Dalej widzę piękno narodzin

14633031 1153347308055416 7611903522337072558 nBycie położną to wielka odpowiedzialność. Jak pomaga młodym mamom, noworodkom, całym rodzinom, co im doradza, dlaczego zdecydowała się napisać o tym książkę i jak przyznane wyróżnienia wpłynęły na jej życie - na te pytania odpowiada LUCYNA MIRZYŃSKA, położna rodzinna uhonorowana tytułem ,,Anioła” akcji ,,Anioły Rodzić po Ludzku 2020” w rozmowie z Witoldem Tkaczykiem.

Przede wszystkim gratuluję Pani tytułu ,,Anioła” akcji ,,Anioły Rodzić po Ludzku 2020”. Czy to wyróżnienie coś zmieniło w Pani życiu codziennym, poza wzmożonym zainteresowaniem mediów? Czy fakt ten wywołał więcej zamieszania w domu i w pracy, czy dał pole do podzielenia się wiedzą i zdobytym doświadczeniem, podobnie jak w książce, której jest Pani autorką?

Lucyna Mirzyńska: Sam tytuł, który jest dla mnie niesamowitym wyróżnieniem, nic nie zmienia. Oznacza właściwie dodatkową, dalszą pracę nad sobą. Cytatem, którym zaczynam moją książkę ,,Pierwsza pomoc w nauce macierzyństwa. Sprawdzone rady położnej rodzinnej” są słowa księdza Jana Twardowskiego ,,Kochać drugiego człowieka oznacza wielką pracę nad sobą”. Dla mnie otrzymane wyróżnienie jest tylko dodatkiem. I niech to nie zabrzmi, że jest dla mnie jakąś błahostką. Bardzo przeżyłam i galę, i samo rozdanie, mimo, że uroczystość odbyła się, niestety, online, to najwięcej wzruszeń dostarczyły mi opinie moich pacjentek z rodzin, którymi się opiekowałam. Celowo tak mówię, bo faktycznie tak o nich myślę „moje”. Te opinie, nie wstydzę się tego powiedzieć, wywołały łzy radości, wzruszenia. Jak się pracuje 32 lata to wydawałoby się, że można obrosnąć taką skorupką, a ja – może to dar – tej skorupki nie nabrałam. Tak mi się jakoś udało. Dalej się wzruszam, dalej widzę piękno narodzin. To jest chyba rzecz, którą moje pacjentki dostrzegły. Aczkolwiek nie czuję się tym jedynym ,,aniołem”. Tytułów ,,anioła” przyznano dziesięć. To położne z całej Polski, a wybierano je z dużej ilości zgłoszeń. Ale tak naprawdę ,,aniołem” jest każdy człowiek, który potrafi po sobie zostawić coś dobrego, który potrafi podarować kawałek uśmiechu, czyli tą najprostszą rzecz, która możemy zostawić po sobie. Każda praca jest niezmiernie ważna i tutaj akurat fundacji Rodzić po ludzku, chcącej uwypuklić tę pracę, nie ukrywam, że dosyć ciężką i odpowiedzialną, szczególnie teraz w okresie pandemii, udało się pokazać osoby, które zostawiają po sobie uśmiech. Niewątpliwie zawdzięczam to moim pacjentkom. Mam szczęście do cudownych ludzi, którymi się otaczam, do osób, które mnie znajdują, i dlatego tu jestem. Na tym miejscu, z tym tytułem, mogłoby być tysiące innych położnych.

Pięknie powiedziane. Sama książka została napisana przez Panią wcześniej. Jakiś czas temu ukazało się już trzecie jej wydanie. Co było powodem, że zdecydowała się Pani napisać taki poradnik? Co skłoniło Panią do podzielenia się swoją wiedzą i jak udało się ją przełożyć na słowo pisane? Co legło u podstaw, aby taką publikację stworzyć?

149482405 1350916938598272 1364558320610551699 nLM: Znowu pacjentki. I po części też moje dzieci. Ale przede wszystkim pacjentki. Odkąd zaczęłam prowadzić edukację przedporodową, czyli spotkania, na których przyszłe mamy uczą się tego co je może czekać, zauważyłam, że robią one na tych spotkaniach bardzo dokładne notatki.
Jednym z moich silnych wzruszeń związanych z plebiscytem ,,Anioły Rodzić po Ludzku 2020” było przypomnienie sobie, że kiedy wracałam do domu widziałam zeszyty, stosy notatek z moich spotkań.

Było dla mnie niesamowitym odkryciem, że moje słuchaczki coś takiego wynoszą, że jest to dla nich bardzo cenne. Zdarzało mi się dostawać zdjęcia np. ze szpitala. Na nich młoda mama przedstawiała swoje szczęście, które ledwo co się urodziło, a obok tego zawiniątka, które nazywają szczęściem, leżały sterty papierów, które okazały się kartkami zapisów z moich spotkań. Lub też często przepięknie prowadzonymi zeszytami - tak jak to uczeń najlepiej potrafi. Luźne notatki, czy pięknie założone zeszyty posiadały zakreślenia, wykrzykniki, wręcz szlaczki! Do tego wszystkiego redaktor wydania książki Madzia Kędzierska-Zaborowska też jest moją pacjentką. Poznałyśmy się przy jej drugim dziecku - nie spotykałyśmy się na edukacji przedporodowej, bo uznała, że przy drugiej ciąży tego nie potrzebuje, ale będąc w gronie moich pacjentek - prowadzę też i grupę facebookową dla moich mam - zrozumiała, jak wiele się dzieje. I tak naprawdę propozycja napisania książki wyszła od wydawnictwa i od Magdy. Przekornie powiem, iż obawiałam się, że ktoś szybciej zrobi to za mnie. Przyznam, że w związku ze swoją pracą, zauważyłam potrzebę niesamowitego rozwój intelektualny, związany z kształceniem się. Bo skoro ja mówię moim pacjentkom, że mama nigdy nie może zostać w tyle za swoim dzieckiem, to ja też nie mogę zostać w tyle. Widziałam coraz ciekawsze publikacje mojej córki, a mam już dorosłe dzieci, które poszły swoją drogą, więc pomyślałam sobie, że może i ja coś po sobie zostawię.

Co prawda troszkę mi szkoda, że książka wydana została zanim minęło 30 lat mojej pracy, ale i tak mówię, że jest to doświadczenie tych 30 lat, bo treści tam zawarte to zebranie i podkreślenie tego okresu mojej pracy. Bałam się, jak temu podołam, gdyż nigdy wcześniej czegoś podobnego nie robiłam. Przygotowywałam jakieś formy konspektu do moich zajęć, potem uaktualniałam to, co mam pacjentkom powiedzieć, więc – obawiając się, że coś przekręcę, czy czegoś nie dopowiem - faktycznie robiłam notatki, które z nauczycielskiego punktu widzenia nazywają się konspektami. Choć mam uprawnienia pedagogiczne, nigdy nie pracowałam jako nauczyciel. Ale i do takiej roli też byłam przygotowywana, więc w jakiś tam sposób było mi łatwiej. Po prawie 30 latach mojej pracy powstała ta książka, właśnie w taki prosty sposób.

Przejdźmy teraz do praktycznej strony Pani pracy, która jest też pewną misją. Czy największej uwagi i opieki wymaga mama, która rodzi pierwsze dziecko? Czy pierwsze ciąże i porody są najbardziej godne uwagi, wymagające największego wsparcia, a potem to doświadczenie jest większe. Czy jest to regułą?

LM: Z jednej strony to prawda. Najbardziej boimy się tego, czego nie znamy. Kobiety nie znają obecnie macierzyństwa, bo nie mają wzorca, który kiedyś wynoszony był głównie z domu. Obecnie młodzi ludzie dosyć szybko wychodzą z domu, wyjeżdżają w świat. Pracuję w takim środowisku, jestem położną środowiskową w Krakowie, gdzie w większości moje rodziny, którymi się opiekuję, to są ludzie przyjezdni. Przybyli tutaj jako młodzi ludzie, zaraz po maturze, by rozpocząć studia, tu zostali i tu zakładają rodziny. Oni są właściwie pozbawieni wzorca rodziny, nie mieli możliwości oglądania czy wzorowania się na mamie, siostrze, które zostały gdzieś daleko. Więc to napawa niepokojem, obawami - jak ja sobie poradzę. Jestem tu zupełnie sama i nikt mi w razie potrzeby nic nie podpowie. Nie widziałam, nie miałam się od kogo nauczyć. Rodziny wielopokoleniowe w Polsce to nie jest częste zjawisko. Jeżeli nawet ktoś ma rodzeństwo, jest dwoje, troje dzieci, na ogół nie więcej, to mieszkają z dala od siebie, więc tych wzorców młode matki nie mają.

16832194 1284650864925059 668913538710197163 nPierwsza ciąża jest dużą niewiadomą. Ale widzę, i z tego też się cieszę, że na kolejne ciąże panie też chcą się przygotować. Tłumaczą mi ten fakt w bardzo prosty sposób. Mówią, że cieszą się z kolejnych spotkań, bo jest teraz święto na kolejną ciążę. Doceniają ten czas spotkań i edukacji. Jeśli kobieta w ten sposób rozumuje, to faktycznie w pełni i w radosny sposób przyjmuje drugie lub trzecie macierzyństwo. Ale miałam też pacjentki, które były u mnie na edukacji przedporodowej nawet w czwartej ciąży! Z wielkim uśmiechem, pamiętam Kasię, Magdę, panie, które mają czwórkę dzieci. One też chodziły i robiły lekką powtórkę, chociaż ta powtórka często wiązała się z… większą ilością spotkań. Może nie tyle dla samej wiedzy, co wspomnianego już przeze mnie świętowania okresu ciąży. I, oczywiście, zdobywania informacji jak powinna wyglądać i przebiegać ta kolejna ciąża.

Trzeba wyznaczyć sobie czas dla siebie na tą kolejną ciążę. Mieć na ten czas możliwość odejścia od części domowych obowiązków, choć nie chodzi tu bynajmniej np. o ,,odstawienie na bok” starszego dziecka Ono musi mieć zapewnioną opiekę i nie może w żaden sposób poczuć się ,,gorsze”.

Czego mamy szczególnie oczekują od Pani? Czy da się to jakoś sprecyzować? Czy potrzebują wsparcia, przedstawienia ,,techniki” postępowania, czy szerszej rozmowy, wsparcia psychologicznego, uspokojenia? Zapewne taki spokój od Pani emanuje, bo wiadomo, że im bardziej się z czymś stykamy, mamy wobec tej sytuacji mniejsze obawy. Ale w jaki sposób przekazać to mamom?

LM: Ostatnio odpowiedziałam na bardzo podobne pytanie właśnie w ten sposób, że jednak kobieta w tym okresie potrzebuje bliskości w postaci, że tak to określę, zaprzyjaźnienia się z medykiem. Ja jestem poniekąd, przy tym tytule muszę to powiedzieć, ,,aniołem macierzyństwa”, i tak wiele pań mnie określało. Ale mówiąc mniej górnolotnie nazwałam się ,,przyjacielem ich macierzyństwa”, przyjacielem tego, co się dzieje, oczywiście z podstawą medyczną, z wiedzą medyczną, z kompetencjami. To jest niesamowicie ważne, bo ja nie przychodzę po prostu na kawkę czy herbatkę, pogawędzić, ale to jest ten okres, kiedy one potrzebują większej bliskości fachowca. Idą do lekarza, najczęściej jest to lekarz ginekolog, który prowadzi ciążę, choć położna też może prowadzić fizjologiczną ciążę, jako do faktycznego specjalisty. To jest rozliczenie na zasadzie ,,tak, tak, tak” i zakończona wizyta. Sprawdzenie czy badania są dobre, wypisanie recepty. A do mnie przychodzą z pewnymi obawami, ale również z radościami Opowiadają, cieszą się, pokazują zdjęcia, USG, czy niezliczone zdjęcia dzieci. I to są również dla mnie cudowne chwile. A dla nich, jak widać, bardzo potrzebne. Czyli fachowość podparta empatią. To jest to czego szukają kobiety w ciąży lub po porodzie u położnej rodzinnej.

Sprawuje Pani opiekę również przez jakiś czas po narodzenie dziecka.

magdalenaglodek.pl 17191LM: Położna rodzinna zajmuje się kobietą od urodzenia, aż do śmierci. Taka jest cała definicja i specyfika tej pracy. Czyli przez cały okres życia kobiety położna może się nią zająć. Położna rodzinna powinna zajmować się już młodymi dziewczynami w okresie przygotowawczym do kobiecości. Może w domu przygotowywać młode dziewczyny w okresie dojrzewania. Ale najczęściej kojarzymy położną z przygotowaniami w okresie ciąży, porodu i opieki nad noworodkiem, czyli macierzyństwa. Bo położna rodzinna najbardziej jest znana jako położna środowiskowa, która przyjmuje obowiązki opieki nad mamą i dzieckiem po porodzie. Ktoś kiedyś powiedział, upraszczając w ten sposób moją rolę, ,,Acha, to pani się zajmuje kąpielą dziecka, kiedy przychodzi pani do domu”. No nie, nie do końca. A dokładnie to nie ja zajmuję się tą kąpielą, ja uczę, właśnie po to – i tu wejdziemy w role taty – by tata to zrobił, by jak najszybciej nawiązał kontakt ze swoim małym człowiekiem, by wszedł w rolę ojcowską .

Czy nadal popularne są tzw. porody rodzinne, w których uczestniczy ojciec dziecka? Stało to się pewną modą, tendencją, jakiś czas temu. Jak to wygląda dzisiaj?

LM: Wydaje mi się, że to nie tyle moda, co potrzeba współczesnego świata. By matka nie została sama. Kobiet w tym czasie potrzebuje wsparcia kogoś najbliższego. W jakiś sposób obawiając się szpitala, czasem, niestety, nie mając pełnego zaufania do szpitala, potrzebuje kogoś, kto jest rzecznikiem pomiędzy nią a tym światem mniej jej przyjaznym. A takim najlepszym rzecznikiem będzie jej mąż, partner, ojciec dziecka. A więc nie tyle moda, co potrzeba. Znam też pary, które nie decydują się na wspólne rodzenie, albo pary, gdzie on bardziej chce, niż ona. Są to więc tematy, które trzeba przedyskutować. Na pewno samo rodzenie razem to za mało. Rodzicielstwo razem, o to chodzi. Do rodzicielstwa jest potrzebny i ojciec, i matka, bez dwóch zdań. Nie może się to inaczej odbyć. I niedobrze, jeżeli się odbywa inaczej. Samo rodzenie, przecięcie pępowiny, jakoś symbolicznie oznacza przyjęcie odpowiedzialności za to, „co się zrobiło”. Ale są ważniejsze rzeczy, ważniejsze role w życiu mężczyzn niż samo przecięcie pępowiny.
Teraz w czasach epidemii różnie z tym bywa. Wiem od moich pań, które przeszły poród w tym straszliwym dla nas czasie, że nie czuły się zostawione czy porzucone, bez tej pomocy ze strony swojego mężczyzny. Nie było aż tak źle, szczególnie dla pań, które miały doświadczenie urodzenia pierwszego dziecka. Przy tym pierwszym porodzie mamy bardzo, bardzo potrzebują, żeby ktoś z nimi przebywał. Ja w tym czasie uspokajałam i zawsze tłumaczyłam, że nie będziesz tam sama. Będzie tam inna kobieta, która jest położną. Ona będzie chciała być z tobą. I naprawdę z tego okresu wiele kobiet wyszło z poczuciem, że były mocniej objęte opieką. Miały nawet zdjęcia zrobione przez położne, które się nimi zajmowały. To były te ,,anioły” pracujące na porodówce, te anioły bez tytułów, o których mówię, czyli wszystkie moje koleżanki, zostawiające po sobie naprawdę dużo dobrego.

Wspomniała Pani o radach dla ojców przekazywanych w codziennej praktyce, jak też i w książce. Czy Pani im coś podpowiada, mówi, jak powinni funkcjonować? Czy bardziej domowo, czy lepiej, by zajęli się pracą albo w jakiś sposób łączyli wszystkie obowiązki domowe i zawodowe? Czy jest wypracowany jakiś model, z Pani doświadczenia, czy tak daleko aż to doradzanie nie idzie?

LM: Pracuję na kontrakcie z NFZ i dla mnie osobą, którą mam się przede wszystkim zająć jest kobieta. Tak to jest formalnie wyznaczone. A książka i sam zamysł robienia notatek powstały niejako za sprawą moich pacjentek. To była działalność prowadzona trochę z boku. Kiedy zaczęłam się spotykać, niekiedy z całymi rodzinami na wizytach domowych, wtedy zauważyłam, że także mężczyźni, ojcowie, faktycznie są zainteresowani przekazywaną przeze mnie wiedzą. Zaobserwowałam, że jako ojcowie mają chęć niesienia pomocy, ale potrzebują wiedzy. Może właściwiej jest powiedzieć - chęć do bycia ojcem, pomocnym dla kobiety. Wtedy doszłam do wniosku, że i oni potrzebują jakichś wskazówek. A że mężczyzna jest zadaniowy, jak mnie uczy doświadczenie, i jak podejrzewam po 32 latach swojego małżeństwa, stwierdziłam, że mężczyzna potrzebuje jasno określonego, krótko opisanego zadania. Nie potrzebuje on tak obszernej treści, a jedynie pewnego skrótowego komunikatu. Generalnie tak to wygląda.

Potwierdzam…

LM: Kobiety potrzebują pewne rzeczy mieć dokładnie przegadane, bardziej wyjaśnione, a panowie – krótko – wymagają podpowiedzi. Dlatego też każdy rozdział mojej książki kończy się taką podpowiedzią, esencją tego, co w opisywanym czasie może zrobić mężczyzna. Po każdym rozdziale, po każdym temacie, który przedstawiam w opisie, ojcowie dostają jego kwintesencję. I z tego co wiem, bo takie recenzje czytałam, oraz takie głosy słyszę, oni są z tego bardzo zadowoleni. Najczęściej i najchętniej zaczynają czytać książkę, jak odkryją, że zawiera fragmenty do nich adresowane. Często ktoś im to podpowie, a wtedy najchętniej rozpoczynają lekturę właśnie od tego, adresowanego do nich przekazu. Bardziej zainteresowani, lubiący czytać, zapoznają się z pełną treścią. Podsumowanie każdego rozdziału zadaniami dla taty to był cudowny pomysł redaktor wydania, za co Madzi serdecznie dziękuję.

Ciąża, rodzenie, a potem wychowywanie dziecka, to są nie tylko chwile piękne, lecz czasem i trudne. Jakie są te trudniejsze, znane Pani z doświadczenia, momenty? Czy można je jakoś usystematyzować? Na czym te trudności polegają? Czy obecny czas też coś nam tu utrudnia i jak bardzo? Chodzi mi o ogólną ocenę, bo różne są relacje w rodzinach, nie wszystko wygląda różowo, jak to w życiu.

44837895 10210325709417584 4276756729154240512 oLM: Tak naprawdę przygotowanie do macierzyństwa i rodzicielstwa nie może polegać tylko na cukierkowym przedstawianiu rzeczywistości. Nie rodzi się dziecko, które jest różowiutkie, pulchniutkie. Generalnie najtrudniejszą sprawą, jaka spotka za moment młodych rodziców jest wejście w nową rolę. Nauczenie się cierpliwości, bo macierzyństwo i rodzicielstwo uczą przede wszystkim cierpliwości. Nadaje życiu zupełnie inny czas, inny wymiar. To, co do tej pory się robiło przestaje być aż tak ważne.

Oczywiście, że trzeba utrzymać rodzinę, tak jak wcześniej pytał Pan o rolę ojca to nadal ważna jest kwestię pracy i utrzymania finansowego rodziny. To jest dla mężczyzny nadal pewna podstawa bycia ojcem, że on utrzymuje rodzinę i przynosi pieniądze do domu. Ale na przynajmniej miesiąc, może dwa, na pierwsze chwile z dzieckiem, potrzebne jest zwolnienie, ponieważ ten moment wymaga zupełnie czegoś innego.

Dużym wyzwaniem jest fakt, że świat współczesny zrobił się bardzo szybki. Nie potrafimy nad pewnymi rzeczami się zatrzymać. Nawet nie potrafimy czasem odpocząć, zrelaksować się. Na przykład wyjście do masażysty jest dla nas kłopotem, bo przez godzinę mamy się nie ruszać. Zanim się rozluźnimy jest już po masażu. Zdecydowanie najtrudniejszą sprawą jest nauczenie się cierpliwości. A to właśnie wtedy trzeba zrobić, by opiekować się dzieckiem, żeby wejść dobrze w swoją rolę. Należy uświadomić sobie, że tam nie ma lukru, wiele rzeczy będzie ciężkich, wręcz bolesnych, że pojawi się problem braku snu. Często młodzi rodzice pytają, kiedy my będziemy spać? Gdy pokazują, jak przewijać dziecko i informuję, że trzeba to robić po pięć, dziesięć razy dziennie, to słyszę zdziwienie. Ile razy? I tak kupka też będzie tak często? Pojawiają się tu sytuacje, które trzeba najzwyczajniej w świecie przyjąć, tak jak przyjmujemy nasze dziecko. Skoro je chcieliśmy, planowaliśmy, to po prostu trzeba do tej sytuacji dojrzeć. Nawet jeśli jest to moment dużego zaskoczenia, to rodzice muszą wszystko przyjąć. Z tym, co się wydarza trzeba sobie poradzić.

Sytuacja jest jeszcze trudniejsza, kiedy rodzi się dziecko chore. Wtedy jest najtrudniej. Nie tak dawno, niestety, przyjęliśmy dziecko, które jest chore. Wszyscy pochylali się nad mamą, rozmawiali o wsparciu psychologa, pytali jak jeszcze jej pomóc. I ja pierwszą myśl zwróciłam ku matce, bo wydaje się, że to dla niej sytuacja jest najtrudniejsza. Jednak w tym momencie popatrzyłam na jej męża, który skulony siedział w kącie. Wyglądał na przybitego, umęczonego tym wszystkim, co się dzieje. Wtedy powiedziałam do niego, że zaczynające się spotkania z psychologiem są skierowane dla obydwojga rodziców, dla męża i zony, bo jesteście razem. I zaobserwowałam, że jemu wręcz podniosły się plecy. Ja nic takiego nie zrobiłam. Zauważyłam tylko, że on też potrzebuje wsparcia. Nie może zostać sam z tym problemem, bardzo dużym problemem. Bo chore dziecko będzie wymagało nieustannej pomocy. On potrzebował tego wsparcia. Oczywiście, zdając sobie sprawę też z konieczności i potrzeb finansowych, bo i o tym rozmawialiśmy. On też potrzebował wsparcia psychicznego.

Czy często występuje zjawisko depresji poporodowej? Co radzić w takich przypadkach?

49203446 237242490505969 827637281656406016 nLM: Owszem, zdarzają się takie przypadki. Na szczęście mamy możliwość oceny kobiet podatnych na depresję poporodową, więc już w okresie ciąży osoba prowadząca powinna dwa razy, w pierwszym i trzecim trymestrze ciąży, ocenić podatność kobiety na ewentualna depresję poporodową. Jeśli już wtedy zaobserwuje się jakieś zaburzenia to kobieta powinna być skierowana pod opiekę psychologa. Rozchwianie emocjonalne, brak stabilności emocjonalnej jest normą, związaną z działaniem hormonów, wyzwaniami, trudnościami z wejściem w nową rolę. W ten pierwszy tydzień, dwa po porodzie, dotyka to prawie każdej kobiety. Jeśli to trwa dłużej, jeśli panie nie mają wystarczającego wsparcia, stan ten może przerodzić się w depresję poporodową. Jak temu zaradzić? Poprzez dobry kontakt przed porodem i przygotowanie się na to wszystko, co może się zdarzyć, tak by młode matki nie były niczym zaskoczone. Odbieram to, w pewien sposób jako porażkę, jako niewystarczające przygotowanie, jeżeli słyszę od kobiety, że nie tak miało być, że przecież wszystko miało wyglądać inaczej. Kiedy twierdzi, że nie na to się przygotowywała, nie tego oczekiwała. Odczytuję to w ten sposób, że jednak zbyt mało opowiedziałam o tym, co może moją podopieczną czekać. Ona czekała na macierzyństwo bardziej ,,lukrowe”, bezproblemowe, a okazało się po prostu ciężkie. I takim mamom bardzo łatwo wejść w depresję poporodową. Kiedy wystąpi to wielkie zaskoczenie. Sytuacja wymaga nie tylko mojego wsparcia, nie tylko opieki osób najbliższych. Takiej kobiety nie można zostawić samej. Trzeba się nad nią pochylić, zauważyć, jak jest rozgoryczona tym wszystkim co się dzieje. Wtedy potrzeba fachowca, zespołu, do którego dochodzi przede wszystkim psycholog, czasem psychiatra.

Pierwsze karmienie też może być obarczone bardzo dużym stresem. Nie zawsze odbywa się tak bezproblemowo. Jest to niekiedy wielkie wyzwanie, jak sam pamiętam z doświadczenia towarzyszenia żonie w pierwszym okresie po urodzeniu dziecka. Jak dziecko nie chce jeść z piersi, ssać, to jest frustrujące i prowadzi do ciężkich sytuacji.

LM: Tak, potrzebne jest duże wsparcie. Mówi się, że wiele osób musi wspierać jedną mamę i jedno dziecko, żeby laktacja odbyła się prawidłowo. I to prawda. Podstawą i tą pierwszą osobą wspierająca musi być ojciec. I też musi mieć na ten temat wiedzę oraz uzbroić się w cierpliwość. Czasem jest tak, że to ojciec najbardziej chce, by karmienie dobrze wyszło, a ona chce to zostawić. I też ma do tego prawo. Jestem wielkim zwolennikiem karmienia piersią, co najmniej do sześciu miesięcy, ale jeśli widzę, że młoda mama sobie z tym nie radzi i mimo wszelkich starań jej to nie wychodzi, z różnych względów, to uważam, że ma prawo podjąć decyzje, iż kończy starania o laktację. A bywa, że to panowie bardzo chcą. Lub też na odwrót – jej bardzo zależy, a on, widząc na przykład, że ją bardzo to boli, że przez to nie śpi, płacze, wtedy on chce, by ona zrezygnowała z karmienia piersią. Do tego dochodzą naciski, tu przepraszam, ,,mądrych” babć, które podpowiadają – dasz butelkę będzie spokojnie, bo ja też, kiedy karmiłam butelką, było spokojnie. To jest też pole do pierwszych rodzinnych sporów, do kogo należy decyzja o sposobie karmienia dziecka. Do tego dochodzi jeszcze zdanie całej rodziny, nawet nie mieszkającej z młodymi rodzicami babci na telefon, czy też podczas odwiedzinach, doradzającej, że lepiej piersią nie karmić.

Ale także ta młoda mama zwraca się do swojej mamy, co naturalne, po doświadczenie, po wsparcie, pomoc.

