Dzieci wiedzą lepiej? Czyli dlaczego czasem warto zapytać dziecko o opinię
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Dzieci wiedzą lepiej? Czyli dlaczego czasem warto zapytać dziecko o opinię

dr Paulina Michalska

Pogodne, radosne poranki to w naszym domu rzadkość. Niestety. Biję się w piersi i obiecuję poprawę. Naprawdę. Rozliczcie mnie proszę Mężu i Dzieci. Będę starała się poprawić.


Marzenia o poranku

Skąd taka deklaracja i refleksja? Ano po dzisiejszym poranku. Tak podobnym do wielu innych w roku szkolnym. Wstaję wcześnie, ogarniam śniadanie dla dzieci do wzięcia do szkoły i do przedszkola, robię obiad do pudełek lub termosów. Mamy dzieci na specjalnych dietach i nikt nie zapewni nam takich posiłków, które odpowiadałyby ich potrzebom.

Wstaję więc i robię wszystko sama. W moich marzeniach dzieci mi w tym pomagają, a wręcz robią to wszystko za mnie… O słodka naiwności. Mimo, że dzielę się tymi pomysłami i oczekiwaniami – odzew jest, powiedziałabym, skromny. Nie mówię, że w ogóle nie mam pomocy, ale jest to dość rzadko (to moja opinia – dzieci pewnie mają w tym względzie inne zdanie).


Kłopotliwe niespodzianki

Bo oto RANO NAGLE okazuje się, że mundurek w praniu (wszystkie jego elementy lub część – na przykład koszula z galowego stroju), zadanie z chemii niezrobione a że uczeń ambitny, to chce je zrobić, by nie mieć nieprzygotowania czy jedynki, pierwszak ma bunt a przedszkolak mu w tym dopinguje utożsamiając się ze wszystkimi pokrzywdzonymi dziećmi na całym świecie, które muszą wstawać tak wcześnie i robić to wszystko, na co nie mają ochoty (czyt. mycie zębów, ścielenie łózka i rozładowywanie zmywarki, którą ktoś włączył późnym wieczorem).

Najstarsze córki w tym czasie są już dawno w pociągu, który zawozi je do metropolii, gdzie mieści się ich liceum. Ogarniają się same, popędzając czasem tatę, by się nie spóźnić. Efekt jest taki, że w ostatnich minutach przed wyjściem do szkoły mamy w domu poziom nerwowości „level master”.


Na kolizyjnym kursie

Później pędzę na złamanie karku, przekraczam prędkość lub rozbijam auto (dwie kolizje w ostatnim miesiącu). A wszystko to okraszone moim monologiem w stylu: Ogarnijcie się! Liczę na Waszą pomoc! Czy komuś rano wpadło do głowy zdanie „W czym mogę ci pomóc, mamo”? I inne takie tam, o których myślę, każdy rodzic wie. Brzydkich słów czy wulgaryzmów nie używam, żeby była jasność. Cisza w aucie, bo nikt nie śmie mi przerywać, albo po prostu biorą na przeczekanie, bo słyszeli to już w swoim szkolnym życiu nie raz.


Posłuchać dziecka

Ale dzisiaj było inaczej. Nerwowy poranek niestety był, ale dzisiaj nasze „środkowe” dziecko (ma dwie starsze siostry i dwoje młodszego rodzeństwa, więc jest biedak taki między „starszakami” a „maluchami”) nie wytrzymało i się odezwało. A mnie zamurowało. Zaczęłam to wszystko rozumieć i zamiast wypluwać z siebie kolejne żale – zaczęłam słuchać, co ma do powiedzenia. I muszę przyznać mu rację w wielu kwestiach.

Dotąd czasem przyznawałam mu w myślach rację, ale nigdy się do tego przed nim nie przyznałam. A teraz, kiedy powiedziałam, że go rozumiem i zgadzam się z nim i z tym, co obserwuje w naszej rodzinie i w domu, to nie krył swojego zdziwienia. Zapytałam go: Co proponujesz, żeby poprawić atmosferę poranków? Czy jesteśmy w stanie coś z tym zrobić jako rodzina? Dotarło bowiem do mnie, że często słuchałam go, ale i tak robiłam swoje. Ot, żeby nie czuł się lekceważony. Ale de facto go lekceważyłam. Mówił coś, bo chciał, by coś to we mnie zmieniło. A ja i tak wiedziałam lepiej, robiłam swoje i jeszcze miałam poczucie, że przecież go wysłuchałam więc o co mu chodzi? Dawałam mu do zrozumienia, że jego opinia mnie nie interesuje.


Zmieniajmy to co rozsądne i możliwe

Mając w pamięci słowa Korczaka, że wychowujemy dorosłych a nie dzieci, pomyślałam, jak rzadko rodzice (w tym również my) słuchają swoich dzieci tak naprawdę z chęcią zrozumienia ich, przyznania się czasem do swoich błędów i spróbowania wniesienia w życie rodzinne zmian proponowanych przez dzieci.
Oczywiście wszystko w ramach rozsądku i możliwości. Nie można bezmyślnie wprowadzać zmian, które dziecko proponuje a które rozbiłyby kompletnie życie rodziny, ale jeśli widzimy, że dorastające dziecko ma jakiś dobry pomysł na zmiany, które sprawiłyby, że nasza rodzina będzie jeszcze lepiej funkcjonowała, to dlaczego by tego nie wprowadzić, nie przyznać mu racji i nie dać mu jasno do zrozumienia: jesteś częścią tej rodziny, ważną częścią i twoje zdanie i opinia są ważne, to ja byłem/łam w błędzie? Masz rację – zmieńmy to, o czym mówisz.


Chodzi o najwyższą stawkę

To trudne zadanie wejść w czyjeś buty, zacząć myśleć jak ktoś inny. Ale jeśli chodzi o naszą rodzinę, nasze dzieci – powinniśmy czasem spojrzeć na nie z ich perspektywy. Zobaczyć, co je gryzie, co je cieszy i spróbować tak naprawdę wsłuchać się w to wszystko. Przecież to najważniejsze osoby w naszym życiu. Stawka jest najwyższa – szczęście rodziny. I jak mawia mój mąż: ODWAGI! Będzie trudno, ale czyż nagroda nie jest tego warta?

Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System - głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.

Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar