Sharing economy, czyli o dzieleniu (prawie) wszystkiego
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Sharing economy, czyli o dzieleniu (prawie) wszystkiego

prof. Jakub Isański
 
W życiu rodzinnym, zwłaszcza gdy mowa o rodzinach wielodzietnych, rozmowy o tym co do kogo należy zdarzają się często. Dyskusje o porządku we własnym pokoju, na własnym biurku czy półkach z książkami to najlepsze przykłady. Jak jednak wytłumaczyć dzieciom znaczenie własności, odpowiedzialności za nią i możliwości podzielenia się z młodszym rodzeństwem? Oczywiście nie jest to łatwe, w tym wypadku jednak nie jest łatwe dlatego, że w ogóle musimy uświadomić sobie jak bardzo my sami jesteśmy przywiązani do tego co posiadamy i co uważamy za naszą własność.
 

Wspólne nie znaczy niczyje

Pojęcie wspólnej własności było w naszej kulturze ośmieszane przez całe lata komunistycznego reżimu. Czyn społeczny czy państwowa własność kojarzyły się z bylejakością i zwolnieniem z odpowiedzialności od dbania o dobro wspólne. Nawet podwożenie ludzi swoim samochodem na „autostop” wiązało się wówczas z próbami jego opanowania przez biurokratyczną machinę wyposażającą ludzi w książeczki klubowe, zliczającą przejechane kilometry i zbierającą informacje o obywatelach. Wszystko to skłaniało ludzi raczej do nieufności wobec innych niż otwartości i gotowości do współpracy.
 

Idea współdzielenia

W ostatnich latach pojawia się jednak kolejny raz ten temat, tym razem pod nazwą sharing economy. Dotyczy on w tym wypadku możliwości współdzielenia czy też korzystania z własności innych ludzi. Można współdzielić samolot odrzutowy, luksusowy apartament albo drogi jacht.
 
Idea współdzielenia ma jednak znacznie szerszy zasięg i sprzyja zwiększeniu dostępności do różnych dóbr i usług dla znacznie szerszych kategorii społecznych. Możemy, na przykład, wziąć udział w jednej z wielu internetowych kampanii, zarówno zbierających środki na jakiś szczytny cel, jak i na zainwestowanie w obiecujące przedsięwzięcie rynkowe.
 
Dzięki zaufaniu wobec innych, możliwe jest wspólne korzystanie z hulajnogi, roweru, ale też samochodu - w ten sposób znacznie niższym kosztem możemy korzystać z tego, co inaczej musielibyśmy kupić. Możemy też tanio wynająć pokój, albo cały dom na wakacyjny wyjazd, albo też skorzystać z miejsca parkingowego, boksu magazynowego lub mniejszej skrytki na kilka dni. Coraz popularniejsze są też możliwości współdzielenia powierzchni biurowej albo współpracy zdalnej z ludźmi, których nigdy nie spotkaliśmy osobiście. W ten sposób upowszechniają się różne formy współdzielenia własności.
 

Zmniejszaj koszty, oszczędzaj zasoby

Oprócz wspomnianego zaufania, do powstania i rozwoju takich możliwości przyczyniły się także nowe technologie, zwłaszcza te dostępne przez nasze smartfony i komputery. Po skorzystaniu mamy możliwość oceny i wystawiania rekomendacji. Podobnie też my, użytkownicy, możemy być oceniani przez właścicieli, kierowców czy kurierów. Wszystko to przyczynia się do funkcjonowania przy niższy kosztach, ponieważ wynajęcie elektrycznej hulajnogi na minuty jest tańsze niż jej kupienie, ładowanie, przechowywani czy ewentualne naprawy.
 
Sieci znajomych w mediach społecznościowych przekazują sobie informacje o firmach i dostawcach godnych zaufania, dowiadujemy się od nich o ciekawych okazjach. Wielu specjalistów i analityków przewiduje, że w najbliższych latach będzie następował dalszy rozwój możliwości i powszechności różnych form współdzielenia i wspólnego korzystania z rozmaitych dóbr i usług. W pewnym sensie skorzystamy na tym wszyscy, zmniejszając koszty i oszczędzają zasoby. Można powiedzieć, że w lepszej sytuacji są tutaj mieszkańcy miast, ale nowe technologie sprawiają, że dostępność wielu tych rozwiązań nie zależy od miejsca naszego zamieszkania.
 

Odruch serca i kapitał społeczny

Na pewno wszystkie te możliwości mają bezpośredni związek z najnowszymi technologiami czy też zmianami wymuszanymi przez kwarantanny i izolacje. Jednak ich popularność wiąże się także z tym, że odwołują się do głęboko zakorzenionej w nas skłonności do współpracy i potrzebie kontaktów społecznych.
Jeden z socjologów nazywał tą potrzebę w XIX wieku „odruchami serca” dodając, że właśnie w ten sposób powstają wspólnoty i społeczności, ludzie uczą się współpracować, gdy zajdzie taka potrzeba i pomagać sobie także wtedy, gdy nie osiągają z tego natychmiastowej korzyści. Innym określeniem, które pojawia się w tym kontekście jest „kapitał społeczny”, który z kolei odnosi się do niematerialnych i niepoliczalnych zasobów, które wpływają na nasze kontakty społeczne, sieci towarzyskie.
 
Wracamy zatem do rozmowy z dziećmi o wspólnych zabawkach. Skorzystajmy w niej z jeszcze jednego argumentu - zapewne w przyszłości taka forma własności będzie coraz bardziej popularna.
 
Autor jest socjologiem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W badaniach zajmuje się socjologią kultury, socjologią migracji, ruchliwością społeczną i współczesnym społeczeństwem polskim. Jest członkiem Rady Rodziny przy Wojewodzie Wielkopolskim, a także podharcmistrzem, ratownikiem Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i honorowym dawcą krwi. Tata trzech córek.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar