Zaprawy, czyli nie wszystko kupię sobie w sklepie
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Zaprawy, czyli nie wszystko kupię sobie w sklepie

dr Paulina Michalska

Nadszedł ten czas w roku, w którym zbieramy plony. Brzmi dumnie, nieprawdaż?


W domu królują słoiki

Pamiętam, jak w zamierzchłej podstawówce, a były to czasy PRL-u, uczyliśmy się o wiewiórkach, czy innych zwierzątkach, które gromadziły zapasy na zimę. Nie pamiętam tylko, czy była mowa o ludziach? O wekowaniu owoców, warzyw i mięsa? Chyba nie…? Nie pamiętam. Ale to był PRL, więc nie podejrzewam, by rząd zachęcał do zabezpieczania się na zimę.

Pamiętam natomiast moich rodziców i dziadków. Zaczynał się czerwiec, później lipiec, a w domu nieprzerwanie królowały słoiki.

Na początek czereśnie, truskawki i fasolka szparagowa. Później porzeczki, agrest, wiśnie, morele, kiszenie kapusty, ogórków by w październiku zakończyć grzybami, choć to - po śmierci dziadków – bardzo rzadko.
 
870 pexels pixabay 48817


Każdy zaprawia, bo to „na poziomie”

Pamiętam siebie z tamtych lat. Mówiłam sobie, że jak będę dorosła, to nigdy nie będę zaprawiała na zimę niczego, że wszystko kupię sobie w sklepie, że to wstyd szatkować kapustę na podwórku…. Jaka ja byłam głupia!

Dziś, kiedy ekologia jest tak modna, każdy chyba zaprawia, szuka źródeł dobrych owoców i warzyw i nie wstydzi się tego. To się stało trochę takie „na poziomie”.

Wśród koleżanek istnieje nawet targ wymiany informacji, gdzie można kupić eko ogórki, buraczki i inne warzywa. Zdradzę wam tajemnicę, że też takie źródła mam.


Ogórków było w bród

 
870 pickled cucumbers 1520638 1280
 
W zeszłym roku zakisiłam 80 kilogramów ogórków. Miałam dobre źródło u mojej koleżanki. Po prostu żal było nie brać. I cena przystępna…. Zaszalałam.

Ale nie robię tego z pobudek „modowych”. O nie! Ja po prostu lubię wiedzieć, co jem. Owoce staram się mieć z własnych upraw. No, może nie mam hektarów, ale te krzaki, które posadziliśmy na początku, zaraz po wprowadzeniu się do tego domu, zaczynają owocować na poziomie małej przetwórni.

Na drzewa owocowe trzeba trochę poczekać. Cieszyliśmy się, jak „dzikie reksy” z tych piętnastu czereśni, które w tym roku dojrzały i zjedliśmy je w pośpiechu, zanim dorwały się do nich szpaki.

Jabłek też mamy tyle, że na dwa, trzy słoiki przecieru wystarczy, jeśli ich nikt wcześniej nie zje – czytaj dzieciaki. Mamy morele, winogrona, maliny rozrastają się w tempie ekspresowym, jak chwasty niemalże! Tylko warzywniaka w tym roku nie mamy. Nie daliśmy rady organizacyjnie. Ale już mamy namiar na eko-ogórki. Pomidory rosną w doniczkach.


Plan zbierania i zaprawiania

 
670 strawberries 660432 1280
 
Ktoś to jednak musi zebrać! No to zaganiam te moje dzieciaki do zbiorów, jak mnie kiedyś rodzice i dziadkowie. Kiedy, nie daj Boże, wstałam w wakacje i na głos powiedziałam „co ja mam dzisiaj robić?”, już dziadek z „haczką” stał i zaganiał mnie do „hakania” w truskawkach chwastów albo z koszykiem do zbierania fasolki.

Zemsta jest słodka! Ja tak teraz robię moim dzieciom. Bajka? Będzie jak oberwiecie jeden krzaczek porzeczek. Każdy jeden krzaczek, nie w piątkę jeden!

Muszę oczywiście uściślić swoje wymagania. Bez tego ani rusz. Lubicie kiszone ogórki i zupę ogórkową? Taaaak! No to proszę każdy ma zadanie. Jeden myje ogóry w wielkiej balii, drugi idzie z łopatą na pole nakopać chrzanu, trzeci zrywa liście winogron (my dodajemy liście winogron do kiszonych ogórków, ale czasem też dębu), czwarty szuka słoików w garażu, piąty obiera czosnek a na koniec wszyscy spotykamy się na tarasie i taśmowo ładujemy wszystko do słoików.


Brzuchy bolą od zbierania

 
800 boy 732487 1280
 
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma ogródek, taras etc. Ale w bloku równie dobrze można to wszystko robić. Wiem, bo tak robiłam. A drylowanie wiśni? Maluchy to uwielbiają! Ile jest przy tym śmiechu i bałaganu! Frajda na całego, ale trzeba im założyć ciuchy takie „na dotarcie”, których nie będzie żal.

Przy zaprawianiu owoców, które szczególnie wszyscy lubią – trzeba uważać, by nie zjedli za dużo na raz. Mogą się pochorować. Czereśnie, morele, gruszki, jabłka…. Od tego może naprawdę rozboleć brzuch.

Pamiętam, jak w dzieciństwie mój tato zrywał czereśnie, to całą naszą paczkę brzuchy bolały ze dwa dni. Jedliśmy garściami do oporu. Bez mycia! Prosto z drzewa, bez chemii. Podobnie marchewki, które tylko płukaliśmy w wiadrze z deszczówką. Ogórków nawet nie obieraliśmy. To były smaki dzieciństwa…


Dzieci poznają wartość i smak pracy

 
870 orange picking 5924350 1280
 
Po co to wszystko? Po co zaganianie dzieciaków do zbiorów? Czy to nie zakrawa już na niewolnictwo? Takie głosy też słyszę. Wokół tyle „nowoczesnych rodziców”, którzy za nic w świecie nie będą kazać pracować swoim dzieciom. To się da, w ogóle?

Przecież to normalne, że dzieci są pełnoprawnymi mieszkańcami naszego wspólnego domu. Zatem tak, jak i my mają o ten dom dbać. Również o to, by zimą było „co do garnka włożyć”.

Nie zarobią na kupno owoców czy warzyw, ale już przy zaprawach ze spokojem mogą pomagać. Dzięki temu poznają też wartość pracy, a przetwory zjadane zimą będą im na pewno lepiej smakować, bo będą im przypominać, ile pracy kosztowało „wyprodukowanie” jednego słoiczka dżemu malinowego. Naprawdę!

Nie bójmy się angażować dzieci do prac przy robieniu zapasów na zimę. Nawet najmłodsze dzieci potrafią wsypać łyżkę soli, czy oderwać ogonki od wiśni. To się nam na pewno opłaci! Ale przede wszystkim im na przyszłą dorosłość.
 
Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System - głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.

Zdjęcia: Pixabay.com, Pexels.com
Fixed Bottom Toolbar