Edukacja w drodze

IMG 2524Agata Gramacka
podróżniczka


Długa rodzinna podróż z dziećmi w wieku szkolnych to nie tylko przedsięwzięcie logistyczne i organizacyjne. Pierwsze pytanie, jakie się pojawia w kontekście takiego wyjazdu, to: „a co ze szkołą?".

Nasza półroczna podróż dookoła świata w całości trwała w roku szkolnym, a tak długi czas nieobecności w szkole wymaga formalnego podejścia. Uprzedzając ewentualne komplikacje, tę sprawę zaczęliśmy załatwiać jako jedną z pierwszych w kontekście przygotowania do podróży. Nasze dzieci uczęszczają do szkoły podstawowej, a najmłodszy do przedszkolnej zerówki. Po konsultacjach z dyrektorstwem szkoły okazało się, że najlepszą dla na opcją będzie domowa edukacja. I tak zaczęła się nasza roczna przygoda z domową edukacją - ten sposób uczenia zakłada roczne okresy, po których zdawane są egzaminy „potwierdzające zapoznanie z podstawą programową".

Edukacja domowa jest świetną formą alternatywnej edukacji nie tylko dla podróżujących. Realizować obowiązek szkolny w ten sposób, może praktycznie każda rodzina - jedyny wymóg, to pozytywna opinia (zarówno dotycząca rodziców, jak i dziecka) z poradni pedagogiczno-psychologicznej. Nam „wywiady” w poradni zajęły dobrych kilka dni. Najpierw my, rodzice, potem każde dziecko z osobna. Na koniec, uzyskawszy opinię z poradni, podpisaliśmy porozumienie z naszą szkołą, informujące że obowiązek szkolny będziemy realizować poza nią. Do tego dołączyliśmy zobowiązanie deklarujące, że nasze dzieci podejdą do egzaminów na koniec roku szkolnego. Dotyczyło to tylko starszych (wówczas trzecioklasistki i piątoklasisty), bo zerówkowicz, kończąc swoją edukację przedszkolną nie musiał zdawać formalnego egzaminu, miał tylko dostać kolejną opinię z poradni pedagogiczno-psychologicznej o gotowości do podjęcia nauki szkolnej.

Choć rodzice decydujący się na edukację domową jako docelową formę edukacji swoich dzieci na ogół zapisują się do szkół, które specjalnie są do tego przygotowane, my całość naszego jednorocznego procesu przeszliśmy z naszą rejonową podstawówką. I zważywszy, że to był pierwszy taki przypadek dla naszej szkoły, bardzo chwalimy sobie naszą współpracę.

Kiedy formalności mieliśmy już za sobą, przyszedł czas, abyśmy my rodzice wcielili się w role nauczycieli. I choć jesteśmy pierwszymi i najlepszymi nauczycielami dla naszych dzieci, to jednak chwilę trwało zanim obydwie strony to zaakceptowały. Po początkowych starciach i wzajemnym uczeniu się cierpliwości, potem już tylko czerpaliśmy z nowego sposobu uczenia i odkrywania świata. Oczywiście, cała nasza podróż, to była jedna wielka szkoła świata. Stąd też (zapewne w przeciwieństwie do kreatywnych rodzin uczących dzieci domowo), zwykłe lekcje realizowaliśmy z podręcznika, bez większych przygotowań. I choć one były i tak ciekawe, zarówno dla rodziców, jak i dla dzieci, to największą fascynację przeżywaliśmy tematami, które wybitnie zainteresowały naszych „uczniów", albo które „zgrywały” nam się z poznawanym w podróży miejscem lub doświadczeniem. Na przykład, godziny spędzaliśmy na obserwacji nocnego nieba z perspektywy półkuli południowej i poszukiwaniach Krzyża Południa. Goniliśmy słońce w zenicie, poruszając się od zwrotnika do równika. Zgłębialiśmy historię Chin, powstania muru chińskiego czy terakotowej armii. Uczyliśmy się rozpoznawać zwierzęta żyjące w Andach, poznając różnice pomiędzy lamą, alpaką, wikunią czy gwanako. Na własnej skórze przekonaliśmy się, na czym polegają ruchy płyt tektonicznych ziemi.

Do najważniejszych plusów takiej edukacji, które - liczę na to - będą rezonować w naszych dzieciach także po powrocie do zwykłej szkoły, zaliczyłabym to, że uczyły się tylko i wyłącznie dla siebie, zaspokajając ciekawość świata, poszerzając horyzonty i rozwijając zainteresowania; nie uczyły się ze względu na oceny czy porównania z grupą - to było najcudowniejsze, gdy same „uwolniły się” od ocen i wyzwoliły w sobie zupełnie inne motywatory poszerzania wiedzy (powrotu do oceniania najbardziej się obawiam). „Podstawa programowa" jest ciekawa i warto się z nią zapoznać, ale tylko (i aż) po to, aby móc zachwycić się tematem, który warto zgłębiać samodzielnie, wykorzystując wszelkie sposoby poszerzania swoich horyzontów.

Po roku nauczania domowego w podróży, wracamy do normalnego trybu edukacji z zupełnie innym nastawieniem. Wiemy, że decydując się na posłanie dzieci do samorządowej szkoły, pewnych rzeczy nie przeskoczymy, ale jest też wiele spraw, którym można próbować nadać nowy bieg. Angażujemy się więc w życie i organizację szkoły, udzielając się w radzie rodziców i radzie szkoły. Rozmawiamy z dziećmi o szkole, nie zadając nigdy pytania „jak było?", ale prowadząc naprawdę długie rozmowy o wydarzeniach, nowościach, które poznali, koleżankach i kolegach, przygodach w trakcie zajęć i przerw. Chcemy być też blisko nauczycieli, żeby inspirować siebie nawzajem i wspólnie zarażać dzieci ciekawością świata.

Niezależnie od modelu edukacji jaki się wybiera, nie warto sprzedawać dzieciom idei szkoły jako zła koniecznego - w końcu dla nich to centrum ich życia. Warto więc zwracać ich uwagę przede wszystkim na to, co w szkole jest fascynującego, np.: codzienne spotkania z przyjaciółmi, ciekawie opracowane podręczniki i odkrywanie nowości, poznawanie świata.

A sami po prostu zmieniajmy, co wymaga zmiany, angażujmy się, organizujmy, działajmy. I zarażajmy dzieci ciekawością świata. Niech ich każdy szkolny dzień będzie dla nich odkryciem czegoś nowego!


Agata Gramacka - podróżniczka, mama trojga dzieci; razem z mężem Maciejem i dziećmi – Tomkiem, Igą i Jankiem (w wieku od 6 do 10 lat) - odbyła półroczną podróż dookoła świata, z której wrócili w marcu 2019 r.


43080782 341017926457471 6266263680346750976 n44836535 349075245651739 5788919451701215232 n46480540 357900548102542 3014789449465724928 n48053022 366897580536172 7330061813242920960 n

51373715 397840334108563 2067643474437472256 n47398086 366400493919214 1193074084410294272 nIMG 3407IMG 4213IMG 4327
Fixed Bottom Toolbar