Inwazja ekranów

bogna bialecka8 szer1280Zmiana systemu nauczania poprzez wprowadzenie nauki zdalnej, wymuszona sytuacją pandemii, zrodziła znaczną ilość problemów, z którymi muszą zmierzyć się dzieci i młodzież. Jaka jest kondycja psychiczna młodych ludzi w trakcie tak długiego okresu izolacji, nauki online, ograniczeń wzajemnych, bezpośrednich kontaktów z rówieśnikami? Jaka jest efektywność zdalnego nauczania, co uczniów rozprasza, z czym nie dają sobie rady? Jak wpływają na nas nowe technologie? Wreszcie – jak pomóc młodzieży w rozwiązaniu i pokonaniu problemów, z którymi się boryka. Na te pytania odpowiada Bogna Białecka, psycholog, prezes Fundacji Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii w rozmowie z Witoldem Tkaczykiem.

Witold Tkaczyk: Naszym głównym tematem będzie ten bardzo ważny raport dotyczący młodzieży, Internetu, nauki zdalnej i konsekwencji tej sytuacji, ,,Etat w sieci 2.0. Zdrowie psychiczne polskich nastolatków w nauce zdalnej. Raport 2021”, a dokładnie jego druga edycja, która niedawno się ukazała. Chciałbym też porozmawiać o planowaniu nauki, o nauce samodzielności w procesie nauczania, tak ważnej w obecnej sytuacji. Ale zacznę od pewnego stwierdzenia i prosiłbym Panią o odniesienie się do tej kwestii. Jesteśmy świadkami szalonego postępu technologicznego i przenoszenia sporej części naszego życia do sieci. Niby jest to tylko technologia, ale czy nie zauważa Pani, że ta technologia zaczyna nami rządzić. Czy my jeszcze nad nią panujemy, czy tracimy tą kontrolę? To jest jakiś wyznacznik dalszego etapu rozwoju naszej cywilizacji. Co się właściwie dzieje?

Bogna Białecka: Pierwsza rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę, to sytuacja, że na pozór może nam się wydawać, iż nowe technologie są po prostu zwyczajnymi narzędziami. Zupełnie neutralnymi narzędziami, takimi jak np. nóż. I od nas tylko zależy w jaki sposób będziemy z nich korzystać. Wiadomo, że z noża można korzystać tak, by posmarować chlebek, ale także tak, żeby na kogoś napaść i go poranić czy nawet zabić. Jednak nóż sam w sobie jest neutralny.

I wydawałoby się, że Internet czy wszelkie platformy internetowe oraz media społecznościowe są z natury neutralne. Od nas tylko zależy jak z nich skorzystamy. Problem polega jednak na tym, że to nieprawda. Najciekawszą postacią, która zwraca uwagę na powyższe zagadnienia jest Tristan Harris, który kiedyś pracował jako etyk w firmie Google. Kilka lat temu rzucił tamto zajecie i założył własną fundację na rzecz etycznych mediów. Harris podkreśla, że w tej chwili praktycznie każdy serwis internetowy walczy o to, by przyciągnąć uwagę użytkownika, żeby spędzał on na nim jak najwięcej czasu. W związku z czym podsuwa się nam jak najwięcej informacji czy rzeczy, które będą nas przytrzymywały w użytkowaniu, w jak najdłuższym korzystaniu np. z Facebooka, czy Google'a. Zresztą, dotyczy to też portali informacyjnych. Harris twierdzi, że główny problem polega na tym, iż najwięcej naszej uwagi przyciągają rzeczy wzbudzające silne emocje. Czyli pobudzające w nas choćby poczucie zagrożenie albo ekscytację. W związku z tym samo narzędzie jako takie, nie do końca jest neutralne.

str 01 RAPORT Etat w sieci 2Czy my jesteśmy w stanie nad tym panować? Bo szczególnie przypadku ludzi młodych, o czym wyraźnie mówi Państwa raport ,,Etat w sieci 2.0”, obserwujemy to zjawisko, także na co dzień w swoich domach, gdzie są młodsze czy starsze dzieci. Jest dużym wyzwaniem, a nawet problemem, ograniczenie czasu przebywania w sieci przed ekranem, wyznaczenie go tak, by dziecko nie spędzało w taki sposób aż tylu godzin. Sytuację pogorszył stan pandemii i nauka online. Jak rozumiem, wniosek jest taki, że jednak nie bardzo nad tym panujemy. Chyba niezbyt dobrze sobie z całą zaistniałą sytuacją radzimy, zarówno jako dorośli, jak też – przede wszystkim – jako młodzież?


BB: Wniosek w gruncie rzeczy jest taki, że jeżeli chodzi o korzystanie z aplikacji, mediów społecznościowych, z gier, to tutaj czeka na nas dużo pułapek, takich które mają przyciągnąć naszą uwagę, spowodować żebyśmy tam spędzali maksimum czasu. Natomiast, mimo wszystko, istnieją w komputerze takie narzędzia, które są neutralne. I to od nas zależy, jak będziemy z nich korzystać. Mam tutaj na myśli wszystkie programy do obróbki zdjęć, video, do robienia czegoś konkretnego, kreatywnego, a także programy edukacyjne, programy do pisania, obliczania różnych rzeczy. One, być może, nie są aż tak atrakcyjne, żeby wywoływać uzależnienie. Czyli, mamy mnóstwo narzędzi, które służą do tworzenia, ale nie maja tego potencjału uzależniającego. Pod tym względem jesteśmy na lepszej pozycji. Możemy planować sobie czas korzystania z poszczególnych elementów.

Ale mi chodzi o wirtualny świat sieciowy. O taki kontakt, nie nazwałbym go bezpośrednim, bo jest to kontakt pośredni, przez media społecznościowe, przez wszystkie te serwisy informacyjne, gry, czyli rozrywkę. Wspomniała Pani o walce o klienta. Ta walka jest, moim zdaniem, wręcz bezpardonowa. Granie na najprostszych, najniższych instynktach, by wciągnąć tego gracza, tego użytkownika, żeby rzeczywiście spędzał tam, nie wiem ile godzin. Najlepiej chyba – zdaniem tych projektujących i zarządzających firmami - tyle ile ma doba. To staje się niebezpieczne. Dorosły człowiek potrafi takie zachowania ograniczyć, natomiast w przypadku młodych ludzi trzeba ich takiego podejścia dopiero nauczyć. W raporcie Pani Fundacji Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii są pewne wskazówki, dotyczące nauki zdalnej i wielogodzinnego przebywania przed komputerem w sieci, ale faktycznie ta walka o uświadomienie konsekwencji takiego postępowania jest trudna. Co i jak możemy zrobić?

BB: Jedna z najważniejszych informacji dla zrozumienia, dlaczego świat wirtualny, i w ogóle nowe technologie, są ogromnym wyzwaniem dla młodych to fakt, że mózg człowieka jest niezwykle plastyczny. Szczególnie w momencie, kiedy jest się dzieckiem, nastolatkiem. On potrzebuje dojrzeć. Ostatnie dojrzewają struktury, które są odpowiedzialne za samokontrolę, racjonalne podejmowanie decyzji, analizę informacji. Struktury te dojrzewają do 25. roku życia. Czyli, kiedy już jesteśmy formalnie dorośli, one jeszcze się kształtują. Dojrzałemu mózgowi, który uformował się w prawidłowy sposób jest łatwiej zapanować nad różnymi pokusami np. znajdującymi się w Internecie, choć będąc dorosłymi sami zdajemy sobie sprawę, że nie do końca jest to łatwe.

Dla dzieci i młodzieży, właśnie ze względu na tą ogromną plastyczność mózgu, niedojrzałość, brak samokontroli, mnóstwo atrakcji, które znajdują się w Internecie staje się zbyt wielkimi pokusami, by z nich nie korzystać. Sami z siebie mogą chcieć pewne rzeczy zaplanować, np. wyznaczyć sobie czas gry, ale w rezultacie jest im trudno samodzielnie się zmotywować i zdyscyplinować, żeby, mimo wcześniejszych postanowień, zrezygnować w porę z jakiejś atrakcji, która jest niezwykle wciągająca. To staje się dla nich bardzo deprymujące. Chciałem dzisiaj w tą grę pograć tylko pół godziny, nastawiłem sobie nawet budzik, a potem nic mi z tego nie wyszło, bo odbywała się jakaś ciekawa rozgrywka i wciągnęło mnie na kolejne dwie godziny. Co to oznacza? Że, niestety, jeszcze na etapie, gdy dziecko jest dzieckiem, czy nawet nastolatkiem, potrzebuje zewnętrznej pomocy. Chociażby w egzekwowaniu limitów czasowych. Kiedy przyjdzie mama czy tata i powie - słuchaj, umawialiśmy się na godzinę gry, a jest już po czasie, proszę przestań grać.

Dlaczego o tym mówię? Ponieważ część rodziców w ten sposób podchodzi do problemu, że ufa swojemu dziecku, wie, że jest mądre. I oczywiście, że jest mądre, i oczywiście, że należy mu ufać. Ale jednocześnie trzeba pamiętać, że dzieci spodziewają się po nas dorosłych tego, iż będziemy im pomagać egzekwować zasady, które wprowadziliśmy. Że niektóre rzeczy, jak te, które dotyczą gier czy używania mediów społecznościowych, mogą być tak wciągające, iż mimo głębokich postanowień ograniczenia czasowego, młode osoby nie potrafią się pilnować i potrzebują dorosłego, który powie, słuchaj, nie na to się umawialiśmy – już koniec na dzisiaj.

Ale to bardzo trudne. Jak zauważyłem, mając w domu dwunastolatka, obcowanie z tym światem zmienia jego zachowanie. Syn staje się - niestety, muszę to powiedzieć - bardziej agresywny, protestuje, nie trzyma się ustaleń. To jest ten negatywny wpływ, choć - mimo wieku i mojego sceptycyzmu - nie neguję tego rodzaju postępu technologicznego. Natomiast kwestia jego wykorzystania i zawłaszczania czasu, a zwłaszcza sposoby w jakich to się odbywa, wydaje mi się dyskusyjna i wymagająca krytyki. Wygląda na to, że maszyna zmienia zachowanie dziecka. Trudno te procesy kontrolować i nad nimi zapanować, bo jako dorośli mamy własne zadania i nie sposób sprawdzać dzieci przez większość dnia, czym się zajmują. Często brakuje nam świadomości, umiejętności i wiedzy. I to wszystko razem wzięte jest niepokojące.

BB: Jednym z mechanizmów, o czym już mówiliśmy, jest walka o przyciągnięcie naszej uwagi, przytrzymywanie nas w różnych miejscach, przez to, że pobudzane są silne emocje, choćby negatywne – kiedy coś nas przestrasza i chcemy o tym wszystkim opowiedzieć, czy pozytywne, tzn. coś jest niezwykle przyjemne, intrygujące i wciągające. To jeden mechanizm.

Ale, niestety, jest jeszcze kolejny, który może wpływać na nasze zachowanie, zmieniać je. To kwestia przebodźcowania, czyli tego, że na ekranie bardzo dużo się dzieje, następuje wiele zmian, nowych sytuacji, dźwięków, mnóstwo zmian scen. Jest to o tyle problem, że każda gwałtowna, szybka zmiana, pobudza w mózgu odruch orientacyjny. To ten sam odruch, który uruchamia się na przykład przy wyjściu na ulicę, gdy słyszymy nagle pisk opon. Cokolwiek byśmy robili, czy prowadzimy ważną rozmowę przez telefon, czy czymkolwiek się zajmujemy, natychmiast nasza uwaga zwraca się w kierunku tego pisku opon. Odskakujemy na chodnik. Przetrwanie zawdzięczamy właśnie odruchowi, nazywanemu też odruchem walcz-uciekaj. Tak samo mózg reaguje na wszelkie nowe bodźce na ekranie. Czyli, jeśli popatrzymy np. na dynamiczne gry, tam co chwila wyzwala nam się w głowie odruch orientacyjny. Tak samo w mediach społecznościowych. Najbardziej widać to w TikToku, gdzie błyskawicznie zmieniają się filmiki, trwające od kilku, kilkunastu sekund do minuty - a minuta to już jest tam bardzo długo – pojawiają się nowe dźwięki, nowe sytuacje, które powodują, że cały czas jest absorbowany wzrok, pobudzany jest odruch orientacyjny. W momencie, kiedy jest on ,,odpalany” co chwila, to mózg młodej osoby sobie z tym nie radzi. Wynikiem takiego stanu rzeczy może być wzrost agresywności czy rozdrażnienia. Przy czym nie jest to nawet związane z podawanymi treściami. Nie musi być tak, że dziecko gra w grę, która jest pełna agresji i zabijania niewinnych osób, tylko to może być gra, która jest w gruncie rzeczy neutralna, jeżeli chodzi o treść, ale bardzo dynamiczna i co chwila włączająca odruch walcz-uciekaj.

Świetnie określiła to Victoria Dunckley, psychiatra dziecięcy z USA. Ludzie są jednocześnie w stanie zmęczenia, jak i pobudzenia. Czyli znużony i pobudzony jednocześnie. Znużony, bo jest na tyle zmęczony tym, co pojawiało się na ekranie, że nie potrafi zabrać się np. za naukę, czytanie książki, za inne spokojne zajęcia, bo go to po prostu męczy, ale jednocześnie nie może prawdziwie odpocząć, bo cały czas coś tam się dzieje, powiedzielibyśmy kolokwialnie - ,,kotłuje”. Znajomy opowiadał mi o dziesięciolatku, który grywał w Minecrafta, w gruncie rzeczy grę spokojną i kreatywną. Po jakimś czasie chłopiec mówił, że pojawiają mu się przed oczyma bloki z gry. I że sam widzi potrzebę odpoczynku.

str 08 RAPORT Etat w sieci 2Tak rozmawiamy o sieci, Internecie, bodźcach, grach, zabawie i rozrywkach, ale – bardzo mi się podoba sformułowanie z raportu o ,,inwazji ekranów” – zastaje nas sytuacja jaką teraz mamy. Stan pandemii i nauka w zdecydowanej większości przechodzi do sieci. A więc nie dość tego, że poprzez sieć korzystamy z rozrywek, to jeszcze, choć w inny sposób, ale również z tego ekranu dociera do nas element edukacyjny. W związku z tym, jak podaje nam Raport, z tych kilku godzin dziennie spędzanych przez dzieci i młodzież przed monitorem, w Internecie, jeszcze jakiś czas temu, obecnie – a są to dane od maja zeszłego roku, potwierdzone przez Państwa jesienią - wynika, że średnio jest to dziewięć godzin na dobę, spędzonych przed ekranem.


B.B: I to jest zabójcze dla rozwijającego się mózgu.

Te wszystkie badania, wykresy, procenty, określające w Raporcie jakie to ma konsekwencje są niepokojące. A szczególny niepokój budzi, co mnie też zaskoczyło, wynik badania, które mówi o myślach samobójczych. To jest sformułowanie bardzo groźne i prosiłbym o wyjaśnienie z czego to wynika? Czy z jakichś niepowodzeń, z faktu, że uczniowie nie radzą sobie z nauką zdalną, nie mają bezpośredniego kontaktu z rówieśnikami? Czy takie są powody? Skala zjawiska jest olbrzymia, jak wynika z badań i zamieszczonych wykresów.

B.B.: Z tych prawie 43 proc., które mają myśli o śmierci, jest zaledwie kilka procent osób, które twierdzą – tak, zdecydowanie chciałbym popełnić samobójstwo. Natomiast większość nich ma myśli typu ,,lepiej byłoby nie żyć”, ,,nie mam przed sobą przyszłości”, ,,nauka zdalna nigdy się nie skończy”, ,,dorośli nie dbają o nas zupełnie i uważają, że załatwili sprawę wysyłając nas przed ekrany”. Tam się pojawiły wręcz takie deklaracje - ,,ja bym już wolał umrzeć, na tego covida, niż siedzieć cały czas przed ekranem, bez kontaktu z ludźmi”. Czyli młodzi mówią po pierwsze o poczuciu braku sensu życia, braku przyszłości, braku wyjścia z sytuacji, troski ze strony dorosłych, a po drugie o izolacji. Niektórzy, wbrew zaleceniom, spotykają się ze znajomymi. I oni, mówiąc szczerze, są zdrowsi psychicznie. A część dzieci i młodzieży, szczególnie ci, którzy już mieli problemy z kontaktami społecznymi, zupełnie się wycofuje. Mówią wręcz, że dla nich to dość wygodne, bo nie muszą z nikim się spotykać, nie muszą z nikim się konfrontować, nie muszą potwierdzać swoich kompetencji społecznych. Za chwilę wyjdą nam takie totalne ,,zombie”, które nie mają żadnych kompetencji społecznych. Nie umieją ludziom spojrzeć w oczy, nie potrafią się z nimi dogadać.

str 05 RAPORT Etat w sieci 2Czyli drugi istotny czynnik to izolacja, pogłębianie problemów psychologicznych i emocjonalnych, które już część dzieci miała, wchodzenie coraz mocniej w zaburzenia. Młodzież mówi o zmęczeniu ekranami. To znaczy, zwraca uwagę, że siedzenie tyle godzin dziennie przed ekranem powoduje ból oczu, kręgosłupa, wszystkiego. Głowy nas bolą od tego ciągłego wpatrywania się w obraz - wyznają. Czyli brak sensu, izolacja, pogłębiające się problemy emocjonalne i samo zmęczenie technologią, stanowią efekt obecnej sytuacji.

Podczas naszej niedawnej konferencji ,,Zatroskani 2021”, nagranie z której znajduje się w Internecie i można sobie posłuchać, co tam przedstawiliśmy, każdy z praktyków zdrowia psychicznego, który tam występował, a było ich wielu, mówił o kompletnym rozbiciu cyklu biologicznego u dzieci i młodzieży. Są to dane prosto z gabinetów terapeutycznych, gdzie trafia taka młodzież, która – owszem - loguje się na lekcję zdalną, ale zasypia przed ekranem, bo tak naprawdę funkcjonuje dopiero w nocy. Wtedy młodzi ludzie grają i prowadzą rozmowy ze znajomymi za pośrednictwem Internetu. Życie towarzyskie, rozrywka, wszystko to dzieje się właściwie po nocach.

Pamiętam sytuację, jeszcze z lat 90. XX w., jak weszły pierwsze gry na PlayStation. Taka gra odbywała się najczęściej kosztem snu. Teraz, zapewne, szkoła i nauka zajmują czas w dzień, a noc zostaje na rozrywkę. I to jest też efekt tego całego systemu. Rzeczywiście, zagrożeń wymienionych w Raporcie jest sporo. Do tych najbardziej niepokojących zaliczyłbym zaburzenia snu, czy myśli samobójcze. Ale Państwo poprosili też, by młodzież wypowiedziała się, czego oczekuje od dorosłych. I to też jest ciekawe. Dowiedzenie się, czego się boja i jak to wsparcie, którego być może nie otrzymują, jest niezwykle potrzebne.

BB: Właściwie głównym ich oczekiwaniem jest powrót do normalnego trybu nauki w szkole. Dlatego, że oni też się czują bezradni. Widać to po niektórych wypowiedziach. By daleko nie szukać, weźmy na przykład mojego jedenastoletniego syna. Generalnie pracuję w domu, więc mam kontrolę nad tym, ile godzin siedzi przed ekranem. Natomiast w którymś momencie wchodzę i patrzę, że ma przerwę w lekcjach. Wiem o tym, bo siostra bliźniaczka chodząca do tej samej klasy właśnie przygotowuje sobie kanapkę w kuchni. Wchodzę więc do niego, patrzę, a on gra w jakąś gierkę, i to taką naprawdę prymitywną. Zwracam mu uwagę, że w przerwie powinien odpocząć, popatrzeć na zieleń, popatrzeć w dal, zrobić sobie coś do jedzenia, napić się. A on odpowiada – tak, ale pokusa była zbyt duża. Czyli sam zdaje sobie sprawę z tego, że pokusa pod tytułem ,,otworzę następne okno w przeglądarce”, czy następną kartę i pogram sobie przez chwilę w głupawą grę, jest tak silna, że on sam nie daje sobie rady i potrzebuje pomocy. Wymaga, by ktoś wszedł i powiedział mu, żeby tą zabawę zakończył.

Dobrze, że dzieci z klas I-III chodziły w ostatnim okresie do szkoły, bo one kompletnie z tym problemem nie dawały sobie rady. Natomiast reszta najstarszych uczniów szkoły podstawowej oraz licealiści radzą sobie lepiej. W liceum jest taka cezura, o czym mówi Kanadyjskie Towarzystwo Pediatryczne, że od trzynastego, czternastego roku życia mózg jest już na tyle dojrzały, że nastolatek jest w już stanie pewne ramy sobie wyznaczyć. Właśnie takie, jak postanowienie, że np. w przerwie między lekcjami nie wejdzie na głupawą gierkę, tylko pójdzie przebiec się dookoła bloku. A młodzież z klas piątych, szóstych, czasami też siódmych, jeszcze sobie z takimi problemami nie radzi. Nie potrafi narzucić sobie samodyscypliny, by nie być aż wręcz ,,przyklejonym” do ekranu.

Czy przełożenie jeden do jeden lekcji szkolnych na lekcje zdalne jest trafionym pomysłem? Jest to niejako rozwiązanie naturalne, lekcje są nieco krótsze, po 30 min., przerwy dłuższe…

B.B.: To zależy od szkoły…

Czy ktoś w ogóle wypracował inny model nauczania w czasie pandemii? Czy jest dla niego jakaś alternatywa? Teraz uczniowie łączą się, słuchają, robią zadania, wszystko odbywa się zdalnie. Czy w ogóle możliwy jest inny model?

B.B.: Są względy, dla których obecne rozwiązanie jest mniej efektywne, niż stacjonarna nauka w szkole. Jeden to taki, kiedy wydawałoby się, że to w szkole będzie więcej tzw. rozpraszaczy, typu - kolega z tylnej ławki kogoś dźga czy szepcze, albo gada - a w wersji on-line tego niema. Otóż też jest. Bo ten sam kolega, który w klasie szturchał innych, na czacie poza widokiem nauczyciela wysyła memy, zaczepia uczniów, przeszkadza. Robi to samo, lecz za pomocą elektroniki. Po drugie, normalnie w klasie istnieje kontakt wzrokowy między uczniami a nauczycielem. Teraz, nawet jak są włączone kamerki, do końca tak nie jest. Chociażby z tego względu, że nie jest pokazana cała klasa. A jeśli ekran ustawi się tak, że jest widać większość uczniów danej klasy, to obrazki są tak malutkie, że właściwie nie widać, co uczniowie robią. Widać tylko tyle, że są jakieś postacie. Tak, czy inaczej, nie ma kontaktu wzrokowego, który jest niezwykle ważny po to, żeby nauczyciel spojrzawszy na uczniów w klasie od razu widział, że ktoś czegoś nie zrozumiał. Albo widział, że nikt nic nie zrozumiał i musi temat jeszcze raz wytłumaczyć. Przy nauce zdalnej w ogóle brak tego rodzaju kontaktu. Nie ma informacji zwrotnej do nauczyciela, że ktoś rozumie, a ktoś nie rozumie.

Można, co prawda, wypytywać uczniów, ale to jest duże utrudnienie. I jeszcze jedno. Można – i część nauczycieli, szczególnie z tych przedmiotów odbywających się kilka razy w ciągu tygodnia, np. matematyka, uczy w ten sposób, że na jednej lekcji tłumaczy materiał, a na kolejnej dzieci przeliczają zadania samodzielnie. Potem skanują i przesyłają wyniki. To jest rozwiązanie zdecydowanie lepsze, bo problemem jest, że młodzież sama nie potrafi się uczyć i występuje szereg problemów z samodzielna nauką. Zawsze nauka zdalna będzie gorsza od tej tradycyjnej w szkole. Jedyną autentyczną zaletą nauki zdalnej jest kwestia braku potrzeby transportu. Dla niektórych uczniów o tyle istotna, że potrafi zajmować im nawet parę godzin dziennie.

Pani prezes, podsumowując ten wątek raportowy, są też w nim podane przez Państwa zalecania, w jakim kierunku zmierzać, by straty edukacyjne, a nawet może te poważniejsze, czyli straty w psychice dzieci, jakoś łagodzić. Co można zrobić w takiej sytuacji, która przedłuża się, trwa już rok, z wyłączeniem okresu wakacyjnego i tych niewielu tygodni, kiedy na początku roku szkoła jeszcze normalnie funkcjonowała?

BB: Z jednej strony jest potrzebne teraz gaszenie pożaru. W gruncie rzeczy byłoby potrzebne umożliwienie dostępu do pomocy psychologicznej i terapeutycznej każdemu uczniowi. W tej chwili ten dostęp jest bardzo, bardzo trudny. W ogóle, dla nastolatka, dostęp do psychologa jest prawie niemożliwy. Ale to jest cały czas gaszenie pożaru, nawet kiedy będzie więcej możliwości kontaktu z psychologami, którzy w pewnych sprawach są w stanie pomóc. Natomiast bardzo dobry jest pomysł pani Sylwii Ufnalskiej, biologa, redaktorki biologicznych tekstów naukowych. Analizując różne dane dała zalecenie, by wprowadzić nauczanie w szkole na zasadzie hybrydowej. Miałoby się ono odbywać takiej wersji – i to jest moim zdaniem bardzo dobre zalecenie – że część zajęć prowadzona jest nadal on-line, ale są też spotkania dla klas, które odbywają się w terenie. Czyli są lekcje typu zielona szkoła, podczas których mamy wyprawę geograficzno-przyrodniczą do lasu, czy w inną przestrzeń otwartą, wyprawę historyczną po zabytkach. Czyli przerabiamy ten materiał i tematy, które jesteśmy w stanie w formie wypraw do takich w przestrzeni otwartych zrealizować. Wiadomo, że taki sposób nauczania mniej grozi jakimiś konsekwencjami biologiczno-wirusowymi, niż w momencie, kiedy dzieci spotykają się i gromadzą w klasie. Inną ewentualnością jest organizowanie części zajęć na zasadzie - jakbym to nazwała - lekcji wyrównawczych. Wtedy organizuje się spotkania w małych grupach w szkole. To jest do zrobienia, choć na pewno jest trudne z powodów organizacyjnych. Ale jest to rozwiązanie, które warto spróbować wdrożyć. ponieważ dajemy w ten sposób młodzieży możliwość odetchnięcia od ekranów oraz szanse na integrację i nawiązywanie normalnych relacji społecznych.

To zamknięcie, izolacja jest i dla dzieci, jak i dorosłych bardzo trudnym czasem. Mamy bardzo różne warunki mieszkaniowe, do tego pogoda jesienno-zimowa utrudnia zajęcia w terenie…

B.B.: Jednak to, co jeszcze przemawia za wyprawami w teren, do lasu, jest skuteczność takiego postępowania wobec nadmiernego kontaktu z ekranami. Jak się analizuje sposoby radzenia sobie z przebodźcowaniem, czy nadmierną ekspozycją ekranów, to jako pierwsza rzecz, najbardziej pomagająca, okazuje się hortiterapia, czyli kontakt z naturą, z zielenią. Daje odpoczynek oczom, odpoczynek fizyczny, emocjonalny i każdy inny. Byłoby dobrze, jakby nasi rządzący się tym przejęli.

Obserwuję, że osadzenie w pomieszczeniach powoduje niechęć wychodzenia w plener. Po drugie brakuje mi elementu, o którym Pani mówi. W programie lekcji brak takich godzin, na których mówiłoby się o problemie izolacji, omawiało jak sobie z nią poradzić. Co zatem zrobić, żeby dzieci i młodzież miały przekaz edukacyjny pod tym kątem? Są lekcje zgodne z programem, ale to, że zmienił się system nauczania - na ten temat w szkole się milczy.


BB: Nawiążę jeszcze do poprzedniej części. Nauka poszła jeszcze bardziej niż dotąd w testy. Obserwuję to zjawisko, mając trójkę dzieci w wieku szkolnym w domu. To znaczy, że są jakieś quizy, gdzie trzeba odhaczyć odpowiedni punkt, gdzie nie ma nawet konieczności wpisywania samodzielnie poprawnej odpowiedzi. Z systemów, w których ja byłam uczona, gdzie podstawę stanowiły zadania domowe, które trzeba było pisać, wykonywać sprawdziany opisowo, przechodzi się do sytemu czysto quizowego.

Jak teleturniej. Wrócę jeszcze do drugiej części tematów, które chciałem poruszyć. One są mocno związane z problemami poruszanymi w naszej rozmowie. Chodzi mi o zagadnienie planowania swojego czasu. Jeśli dotąd mieliśmy stacjonarne zajęcia w szkole, to plan dnia był naturalnie przez nie wyznaczony. Obecnie uczniowie przebywają w domach i wszystko się rozmywa. A więc dzieci i młodzież stają przed koniecznością nauczenia się planowania swojego czasu. Jak wyrobić w nich taką umiejętność i dyscyplinę, od czego zacząć? Jak ich wspomóc, by sami zaczęli sobie radzić z podziałem czasu na poszczególne zajęcia, zaplanowaniem sobie dnia, który jeden staje się podobny do drugiego. Co można zrobić samemu w domu?

BB: Podstawą do planowania sobie czasu byłoby przygotowanie planera, kalendarza, czy po prostu zwykłego zeszytu. Pod datą, każdego dnia, należy wypisać sobie jakie mam lekcje, które zajęcia odbywają się online, a które nie, jakie mam obowiązki szkolne, a jakie związane z zajęciami dodatkowymi, czy pomocą w domu. Potem, już po lekcjach, należałoby tam wpisać, jakie zadania domowe są dzisiaj do zrobienia i do jakiej godziny należy je odesłać. To daje już tyle, że przynajmniej wypisane są najważniejsze zadania na dany dzień, które widzę na pierwszy rzut oka. To bardzo pomaga.

Chcę wspomnieć jeszcze o bardziej zaawansowanych działaniach. Od 2019 roku prowadzimy jako fundacja zajęcia zatytułowane ,,Zdobądź Mount Everest swojego mózgu”, które są warsztatami efektywnej nauki. Z różnych rzeczy, które pokazywaliśmy podczas tych warsztatów, łącznie z mapami myśli czy zasadami pracy, okazało się, że młodzież najlepiej zapamiętywała i wcielała w życie zasadę ,,pomodoro”. Niezwykle im się ona przydawała. W dużym skrócie – ,,pomodoro” to włoska nazwa pomidora, ale także kuchennego minutnika w kształcie pomidora. Człowiek, który tę zasadę wymyślił, zaleca, by nastawić sobie to urządzenie na 20 minut i wykonywać daną pracę. Ale tylko tą jedną czynność, nic, poza tym, bez żadnych rozproszeń, przez równe 20 minut. Potem należy zrobić sobie pięć minut przerwy, a po niej znowu następne ,,pomodoro” - następny fragment cyklu, także 20-minutowy. Czas można dowolnie regulować, jak komu bardziej pasuje, po 15 minut, pół godziny, ale zawsze konieczna przerwa, dzięki której będzie się bardziej efektywnym. Okazało się, że powiedzenie o ,,pomodoro” i jego zasadach – rób 20 minut, ale tylko to jedno – bez rozproszeń, bez reagowania na powiadomienia w telefonie, bez robienia czegoś jeszcze równolegle, powoduje zdumienie i zdziwienie, ile można przez ten czas zrobić! Jak to bardzo upraszcza pracę.

Dlaczego jeszcze zasada ,,pomodoro” jest ważna? Ponieważ, co opisaliśmy w poprzednim Raporcie, jedną ze zmór młodzieży jest wielozadaniowość. Oznacza to. że zajmują się wieloma rzeczami na raz. Siedzą na lekcji i jednocześnie odpisują na powiadomienia, prowadzą konwersację, w kolejnej otwartej karcie grają w jakąś gierkę, i jeszcze kątem oka sprawdzają co jest na następnej lekcji (ojej, kartkówka, to jeszcze się pouczę!), do tego słuchają muzyki w tle, czyli próbują wykonywać mnóstwo czynności na raz. Jest to ogromnie rozpraszające, bo przerzucanie uwagi między jedna, a drugą sprawą nie pozwala się skupić i dokończyć poszczególnej czynności czy zadania. A w ,,pomodoro” panuje żelazna zasada, która mówi, że robisz tylko jedną czynność na raz. I w tym momencie młodzi ludzie odkrywają, jak szybko idzie im praca, jeżeli nie przerzucają uwagi między pięcioma różnymi zadaniami.

Podsumowując, gdybym miała mówić o takich podstawach, które mają dziecku pomóc w opanowaniu wyznaczonych zadań, to pierwszą zasadą jest planowanie na piśmie, co mam do zrobienia, a drugą zastosowanie zasady ,,pomodoro”. Trzecią przydatną sprawą jest umiejętność robienia notatek. To szwankuje u bardzo wielu młodych osób. Nawet mając podręczniki, które przekazują informacje niemal w łopatologiczny sposób, gdzie najważniejsze rzeczy są wytłuszczone w tekście, wyróżnione ramkami, młodzież może mieć problem z wyłapaniem najważniejszych spraw. Po prostu często nie potrafią tego zrobić. Potrzebne jest nauczenie się, jak wychwytywać istotne informacje, dokonywać analizy tekstu i syntezy wydobywania najważniejszych informacji oraz jak je zapisywać w formie notatek. To są, według mnie, trzy najbardziej w tej chwili pomagające elementy.

Po informacje zapraszam na naszą stronę dla młodzieży pytam.edu.pl, gdzie znajduje się dział efektywnej nauki. Są tam informacje jak prawidłowo sporządzać notatki, wręcz w formie instrukcji.

Bardzo dziękuję Pani za rozmowę. Myślę, że sporo się dowiedzieliśmy. Moglibyśmy takich rozmów przeprowadzić wiele i nie zabrakłoby nam tematów.


Rozmawiał
Witold Tkaczyk

Bogna Białecka – psycholog, prezes Fundacji Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii, autorka kilkunastu książek psychologicznych i licznych artykułów.

Zdjęcie: FEZIP
Fixed Bottom Toolbar