Rodzice bankowcy - czy dawać dzieciom kieszonkowe?
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Rodzice bankowcy - czy dawać dzieciom kieszonkowe?

dr Paulina Michalska

Wiem, wiem, wiem…. Jak w każdej sprawie, która dotyczy pieniędzy, dzieci i rodziców rozstrzygnięcie nie będzie wcale łatwe. Jak zwykle w takich sytuacjach pojawia się popularne stwierdzenie: „To zależy…”. Dziesiątki rozmów ze znajomymi, ekspertami, doradcami rodzinnymi a i tak decyzja nie była wcale oczywista.


Decyzja po głębokim zastanowieniu

Bardzo długo rozmawialiśmy z mężem o dawaniu kieszonkowego naszym dzieciom. Rozpisywaliśmy argumenty za i przeciw, dostosowywaliśmy je do wieku dzieci, ich potrzeb, naszej sytuacji życiowej, finansowej, lokalowej i wszystkich innych spraw, które jeszcze mogłyby mieć wpływ na naszą decyzję. Doszliśmy ostatecznie do wniosku, że jednak nasze dzieci będą dostawały kieszonkowe. Dlaczego? Oto kilka powodów, dla których zdecydowaliśmy się na ten krok. To mały kamyczek do ogródka „wychowanie a finanse” ale może komuś pomoże podjąć decyzję.


Ocenić potrzeby

Po pierwsze odpowiedzieliśmy sobie na pytanie: Czy nasze dzieci w ogóle potrzebują swoich pieniędzy?
Spojrzeliśmy na każde z naszych dzieci indywidualnie. Na jego wiek, na to czy chodzi do szkoły i czy w ogóle potrzebuje swoich pieniędzy. Inaczej będzie z nastolatkiem, który dojeżdża do szkoły średniej, a inaczej z przedszkolakiem. Myślę, że każdy czuje tę różnicę. Nastolatek ma swoje potrzeby, nazwijmy to finansowe i moim zdaniem powinien dysponować już jakąś miesięczną kwotą. Na przysłowiową drożdżówkę, gdy zapomni kanapek z domu, na zrzutkę na prezent dla kolegi lub koleżanki, na drobiazg dla mamy i taty z okazji ich urodzin lub po prostu na to, co chciałby sobie kupić i musi na to trochę poodkładać.


Nauka zarządzania swoim budżetem

Część rodziców jest zdania, że przecież jeśli dziecko potrzebuje na coś pieniędzy, to zawsze może przyjść i poprosić ich o nie. Oczywiście. Jednakże kilkunastolatek powinien się przekonać, że w życiu dorosłym nie jest tak, że kiedy chcemy kupić nowe auto – idziemy do pracodawcy i prosimy go o pieniądze na nie, a on nam je daje. Za tydzień chcemy kupić żonie prezent – powtórka. Wiemy dobrze, że tak to nie działa i nasze dzieci też muszą o tym wiedzieć. Kto jak nie my ma ich tego nauczyć? Mamy pewien budżet na dany miesiąc i musimy go rozsądnie zagospodarować. Chcemy kupić coś ekstra – poza bieżącymi wydatkami – odkładamy na to czasem miesiącami, latami (nowe auto, większe mieszkanie czy dom). Po to właśnie nastolatkowi potrzebne jest kieszonkowe – by mógł powoli uczyć się zarządzać swoim miesięcznym budżetem. Wydałeś wszystko w tydzień? Trudno. Następna „wypłata” jest w przyszłym miesiącu. Pożyczysz od kogoś – wiedz, że będziesz musiał oddać. Tak to już jest w życiu dorosłym (a przecież oni bardzo chcą być w tym wieku już traktowani jak dorośli prawda?).


Pieniądze są zawsze w bankomacie

Inaczej jest z przedszkolakami. Oni myślą, że pieniądze biorą się z bankomatu. Nie masz tato na zabawkę dla mnie? Weź z bankomatu! Tam zawsze są pieniądze. Dlatego właśnie przedszkolak to jest taki wiek, w którym musimy się trochę dłużej zastanowić, czy w ogóle dawać jakieś pieniądze. Na pewno nie tyle, ile nastolatkowi. Jeśli mamy w domu dzieci w różnym wieku, to moim zdaniem powinni dostawać wszyscy – każdy według wieku i potrzeb. Bądźmy realistami – niemowlęciu pieniędzy oczywiście nie damy. Ale już takiemu trzylatkowi? Czemu nie? Chodzi o sam fakt, a nie o kwotę. Jemu wystarczy 2 zł miesięcznie. Ale będzie czuł, że i on ma swoje pieniądze.

To dwie skrajności – nastolatek i przedszkolak. A co pomiędzy? Uważam, że dzieci w wieku szkolnych chodzące do podstawówki też powinny mieć „parę groszy” na swoje wydatki. Można zachęcić je, by zastanowiły się, czy nie warto by było zbierać na coś, o czym marzą, a rodzice nie dadzą mu, ot tak, na to pieniędzy? Na przykład na zakup związany z hobby. Dziecko marzy o nowej hulajnodze – masz kieszonkowe – zbieraj na nią. Gdy uzbierasz powiedzmy 3/4 kwoty – dołożymy ci resztę. Jedziesz na jednodniową wycieczkę? Chciałbyś kupić sobie na niej jakąś pamiątkę? Masz na to kieszonkowe. Za wycieczkę płacimy my, ale jak chcesz kupić sobie jakiś drobiazg to z własnych pieniędzy. I często, kiedy dziecko ma coś sobie kupić za „własne pieniądze” – dwa razy się zastanowi, zanim je wyda. Korzyść podwójna – mniej niepotrzebnych rzeczy w domu (dyrektor w szkole naszych chłopców mówił: „durnostojek”) i nauka podejmowania decyzji gratis. Kieszonkowe w wieku szkolnym to dla dziecka nauka oszczędzania, podejmowania decyzji (czy w ogóle chcę na coś takiego zbierać? Może pozbieram trochę dłużej i kupię coś naprawdę super!?), kompromisów, a przede wszystkim praktyczna wiedza o wartości pieniądza – kiedy młody człowiek dowiaduje się, co, ile kosztuje i ile trzeba odkładać, by coś kosztownego kupić.


Czy płacić za domowe prace?

Po wielu przemyśleniach doszliśmy też do wniosku, że właściwie dzieci też ciężko pracują więc dlaczego nie miałyby „zarabiać”?

Długo myśleliśmy o kieszonkowym jako wynagrodzeniu za pracę. My – rodzice pracujemy i otrzymujemy za to zapłatę. Oczywiście nie uważamy, że za oceny w szkole, obowiązki domowe czy pomoc w innych pracach powinniśmy dzieciom płacić. Na pewno nie wprost, nie za z góry ustalone stawki. Umycie naczyń – 10 zł, piątka ze sprawdzianu – 10 zł. To nie tak. Niemniej jednak coś w tym jest. Pozwólcie, że wyjaśnię o co mi chodzi.

Przecież patrząc na obowiązki szkolne czy domowe – jest to ze strony dziecka pewna praca, wysiłek, zaangażowanie, czas, również zmęczenie, pokonywanie własnych słabości. Zupełnie jak w „prawdziwej pracy”. Przecież dzieci nie mogą pracować zarobkowo, a to, co wykonują na co dzień równie dobrze mogłoby być traktowane jak praca, gdyby wykonywała ją osoba dorosła. Gdyby ktoś dorosły sprzątał za nich ich pokoje, kuchnię, łazienkę, robił pranie, czy odrabiał za nich lekcje, to musiałby za to otrzymywać wynagrodzenie, prawda? Zatem dlaczego nie dać tych pieniędzy dzieciom? Widzimy, że pracujesz ciężko cały miesiąc, walczysz ze swoimi słabościami, zniechęceniem, osiągasz sukcesy, więc dlatego dajemy ci coś na wzór wypłaty.

Oczywiście jeśli tak powiemy naszym dzieciom, to wtedy one widzą, że my dostrzegamy ich pracę – w szkole, z własnymi słabościami, w domu, w ogrodzie… Wiedzą, że to jest ich obowiązek, ich wkład w funkcjonowanie domu, tak jak naszym obowiązkiem jest praca, dzięki której możemy utrzymywać nasz dom i rodzinę. Często pokazujemy to naszym dzieciom. Zobaczcie, my pracujemy zawodowo i to jest nasz obowiązek wobec was, samych siebie i społeczeństwa, a wy pracujecie w szkole, w domu przy lekcjach czy obowiązkach domowych. Dlatego też, w pewnym stopniu z tego powodu, zdecydowaliśmy się dawać naszym dzieciom kieszonkowe.


Nie zawsze można dawać

Ostateczną decyzję o kieszonkowym dla dziecka podejmują oczywiście rodzice. Na tę decyzję ma również wpływ ich osobista sytuacja finansowa. Czasem jest ona bardzo trudna i nie są oni w stanie wygospodarować kilku czy kilkunastu złotych, by móc wspomóc finanse dzieci. I to jest zrozumiałe. Nie ma obowiązku dawania dzieciom pieniędzy co miesiąc. I nie znaczy to, że tacy rodzice nie dostrzegają pracy swoich dzieci. Bo, jak w każdej sprawie, która dotyczy naszej rodziny – trzeba patrzeć na nią z własnej perspektywy. Decyzja należy do was.
 
Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System - głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.

Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar