Pan z Okienka, czyli co dają webinary dla rodziców
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Pan z Okienka, czyli co dają webinary dla rodziców

Wiecie, jak to z webinarami jest. Zawsze nie na czas, zawsze jest coś albo nie ma czegoś (czyt. szkoda pieniędzy, bo są ważniejsze wydatki).... A w dzisiejszych czasach to chyba grzech nie korzystać z wszelakich pomocy, które mogą poprawić nasze relacje z dziećmi. Zatem - zrobiłam to! Matka Polka wraz z Mężem zapisała się na webinar dla rodziców.
 

Głupio nie odpowiedzieć gdy ktoś pyta o radę

Wszechwiedząca nie jestem, błędy popełniam, cierpliwości mi brakuje, chodzę czasem jak osa, a i mojemu mężowi w krytycznych sytuacjach nerwy puszczają. Do tego czasem ktoś nas pyta o radę i głupio nie odpowiedzieć czegoś mądrego.

Ale skąd brać uniwersalne sposoby? Coś, co działa u nas, niekoniecznie sprawdzi się u sąsiadów. Tylu znajomych chwaliło, że akurat TEN webinar jest na wagę złota. Sam fakt, że łącznie we wszystkich grupach jest 1000 uczestników daje do myślenia. Naprawdę.
 

Pan z Okienka ma wzięcie

Człowiek, który go prowadzi zna się na rzeczy i widać, że ma „wzięcie”. Bynajmniej nie jest to reklama, ale jego poruszające i dające do myślenia posty na FB śledzi tysiące osób. A nazywają się tak niepozornie „Rozmowy w okienku”.

To właśnie na te posty trafiłam kiedyś, kiedy byłam wściekła na jakąś sytuację z dziećmi, i tam odkryłam, jakie mam szczęście w życiu. Rozmowy z młodzieżą (głównie tą „po przejściach” i próbach samobójczych), które przytacza, dały mi do myślenia nie raz. Pan z Okienka ogłosił nabór na webinar, więc dla mnie to był znak! Miejsca zapełniły się chyba w 20 minut. Na wszelki wypadek ustawiłam sobie budzik w telefonie, żeby nie przegapić godziny zapisów. Pochwaliłam siebie w duchu za to.


Co ty wiesz o webinarach?

Ktoś może powiedzieć: co ty Matko Polko wiesz o webinarach? Wzięłaś raptem udział w jednym!

Zgoda. Wzięłam udział w jednym i to jeszcze nie do końca, bo odbyła się na razie jedna z czterech części, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Już po pierwszej części nie mogę się doczekać kolejnych, a będą na pewno jeszcze ciekawsze!

Więc jeśli o jedzeniu już jest mowa. Zjedliśmy kolację, zrobiliśmy sobie herbatę i wygodnie rozsiedliśmy się w łóżku. Wzięłam notes, ale miałam zamiar wyprasować trzy koszule w trakcie tego webinaru, bo mąż następnego dnia rano wyjeżdżał służbowo.


Oszałamiający blask świeżo uprasowanej koszuli

Nie wiem, jak wy, ale ja mam górę niewyprasowanych koszul i gdy tylko mąż potrzebuje na wyjazd więcej niż jednej, proszę by wybrał jakieś z tej góry, a ja mu na ostatnią chwilę je prasuję. Zawsze może powiedzieć: świeżo wyprasowana! Jednego dnia w szafie nie powisiała. No, „świeżynka” po prostu.

Ale to, jakby ktoś zwrócił uwagę na jego koszulę świeżo uprasowaną. Nikt nigdy nie zwrócił na to uwagi, choć kto wie? Może kiedyś? Jakiś wywiad do TV? I ten oszałamiający blask świeżo uprasowanej koszuli, a on wtedy: to moja żona mi tak ją uprasowała. Ech…. Rozmarzyłam się a tu o czym innym miało być.


Od razu do rzeczy!

Jako, że doświadczenia w uczestniczeniu w webinarach nie mam, to myślałam, że pierwsze to jakieś tam wstępy będą, jakieś nakreślenie tematu, że w tym czasie te koszule „machnę” przy okazji. A tu bach! Po mega krótkim wstępie od razu do rzeczy!

Co tam koszule, mogę poprasować na pytaniach! Wciągnęło mnie. Przepadłam (w dobrym tego słowa znaczeniu!). Słuchałam, jak przysłowiowa „świnia grzmotu”. Kurczę! Same oczywistości, nic na pozór odkrywczego, ale mnie powaliło.

Spoglądałam tylko porozumiewawczo na męża i widziałam na jego twarzy ten sam grymas, co na swojej – czeka nas sporo roboty. Wzięliśmy się do zmian już następnego dnia rano. Szału nie było ale, jak to podkreślał prowadzący, nawet jeśli raz dziennie uda ci się coś zmienić, to już będzie sukces.


Jak to mówią: słonia zjada się po kawałku

Więc zaczęłam z tym słoniem. Po kawałku. I codziennie dokładam jeden więcej. Jakoś idzie. Nie poddaję się i po trzech dniach widzę efekty. W sobie i w dzieciach. A wystarczyło tak niewiele. Po pierwsze – przestałam im przerywać w pół słowa. Z tym to zawsze miałam trudność. A jeśli o dzieci chodzi, w szczególności. Oczywiście wiem, co one chcą powiedzieć i kończę zdanie za nich. A pewnie one zakończyłyby je inaczej. Koniec z tym.

No i druga zmiana – staram się choć raz dziennie (to na początek) nie chcieć niczego od dziecka, które właśnie przyszło do kuchni albo salonu. Nie bombarduję ich z marszu: O! Skoro już tu jesteś, to rozładuj zmywarkę, nakryj stół, odłóż te naczynia do szafy…


Dzieci już przede mną nie uciekają

Raz na sto razy trzeba tak zrobić. Tak mówił nasz Pan z Okienka. Raz niczego od dziecka nie chcieć. Być z nim, pomilczeć, uśmiechnąć się. Kurczę! Naprawdę działa!!! Przychodzą same i się przytulają. Serio. No, nie od razu wszystkie tabunami, ale pojedynczo. Wraca miła atmosfera, nie uciekają przede mną, żebym znowu czegoś od nich nie chciała.

Zachęcam więc do podnoszenia swoich rodzicielskich kompetencji, jak to się ładnie nazywa. Warto! Chyba chcecie, żeby wasze dzieci, jako dorośli, zapraszały was do siebie, dzwoniły do was, odwiedzały? Ja też. Dlatego inwestuję.

Życzcie mi powodzenia.

Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System - głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.
 
CZYTAJ TAKŻE:
 

Zdjęcia: Pixabay.com, Pexels.com
Fixed Bottom Toolbar