Idealnie nieidealne
- wtkaczyk
- Kategoria: RODZICIELSTWO

dr Paulina Michalska
Kiedyś moim hobby było kupowanie magazynów wnętrzarskich i planowanie jak będzie urządzony nasz idealny dom. Później zrezygnowałam już z kupowania magazynów a skupiłam się na przeglądaniu Internetu w poszukiwaniu idealnych elementów wystroju, pomysłów na wykorzystanie mebli z odzysku, kursów kroju i szycia zasłon etc. Po drodze, w tzw. „międzyczasie”, szukałam przepisów na nietuzinkowe dania, które w tym idealnym domu będę z uśmiechem serwowała mojej rodzinie ubrana w piękną sukienkę, w butach na obcasie i z nienagannym makijażem.
Ale im więcej przeglądałam stron, im więcej godzin poświęcałam na to, by stać się idealną panią domu, tym bardziej przygnębiała mnie myśl, że nie potrafię, że nie jestem w stanie mieć idealnie posprzątanego domu, trawnika skoszonego co do milimetra, zawsze ciepłego obiadu na stole. Że to, co widzę w poradnikach to - jakby powiedział mój śp. wujek Adam – jest „pod publikę”. Nie istnieją domy ani rodziny, które mając kilkoro dzieci, pracę, obowiązki i zajęcia pozalekcyjne, mają jednocześnie dom jak z żurnala - w środku i na zewnątrz, każdego dnia w roku. No, chyba że dysponują panią do sprzątania, panem do grodu i kimś od zakupów i odbierania dzieci z przedszkola lub szkoły. Ale powiedzmy sobie szczerze – jest ich niewiele.
Najpiękniejsza prawda o nas
Nie istnieją kobiety (jestem tego pewna!), które wyglądają jak modelki (których, nota bene, zdjęcia w magazynach mody są specjalnie poprawiane przez specjalistów), codziennie ćwiczą po kilka godzin, by zachować sylwetkę, chodzą na 8 godzin do pracy, zajmują się domem, spędzają romantyczne wieczory z mężem we wspaniałych restauracjach, czy hotelach, mają czas na zabawy z dziećmi, pomoc w lekcjach, a do tego gotują codziennie obiad dwudaniowy i zawsze są wypoczęte, miłe i chętne do pomocy innym. Do tego ich domy są wysprzątane, pranie poskładane w szafach, ogródek mógłby wygrać spokojnie jakiś międzynarodowy konkurs na najpiękniejszą aranżację przestrzeni, a auto jest zadbane, umyte, lśniące wewnątrz i na zewnątrz. Jeśli myślisz, że to jest możliwe, to chyba czas, by dotarło do ciebie, że tak nie jest i nigdy nie będzie. Zawsze coś odbywa się kosztem czegoś. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastko.
Nie istnieją kobiety (jestem tego pewna!), które wyglądają jak modelki (których, nota bene, zdjęcia w magazynach mody są specjalnie poprawiane przez specjalistów), codziennie ćwiczą po kilka godzin, by zachować sylwetkę, chodzą na 8 godzin do pracy, zajmują się domem, spędzają romantyczne wieczory z mężem we wspaniałych restauracjach, czy hotelach, mają czas na zabawy z dziećmi, pomoc w lekcjach, a do tego gotują codziennie obiad dwudaniowy i zawsze są wypoczęte, miłe i chętne do pomocy innym. Do tego ich domy są wysprzątane, pranie poskładane w szafach, ogródek mógłby wygrać spokojnie jakiś międzynarodowy konkurs na najpiękniejszą aranżację przestrzeni, a auto jest zadbane, umyte, lśniące wewnątrz i na zewnątrz. Jeśli myślisz, że to jest możliwe, to chyba czas, by dotarło do ciebie, że tak nie jest i nigdy nie będzie. Zawsze coś odbywa się kosztem czegoś. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastko.
Jesteśmy w tej naszej codzienności tak idealnie nieidealne. I to jest prawda o nas. I to jest właśnie w nas najpiękniejsze.