89168422 211434190263577 297445529132990464 oLM: Jednak przy laktacji jest to o tyle trudne, że są to kobiety, które same nie były karmione piersią, ponieważ ich mamy nie karmiły je w ten naturalny sposób. To był akurat czas, kiedy o naturalną laktację nie zabiegano. Czas wejścia tej straszliwej mody, że sztuczne mleko jest lepiej przygotowane. A my położne – jak sobie przypominam tamte czasy – też nie byłyśmy wystarczająco przygotowane,. Ja swoje dzieci karmiłam piersią z powodzeniem i bardzo długo. To było moje wyzwanie macierzyńskie. O zaletach karmienia piersią wyczytałam w książce Warto karmić piersią, która mnie do tego przygotowała. Było to w 1992 roku, kiedy rodziłam swoje pierwsze dziecko. Książka towarzyszyła mi i w następnych latach, kiedy to ja zaczęłam pomagać innym. Ale najpierw musiałam się wszystkiego sama nauczyć. Proszę zauważyć, że ta kobieta, ta babcia to jest mój rocznik. Kiedy wchodziły mieszanki, a kobiety nie odkryły odpowiednich lektur, nikt im na ten temat nic nie podpowiedział. A od personelu medycznego słyszały tylko jak odpowiednio przygotowywać mieszankę. Teraz one nie potrafią przekazać swoim córkom właściwego wsparcia. To jest inny wzorzec, który skupia się na wyborze butelki, poznaniu co trzeba przygotować, jak wyparzyć. Moje rówieśniczki doskonale wiedzą, jak utrzymać czystość przyborów do karmienia, potrafią omówić co zrobić z pleśniawką, bo to jest akurat czas pleśniawek u dziecka występujących w związku z karmieniem, ale tego wytłumaczenia czy wsparcia i zrozumienia dla laktacji nie ma, choć też nie możemy tego uogólniać. Najczęściej jednak te kobiety – teraz babcie – nie doświadczyły karmienia piersią, czyli nie mogły tego wzorca przekazać swoim córkom. Niektóre z nich teraz słuchają, albo czytają książkę i mówią, że gdyby wtedy wiedziały to co dziś, zachowywałyby się inaczej. Uważam, że dobre byłoby też przygotowanie porad dla babć. Więc może trzeba się pokusić nie tylko o podsumowywanie rozdziałów dla ojców, ale także dla babć i dziadków.

Mamy teraz bardzo trudną sytuację. Chodzi mi o zagrożenie zarażenia się koronawirusem… Czy ta sytuacja mocno utrudnia Pani funkcjonowanie? Jak utrudnione są wizyty domowe? Czy można podać jakieś szczególne wskazówki dla mam z małymi dziećmi, na co powinny uważać, zwracać uwagę, jak postępować? Czy mogą się zaszczepić?

LM: Mogę powiedzieć ogólnie, że obowiązuje zasada DDM - dezynfekcja, dystans, maseczka. Podczas każdego spotkania to jest podstawa i bez tego obyć się nie może. Ja i każda rodzina mamy obowiązek zachowania tych zasad. Najgorszy do wykonania jest dystans, bowiem ten rodzaj opieki wymaga bliskości. Nie da się jej sprawować z odległości 1,5 czy 2 metrów. Jest to niemożliwe do wykonania chociażby ze względów na pomoc laktacyjną. Dlatego trzeba położyć nacisk na dezynfekcję i dobre maseczki. Czasem zdarza się jakaś myśl, że ponieważ jestem u siebie w mieszkaniu to nie muszę się zabezpieczać. To błąd. Przygotowuję rodziny, które odwiedzam na to, że obecnie to tak musi wyglądać, że chodzi zarówno o ich bezpieczeństwo, jak i o moje oraz kolejnych osób, u których znajdę się z wizyta domową. Dlatego wszystko musi być wykonane zgodnie z zasadami. Kontakty międzyludzkie muszą być ograniczone. Dotąd, gdy rodzice pytali, kiedy mogą malucha pokazać babciom, dziadkom, krewnym, to na ogół podawałam im jakąś granicę czasową związaną np. ze sprawnością karmienia, czyli osiągnięciem tego pierwszego sukcesu laktacyjnego. Nie mówiłam, czy mają to być dwa czy trzy tygodnie, ale uzależniałam to od dojścia do sprawności laktacyjnej. W tej chwili określam ten czas zupełnie inaczej. Po pierwsze, osoba, która was odwiedza musi być osobą odpowiedzialną, co do której jesteście pewni, że nie otacza się i nie przebywa w miejscach narażających was na ryzyko zakażenia. I wzajemnie, której wy nie narazicie na przekazanie wirusa. Młodzi ludzie przechodzą zakażenie bardzo łagodnie albo bezobjawowo, ale narażenie rodziców, dziadków dziecka na ewentualny kontakt covidowy może realnie występować. W tej radości z urodzenia dziecka, oby nie doszło do tragedii i choroby tak strasznej, jaką jest koronawirus u dziadków. To chyba jest najtrudniejsze zadanie w tym czasie. Wyznaczenie sobie granicy i omówienie tego problemu.

