ciężkiej pracy, czasem zniechęcenia, ale też pięknych momentów, w jej głowie pojawia się myśl: chcę.
Tylko, jeśli się chce
Co daje proces muzycznej edukacji
Gdy córka siada do fortepianu, już po kilku sekundach rozpoznaję, w jakim jest nastroju. Siła, z jaką uderza w klawisze, tempo… potrafię przewidzieć, czy w tym momencie ma czułość do utworu i do siebie; czy gra z łagodnością, czy się siłuje. Te wszystkie momenty konfrontują ją z samą sobą: czy potrafi współpracować z emocjami, czy potrafi sama sobie dać wsparcie, by wytrzymać chwilowe trudności. Uczy się bardzo prostej rzeczy – raz jest trudniej, raz łatwiej, ale warto iść dalej. Tego września doszła do wniosku, że nadal warto. Nie myślę, co będzie za rok. Każdy kolejny miesiąc rozwija, kształtuje wrażliwość na sztukę, świat, ale przede wszystkim – na siebie.
Autorka jest filologiem polskim, publicystką, autorką książek, redaktorem naczelnym w wydawnictwie. Mama czworga dzieci.
