A jednak dyrekcja szkoły zagalopowała się - rozstrzygnięcie sądu w sprawie 10-latka

law 4617873 1280W lipcu br. w artykule „A co jeśli dyrekcja szkoły zagalopowała się?” pisaliśmy o sprawie postępowania sądowego dotyczącego ograniczenia praw rodzicielskich rodziców 10-letniego chłopca, którego sprawę zgłosiła szkoła. „Chłopiec, uczeń klasy czwartej, wielokrotnie naruszał nietykalność innych dzieci, a także stosował przemoc słowną, wyrażając jednocześnie niechęć do cudzoziemców” – można było wówczas przeczytać w oświadczeniu dyrekcji szkoły. I dalej: „Z uwagi na bezpieczeństwo uczniów, zgodnie z zapisami w programie wychowawczo-profilaktycznym, szkoła podjęła odpowiednie kroki, aby przeciwdziałać tym zachowaniom. Ze względu na brak wyraźnej poprawy w zachowaniu chłopca szkoła zwróciła się z pismem do sądu z prośbą o zbadanie jego sytuacji rodzinnej i wychowawczej”.

Zastanawialiśmy się wówczas, jakie kroki szkoła podejmowała wcześniej, żeby temu zaradzić oraz czy wyczerpała wszelkie możliwe środki i sposoby. I czy musiała zastosować aż tak drastyczny, jak podanie sprawy do sądu, w szczególności biorąc pod uwagę opinię wychowawczyni chłopca z końca października 2018 r., opublikowaną na stronie internetowej Ordo Iuris: „zachowanie chłopca na zajęciach lekcyjnych nie budzi zastrzeżeń. Maciek stara się pracować na miarę swoich możliwości, często jest bardzo aktywny. Potrafi nawiązywać poprawne relacje z rówieśnikami, choć zdarzało mu się uczestniczyć w konfliktach z kolegami. Warto jednak podkreślić, że zawsze były to sytuacje związane z obustronną prowokacją. Jego zachowanie nie odbiega od zachowania rówieśników. Warto też podkreślić duże zaangażowanie rodziców chłopca w kształtowaniu właściwej postawy syna i we współpracy ze szkołą”.

W związku z tą sprawą mieliśmy szereg wątpliwości. Np.: Jeśli mowa o „dużym zaangażowaniem rodziców” – zatem rodzina nie jest rodziną niewydolną wychowawczo, patologiczną – a „zachowanie [chłopca] nie odbiega od zachowania rówieśników”, to skąd ten pokaz siły wobec rodziny? Czy szkoła w tym przypadku na pewno nie zastosowała nieadekwatnego środka i tym samym nie stała się instytucją opresywną wobec rodziny? Czy działania szkoły nie zostały podjęte zbyt pochopnie? Czy wyczerpane zostały wszelkie inne możliwości? Czy szkoła w ten sposób rzeczywiście rozwiąże problem? Rzeczywiście pomoże chłopcu (jeśli uznaje, że potrzebuje on pomcy)? I czy rzeczywiście, na pewno, w pierwszym rzędzie chodziło o dobro dziecka?

Co więcej, uznaliśmy, że jakiekolwiek będzie rozstrzygnięcie sądu, w tej sprawie nie będzie wygranych. Przegrani będą wszyscy dorośli. Ale najbardziej przegranym - 10-letni chłopiec. Dywagowaliśmy również nad odpowiedzialnością dorosłych, którzy być może w tej sprawie się pomylili: czy poniosą konsekwencje krzywdy wyrządzonej tej rodzinie?

Pod koniec listopada br. Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, którego prawnicy reprezentowali rodziców w sądzie, poinformował, że „Sąd Rejonowy w Toruniu utrzymał pełnię władzy rodzicielskiej wobec rodziców chłopca niesłusznie oskarżanego o naruszanie nietykalności cielesnej czy głoszenie „haseł nacjonalistycznych”. Zarzuty szkoły wobec Maćka zostały uznane za niezasadne”. A także, że „przeprowadzone postępowanie dowodowe w całości potwierdziło, że rodzice w sposób właściwy wykonują władzę rodzicielską nad małoletnim. Zapewniają mu warunki bytowe adekwatne do jego rozwoju. Otaczają go należytą troską i opieką, a także wywiązują się z obowiązku edukowania dziecka. Jednocześnie, żadne z zachowań zarzucanych chłopcu przez szkołę nie znalazło potwierdzenia w przeprowadzonym postępowaniu dowodowym”. Natomiast „personel szkoły, zamiast doprowadzić do rozwiązania konfliktu między dziećmi zdecydował się na skierowanie sprawy do sądu, jednostronnie i negatywnie charakteryzując małoletniego oraz jego rodziców. To z kolei poskutkowało wszczęciem postępowania o ograniczenie władzy rodzicielskiej”.

Wydaje się, że znamy już odpowiedź na postawione w tytule naszego lipcowego artykułu pytanie. Nierozstrzygnięta pozostaje jednak nadal wątpliwość, czy w tej sprawie ktoś jeszcze poniesie konsekwencje? Konsekwencje błędnie podętych decyzji. Bo do tej pory ponosi je wyłącznie niesprawiedliwie potraktowana (oskarżona) rodzina.


(OrdoIuris.pl)

Zdjecie ilustracyjne/Pixabay.com
Fixed Bottom Toolbar