A co do szczepień, czy są jakieś odgórne zalecenia?

LM: Nie mamy jeszcze takiej szczepionki, która mogłaby być stosowana do szczepienia malutkich dzieci. Nie chcę się wypowiadać na temat szczepień całej populacji, ale liczymy na to, że metodą na zabezpieczenie przed zakażeniem dziecka jest mleko matki, która może się zaszczepić w trakcie karmienia piersią. Co istotne, w momencie omówienia sprawy szczepień, to zasada kokonu, czyli że otoczenie dziecka powinno być zaszczepione. W tym momencie myślę nie tylko o covidzie, bo przecież minie wiele czasu, zanim dojdzie do szczepień młodych ludzi, chyba, że należą do pierwszych grup szczepionych. Ja jestem już zaszczepiona, czekam na drugą dawkę. Chciałabym, żeby moje najbliższe otoczenie, rodzina, też mogła być zaszczepiona szybciej, ze względu na to, że ja ich jednak narażam przez moja pracę. Niestety, ale tak nie będzie. Córka będzie, mam nadzieję, w tej pierwszej grupie, ze względu na to, że jest nauczycielem akademickim. Ta zasada kokonowa to nie tylko szczepienie przeciwko covid, ale też na te choroby, które mogłyby narażać małe dziecko na groźne przejście, zakażenia, chociażby przeciwko krztuścowi czy grypie, na które to kobieta może się szczepić w okresie ciąży. Jeżeli będzie taka możliwość i takie obserwacje to myślę, że szczepienie przeciwko covidowi w okresie ciąży będzie zalecane.

Na razie takich badań nie przeprowadzono.

LM: Ze względów etycznych badania na kobietach w ciąży nie były prowadzone. Wiemy na 100 proc., że nie ma możliwości, by przy tej najnowszej szczepionce, którą się szczepimy, coś mogło doprowadzić do przejścia do dziecka czegokolwiek poprzez mleko matki, bo o to mi chodzi, przy omawianiu problemu szczepienia, a laktacja. Co do ciąży to zaleca się szczepić kobietom z grupy największego ryzyka, czyli pracującym w opiece medycznej. I to ta grupa decydując się na szczepienie zapewne będzie pierwszą grupą potwierdzającą bezpieczeństwo tego szczepienia. Dzięki tym kobietom dojdzie do opracowania szczepionki dla kobiet w ciąży. Na razie czekamy. Tak naprawdę, to często są uaktualniane dane i odpowiedzi na pytania dotyczące szczepionek, co do ilości szczepień, do czasu, kiedy się zaszczepimy. Ja cieszę się, że udało mi się otrzymać pierwszą dawkę, wiele moich znajomych z grupy „0” jeszcze jej nie dostało i to jest niedobre. Napisałam nawet na swoim profilu społecznościowym, że czułam się wyróżniona, otrzymując szczepienie. Z taką odpowiedzialnością. Tak jak zapowiada się w samolocie co należy zrobić najpierw. Najpierw rodzic ma założyć sobie maseczkę, żeby po prostu uratować swoje dziecko. Dlatego tak postrzegam tą grupę „0”. Nie widzę tu preferencji, ale odpowiedzialność.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał
Witold Tkaczyk

Lucyna Mirzyńska – położna, absolwentka Collegium Medicum Uniwersytety Jagiellońskiego oraz pedagogiki rodziny Akademii Ignatianum w Krakowie. Od ponad 30 lat pomaga młodym mamom w okresie ciąży, porodu i w czasie opieki nad noworodkiem. Laureatka wyróżnienia akcji ,,Anioły Rodzić po Ludzku 2020”, ,,Położna na Medal 2016”, odznaczona medalem Honoris Gratia, autorka książki ,,Pierwsza pomoc w nauce macierzyństwa. Sprawdzone rady położnej rodzinnej” wydanej przez Wydawnictwo ESPE. Prywatnie jest żoną, mamą dwójki dzieci. Mieszka w Krakowie.

Zdjęcia: Magdalena Głodek, Lucyna Mirzyńska
Fixed Bottom Toolbar