Zajęcia z „równego traktowania” w białostockich szkołach?

school 2051712 1280Tak zwany marsz równości, który nie tak dawno przeszedł ulicami Białegostoku, odbił się szerokim echem w mediach, oczywiście to echo było skrajnie różne w zależności od strony, którą reprezentowały media. Niemniej jednak, jak się okazuje, jego konsekwencje mogą być o wiele dalej idące niż tylko skrajnie różne doniesienia medialne. Prezydent miasta zapowiedział bowiem (tak donosi portal niezalezna.pl), że w związku z wydarzeniami podczas marszu od września br. w białostockich szkołach prowadzone będą zajęcia z „równego traktowania”.

W związku z tą zapowiedzią nasuwa się kilka wątpliwości, dlaczego to prezydent (samorząd jest wyłącznie organem prowadzącym szkoły) ma decydować o tym, jakie zajęcia będą się odbywały w szkołach, skoro o podstawach programowych decyduje MEN, a o programach profilaktyczno-wychowawczych wyłącznie rodzice?

Przypomnijmy, że wszelkie instytucje - w tym i samorządy, i szkoły - działają na zasadzie pomocniczości względem rodziny (rodziców). I tak, na przykład, szkoła może wspierać wychowanie dzieci, ale tylko na zasadach i w granicach określonych przez rodziców. Reguluje to m.in. Ustawa z dnia 14 grudnia 2016 r. Prawo oświatowe, która np. w art. 1, ust. 2 stanowi: [System oświaty zapewnia w szczególności] „wspomaganie przez szkołę wychowawczej roli rodziny”. Tę gwarancję, że to rodzice decydują o wychowaniu własnych dzieci, daje również (a może przede wszystkim) Konstytucja (art. 48, ust. 1): „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. Innymi słowy, to rodzicie decydują, jak będą wychowywać własne dzieci. Jedynie oni mają prawo do decydowania o celach wychowawczych, wartościach i treściach, jakie chcą przekazać i czasie, kiedy to zrobią. Żadna inna osoba, a tym bardziej instytucja nie mają takiego prawa.

Warto też przypomnieć opinię MEN, w odpowiedzi na oświadczenie grupy senatorów, w którym proszą o zajęcie stanowiska przez Ministerstwo Edukacji Narodowej w związku z podpisaniem w połowie lutego br. przez prezydenta Warszawy tzw. deklaracji LGBT (od ang. Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender), która zakłada m.in. edukację seksualną w warszawskich szkołach. W odpowiedzi na to wiceminister Marzena Machałek, w piśmie z dnia 29 marca br. skierowanym do Marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego, napisała m.in.: „Prezydent miasta, jako organ prowadzący szkoły, nie posiada kompetencji, aby narzucać rodzicom wartości, w duchu którym mają być wychowywane ich dzieci. Ustawowym obowiązkiem organu prowadzącego jest budowa, remont i doposażenie szkół w stopniu pozwalającym najpełniej realizować zadania dydaktyczno-wychowawcze, określone w podstawie programowej. Organ prowadzący szkoły i placówki ma obowiązek działania na podstawie prawa i w zakresie prawa. (…) Jeśli rodzice wiedzą o tym, że dziecko w szkole uczestniczy w wydarzeniu niezgodnym z ich wartościami, mają prawo wyrazić swój stanowczy sprzeciw dyrektorowi szkoły lub placówki. Jeżeli okaże się, że interwencja nie przyniesie oczekiwanego efektu, należy zwrócić się do właściwego terytorialnie kuratora oświaty, który podejmie adekwatne do zgłaszanego problemu działania nadzorcze”.

Samorząd lokalny jako organ prowadzący szkoły nie ma więc prawa ingerować w wychowywanie dzieci. Zatem dlaczego w Białymstoku samorząd zapowiada wprowadzenie zajęć z „równego traktowania”? Jakie treści miałyby być przekazywane na takich zajęciach, których nie ma jeszcze w podstawach programowych? Czy rodzice zostali zapytani, czy sobie tego życzą? I jakie prawo pozwala samorządom na tego typu działania?


Zdjecie ilustracyjne/Pixabay.com
Fixed Bottom Toolbar