Szkoła czy edukacja domowa?
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Szkoła czy edukacja domowa?

Agnieszka Dubiel
 
Lubię ten zwyczaj: pierwszego września wszystkie dzieci wystrojone na galowo stają przed drzwiami domu, a my szybciutko robimy im zdjęcie. Za chwilę starsze rozejdą się do odpowiednich placówek, a młodsze (nieco mniej wystrojone) wrócą na łono rodziny. Ale przyjemnie potem zerka się na kolejne zdjęcia i kolejne… Czasem gdzieś jeden rok umyka, czasem następuje inne zawirowanie. Ale ogólna dokumentacja procesu wychodzenia z domu do szkoły pozostaje.
 

Doświadczenia lepsze lub gorsze

 Z tą szkołą różnie bywało. Mamy już dość długie doświadczenia, raz lepsze raz gorsze. Pamiętamy tych, którzy chcieli się uczyć, ale zachowanie dużej klasy jakoś im to uniemożliwiało. I tych, którzy nie nadążali w klasie, więc potem musieli wszystko w domu nadrabiać. Mamy w domu dzieci, które wypominają nam, że nigdy ostatecznie nie zdecydowaliśmy się na edukacje domową, a także takie, które kategorycznie odmawiały nawet rozmowy na ten temat. Chciały być w szkole.
 
Tak, mieliśmy ze dwie przymiarki do alternatywnej metody edukacji, obie ostatecznie porzucone na rzecz szkoły mniejszej, wyjątkowej. Ale zawsze pozostawała taka miła świadomość, że jeśli i tu coś zawiedzie, jest jeszcze możliwość uczenia się w domu. Do tego przez ostatnie miesiące wielokrotnie z zazdrością przypominałam sobie kuzynkę męża, która we wrześniu oświadczyła, że na ten rok zabiera dzieci ze szkoły, bo przecież i tak prawdziwej nauki nie będzie, tylko ślęczenie godzinami przed komputerem. Miała rację. Szkoda, że sami o tym nie pomyśleliśmy.
 

Dzieci z edukacji domowej są inne

 Rozglądam się po znajomych rodzinach i widzę to wyraźnie: dzieci z edukacji domowej są inne. Bardziej zaradne, pewne siebie. Pełne pasji i nietuzinkowych pomysłów. A także biorące odpowiedzialność za swoją naukę. Czy wszystkie, nie wiem, ponieważ zwykle widać te, które radzą sobie lepiej. Widzę też jednocześnie, że ich rodzice są bardzo zaradni i zorganizowani. Że mają pasje, którymi chętnie zarażają swoje pociechy. I bardzo są przekonani do swojego sposobu na życie. I to jest chyba to, co mnie najbardziej przeraża: ja nie dałabym rady. Nie umiałabym tak zorganizować życia rodzinnego, żeby domowa nauka była z pożytkiem dla dzieci, a jednocześnie, żeby zapewnić im życie towarzyskie, kontakty rówieśnicze, rozwijanie tysiąca zainteresowań i relacji z innymi rodzinami. Tak, widzę te różne korzyści – i nie czuję się na siłach.
 

Nie wszystko można w domu

 Z drugiej strony dzieci też mnie specjalnie do takiego rozwiązania nie popychają. Poza Panną T., która właśnie zakończyła naukę szkolną z głębokim przekonaniem, że sama poradziłaby sobie lepiej, gdyby jej niektórzy nauczyciele (a zwłaszcza inni uczniowie) nie przeszkadzali. Ale już technikum z jego przedmiotami zawodowymi nie da się przenieść na grunt domowy. Podobnie jak szkoły dla chłopców, gdzie jest duża grupa rówieśników, którzy śmieją się z tych samych żartów i równie chętnie grają w piłkę przy każdej okazji (oraz bez okazji).
 

W poszukiwaniu lepszych rozwiązań

 Czy zdarzyło mi się mieć już zupełnie dość szkoły naszych dzieci? Wielokrotnie. Czasem udawało się te trudności pokonać na miejscu, czasem trzeba było zmienić placówkę. Poszukać innej, mniejszej, bardziej przyjaznej. Podzielającej nasze wartości, pomagającej w wychowaniu. Szukającej coraz lepszych rozwiązań nawet w obliczu nauczania zdalnego i izolacji. Czasem okazywało się, że szkoła, która świetnie sprawdzała się w zwykłych warunkach, w tych ekstremalnych zupełnie nie zdała egzaminu. Różnie się działo.
 
Bywałam w domach, gdzie całe ściany w kuchni przyozdobione były plakatami edukacyjnymi. Słyszałam wypowiedzi w rodzaju: nareszcie nie spędzamy całych dni w samochodzie, żeby wszystkich dowieźć na zajęcia. Nareszcie mamy nasze nastolatki w domu i możemy prowadzić z nimi długie dyskusje. Nie muszę dodawać, że nie są to wypowiedzi rodziców, którzy oboje pracują na pełen etat gdzieś w dużej firmie na drugim końcu miasta. I nie są to rodzice jedynaków, stęsknionych do jakiegokolwiek towarzystwa.
 

Styl życia całej rodziny

 Mam jednak jedną obserwację dość ogólną. Znam wiele rodzin, które nigdy nie posłały dzieci do szkoły – i nigdy nie słyszałam, żeby były z tej decyzji niezadowolone. Znam sporo rodzin, które w trakcie edukacji postanowiły przejść na tę domową. Nie znam żadnej, która z domu posłałaby dzieci z powrotem do szkoły. I nieprzypadkowo piszę tu o rodzinach, a nie o indywidualnych dzieciach. Bo zwykle edukacja domowa oznacza przyjęcie takiego stylu życia dla całej rodziny. Podziwiam ich szczerze, choć na razie nie naśladuję.
 
Ale lubię wiedzieć, że jest taka możliwość.
 
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar