computer 491760 1280prof. Jakub Isański

Stopniowe wychodzenie z różnych „covidowych” ograniczeń, w ograniczonym stopniu objęło szkoły. Niewielka część rodziców skorzystała też z możliwości powrotu dzieci do przedszkoli. Pogodziliśmy się z wyjątkowym przebiegiem matur w nowej formule, brakiem wycieczek (chociaż zapewne w większości przypadków nadal czekamy na zwrot zaliczek od firm organizujących te wyjazdy). Radykalnie zmieniły się też nasze praktyki w zakresie utrzymywania dystansu społecznego w miejscach publicznych, w środkach transportu, w kościołach, sklepach czy parkach. Tutaj z kolei dzieci jakby w mniejszym stopniu uległy powszechnej tendencji do stania w większej odległości od siebie. Rzadziej od dorosłych zakładały maseczki i częściej od rodziców je "gubiły".

Z socjologicznych badań realizowanych w całej Polsce wynika, że im młodsi byli respondenci odpowiadający na pytania ankieterów, tym większą deklarowali skłonność do wprowadzania różnych zmian w swoim codziennym życiu. Część z tych zmian dotyczyła właśnie zachowania w miejscach publicznych, ale wiele z nich ma głębsze konsekwencje. Epidemiczne ograniczenia związane, na przykład z pracą zdalną objęły większość Polaków, a wśród rodziców dzieci w wieku szkolnym - wszystkich. Wszyscy oni musieli nie tylko dostosowywać się do zmian w sposobie funkcjonowania zawodowego, ale często, w tym samym czasie, brać udział w kształceniu swoich dzieci. Nagle pierwszorzędnym problemem w kształceniu dzieci okazywała się być szybkość transferu danych w domowych pakietach internetowych. Nie mniej istotne okazywały się być kompetencje - tak dzieci, jak i rodziców, w instalowaniu kolejnych aplikacji do zdalnego kształcenia.

Z pierwszego rzędu można było obserwować przebieg wielu lekcji i próby nauczycieli starających się uatrakcyjnić ich przebieg i utrzymać uwagę uczniów. Na forach internetowych można było śledzić dyskusje na temat stroju dzieci adekwatnego do udziału w lekcjach albo też czy wypada siadać zaspanym na pierwszą lekcję. Osobnym problemem okazał się też być komputer, który trzeba było przystosować do wymogów różnych platform edukacyjnych. Problem sprzętu do udziału w zdalnych lekcjach w jeszcze większym stopniu objął rodziny, w których liczba dzieci była większa niż liczba komputerów.

Niemałym wyzwaniem dla wielu rodziców była także pomoc dzieciom w nauce - w wielu przypadkach zdalne kształcenie nie pomogło w omawianiu trudniejszych zagadnień, a dostęp nauczycieli do uczniów z rozmaitymi trudnościami okazał się być jeszcze trudniejszy, przy czym warto zauważyć, że to nie tylko polska specyfika, ale także w innych krajach nauczyciele raportowali o większych problemach z absencją uczniów, trudnościach z uzupełnianiem materiału przez słabszych uczniów czy też wiarygodnością ocen uzyskiwanych z różnych sprawdzianów i testów.

Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądał nowy rok szkolny. Jesteśmy zapewne o wiele lepiej przygotowani na różny jego przebieg, także zdalny. Przy tej okazji jednak można zadać sobie pytanie, co straciliśmy przebywając więcej domu? Czy mimowolny udział w kształceniu zdalnym dzieci przyniósł coś więcej niż tylko okazję do docenienia trudnej pracy nauczycieli? Najprawdopodobniej wszyscy zaliczyliśmy szybki kurs obsługi internetowych aplikacji do zdalnej komunikacji, nauki i pracy. Czy nasze dzieci zdały ten egzamin równie dobrze co dorośli? Oczywiście wiele zależało od nauczycieli i ich sposobu prowadzenia lekcji, przygotowywania tematycznych prezentacji i metod weryfikacji wiedzy. Czego więc nauczyły się dzieci? Wydaje się, że równie szybko jak udziału w zdalnych lekcjach, także komunikacji z rówieśnikami poza czasem lekcji. Na pewno bardzo zyskały na popularności najciekawsze kursy i wykłady dostępne w Internecie, a wiele z nich stało się inspiracją dla nauczycieli, ale także dzieci i ich rodziców.


Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com