Codzienność bez upiększeń
Zdarza się przecież, że zawalamy terminy dentysty dzieci (nie wierzę, żeby znalazła się choć jedna matka, która nie zawaliła nigdy żadnego terminu! - nawet jak ma jedno dziecko, to na pewno kiedyś zwyczajnie o czymś zapomniała - albo tramwaj miał kolizję i nie dojechała, albo jeszcze coś innego sprawiło, że na umówiony termin nie zdążyła), robimy sos z paczki do makaronu na szybko, albo kupujemy frytki i hot dogi na stacji benzynowej po drodze z pracy, wychodzimy z domu w rajstopach z oczkiem, przypalamy owsiankę, zostawiamy rozsypany ryż pod stołem do wieczora, bo wtedy łatwiej go wciągnąć odkurzaczem (dziękuję Gosiu za ten patent!), nawet (o zgrozo!) włączamy dzieciom bajkę, by mieć chwilę wytchnienia i napić się herbaty, prosimy prawie dorosłą córkę, by obcięła nam włosy, bo nie chce nam się iść do fryzjera (sama tak ostatnio zrobiłam), wgniatamy zderzak w aucie o jakiś słupek na parkingu pod sklepem (pół biedy, jeśli to słupek!). I tak mogłabym wymieniać w nieskończoność.
Myślę, że taka tęsknota za idealnym życiem kryje się w każdej kobiecie i mamie. Nieważne, ile masz dzieci, czy mieszkasz w mieszkaniu, czy w domu z ogródkiem. Chciałabyś mieć posprzątane na tyle choćby, by nie było ci wstyd, gdy sąsiadka wpadnie znienacka pożyczyć jajko albo cukier i musisz ją wpuścić do środka. Chciałabyś mieć makijaż, ułożone włosy, pięknie zadbane dłonie, nie tylko na wielkie imprezy, ale też na co dzień, choćby w takim stopniu, by nie czuć się niekomfortowo, gdy podajesz pani w kasie pieniądze, a twoje paznokcie jasno pokazują, że manicure to słowo im obce.
Nie pochwalam ślepego pędu za ideałem - kosztem rodziny, relacji z mężem i dziećmi, kosztem własnego zdrowia (również psychicznego). Idealny strój, makijaż, obiad na stole, idealny porządek w domu – i nikt z nami nie chce w nim mieszkać, bo zatrułyśmy życie wszystkim ciągłym zwracaniem uwagi, a po pewnym czasie wyrzutami, że „żyły sobie wypruwacie, a oni tego nie doceniają”.
Złoty środek znaczy umiar
Ale nie pochwalam też zupełnego niedbania o siebie i dom. Usprawiedliwianie swojego zaniedbanego wyglądu tym, że przecież urodziłaś już kilkoro dzieci, a mąż jest od lat ten sam – nie będziesz się przecież cały czas tak starała jak w narzeczeństwie! A dres jest przecież bardzo wygodny, gdy się biega za dzieckiem w kółko po domu.
Ale nie pochwalam też zupełnego niedbania o siebie i dom. Usprawiedliwianie swojego zaniedbanego wyglądu tym, że przecież urodziłaś już kilkoro dzieci, a mąż jest od lat ten sam – nie będziesz się przecież cały czas tak starała jak w narzeczeństwie! A dres jest przecież bardzo wygodny, gdy się biega za dzieckiem w kółko po domu.
Tak, jak we wszystkim w życiu, tak i w tym trzeba znaleźć złoty środek i umiar. Przecież możemy mieć zadbane dłonie, ale bez pomalowanych paznokci, możemy ubierać się w sukienki (a nie ciągle w dresy), ale nie od razu takie, które zakłada się na wyjątkowe okazje. A makijaż? Kilka minut dziennie dla siebie to nie jest luksus. Puder w kremie, maskara i trochę różu nałożone szybko przed lustrem to – jak myślę - jest coś, co jesteśmy w stanie zrobić dla siebie, by poczuć się lepiej. Przerwa w ciągu dnia na filiżankę kawy, czy herbaty lepiej nam zrobi niż wysprzątana podłoga w kuchni.
Spróbujmy znaleźć takie rozwiązania, które pozwolą nam i cieszyć się (w miarę!) posprzątanym domem i własnym wyglądem, a jednocześnie nie zdominują wszystkich naszych planów rodzinnych, a przede wszystkim nie będą uprzykrzały życia naszej rodzinie. Życzę tego zarówno Wam, jak i sobie, bo widzę, że ciągle muszę nad tym pracować. Specjalnie do pracy przed komputerem ubrałam dziś „lepsze” spodnie, w miarę elegancką bluzkę, umalowałam się lekko i nie założyłam rozczłapanych bamboszy! Ale żakietu i bluzki z kołnierzykiem już nie założyłam. To by była jednak przesada. Jest już pierwszy sukces!
Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System - głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.
Zdjęcie: Pixabay.com